Artykuły

Szczęście na warsztacie

"Utwór o matce i ojczyźnie" w reż. Marcina Libera z Teatru Współczesnego w Szczecinie i "Twarzą do ściany" w reżyserii Iwo Vedrala z Teatru im. Jaracza w Olsztynie na IX Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Mądry, świetnie zagrany szczeciński "Utwór o matce i ojczyźnie" [na zdjęciu] oraz olsztyńskie "Z twarzą do ściany" z niewykorzystanym potencjałem to spektakle, które w niedzielę obejrzeliśmy na Festiwalu Prapremier.

Niedzielny wieczór miał się rozpocząć od mocne go uderzenia w policzek zebranych na widowni gości. "Utworowi o matce i ojczyźnie" w reżyserii Marcina Libera udało się nawet skłonić część widowni do nadstawienia kolejnego i dobrowolnego zebrania ciosów: za antysemityzm, niezrozumienie starszych osób, opluwanie historii. Opracowany na scenę tekst Bożeny Keff to niezwykle ciekawy materiał, pełen świetnych zabiegów literackich i, czasem wydawałoby się absurdalnych, odwołań. To również trudny aktorsko materiał, który w mistrzowski sposób opanował fantastyczny duet: Beata Zygarlicka i Irena Jun. Sztuka składa się z dialogu, a raczej następujących po sobie monologów dwóch kobiet: narratorki, autorki książki o znienawidzonej matce oraz jej rodzicielki - Żydówki, która przeżyła Holocaust.

Ze sceny płyną ostre słowa na temat historii, zakorzenionego w Polakach antysemityzmu, braku rodzinnych więzów. Nie są to jednak, jak zapowiadano przed spektaklem, słowa wyjątkowo nowe czy odważne (kto w przypływie złości chciałby dać kopniaka osobie, która z dziką przyjemnością pławi się w dawnym dramacie - dać kopniaka, by dostrzegła to, co teraz dzieje się wokół niej?; kto nie przekląłby w duchu bliskiej osoby, która nie próbuje pochylić się nad naszymi problemami i obgadać je - choćby dziesiąty z rzędu raz?). Jednak jest to historia dobrze poprowadzona, trzymająca w napięciu, a niezwykle dynamiczna przez umiejętność dawkowania emocji. Ciekawy (ale niestety pod koniec nużący) jest chór - sześć postaci ubranych w ludowe stroje, a wyrzucające jak z armaty słowa znieważające Żydów. Cała opowieść jest mądra, dobrze opowiedziana i poruszająca. Spektakl niesie jednak zbyt banalne (tak, być może właśnie dlatego, że względnie szczęśliwe) zakończenie. O wiele bardziej wymowne i pozostawiające widza z szansą na mądre przemyślenia byłoby pozbycie się filozoficznych wynurzeń na temat natury człowieka oraz wymuszonego zbliżenia matki i córki.

Szczęścia i zrozumienia poszukiwały tego wieczoru nie tylko one, ale i bohaterowie sztuki "Twarzą do ściany" w reżyserii Iwo Vedrala. Tu w nieokreślonym miejscu (podkreślać to miała scenografia w postaci rozwieszonej i rozłożonej również pod stopami widzów malarskiej folii - niezwykle

mało pomysłowe rozwiązanie!), równie nieokreślone osoby biorą udział w burzy mózgów, tworząc opowieść o rodzinie. O dziewczynie, która młodo wychodzi za mąż, zachodzi w ciążę, buduje sobie wyimaginowany idylliczny obraz swego życia. Jest tu też mężczyzna, który morduje w przedszkolu niewinne dzieci. I choćby człowiek chciał, w jego cudownym życiu nie znajdzie żadnej skazy, która doprowadzić mogłaby go do takiej zbrodni. Są w tym tekście ciekawe rozwiązania, momentami przyjemna lekkość wypływająca tak z prowadzonych dialogów, jak i aktorskiej gry (udany Grzegorz Gromek i dobra Milena Gauer). To spektakl, który łudzi widza chęcią dialogu, wspólnej zabawy. Już mamy zaczepkę ze strony aktora, już puszcza do nas oko, już nas zachęca do interakcji, by po chwili znów gadać tylko do siebie, albo, o zgrozo, do tytułowej ściany. To zdecydowanie za mało. A potencjał był - niekoniecznie w dość trywialnym tekście, ale na pewno w aktorach i publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji