Cała prawda o "Evicie"
Wspólnym z publicznością, jubileuszowym szampanem, święcić będzie jutro Teatr Rozrywki setne przedstawienie "Evity". Będzie okazja do wspomnień i anegdot, choć 11 grudnia 1994 roku, nikomu nie było do śmiechu, a trema paraliżowała artystów, dyrekcję i przyjaciół teatru. Spektakl obrósł jednak opowieściami, w które wielu... nie wierzy. Może więc pora przypomnieć jak to było naprawdę?
Czy prawdą jest, że chorzowski Teatr Rozrywki zastawił przyteatralną kawiarnię, by zdobyć pieniądze na zrealizowanie piekielnie drogiego przedsięwzięcia?
Owszem, owo "wyczarterowanie" było propozycją na tyle intratną, że okazała się ona godną rozważenia, a potem przyjęcia. "Evita", jeśli miała zalśnić całym blaskiem, wymagała ogromnych kosztów. Od praw autorskich po kostiumy, od materiałów po wynagrodzenia dla prawie setki realizatorów i służb technicznych, choć ani stawki nie były wyśrubowane, ani scenografowie - rozrzutni. Może tylko na reklamę nie trzeba było wydawać zbyt wiele, bo przygotowania do premiery budziły ciekawość i zainteresowanie wszystkich mediów. W końcu ryzyko, to świetny materiał na pierwszą stronę...
Czy prawdą jest, że dyrektor Dariusz Miłkowski od dawna marzył o wystawieniu "Evity"?
Na tę premierę czekano długo i niecierpliwie, muzyka z "Evity" znana była bowiem w Polsce od dawna, ale sam musical widziało niewielu. Dyrektor Dariusz Miłkowski oraz przyszły reżyser polskiej premiery - Marcel Kochańczyk zobaczyli przedstawienie w Londynie i podobno od razu wiedzieli, że mają na "to" ochotę. Wiedzieli także, niestety, że wchodzą na ścieżkę okrutnie stromą i kamienistą, musicale (a te najsłynniejsze już na pewno) to towar chodliwy, więc i trudny do zdobycia. Autorzy "Evity" - A. L. Webber i T. Rice - też nie byli skorzy do udzielania zgody na realizacje swego dzieła, żądając sprawdzenia warunków scenicznych, ewentualnej frekwencji, poziomu artystycznego, rangi realizatorów, małego teatru w dalekiej Polsce. Marzenia o "Evicie" w Chorzowie trwały więc cztery lata, marzeń konkretyzacja - dwa. Niemal od pierwszego spotkania z Marią Meyer, dyrektor i reżyser wiedzieli także, że jest to idealna wykonawczyni roli Ewy Duarte-Peron, co potwierdziły potem jednoznacznie wszystkie recenzje.
Czy prawdą jest, że chorzowska scena ma ambicję specjalizowania się w polskich prapremierach, muzycznych przebojów teatralnych?
- Ambicje to nie jest rzecz wstydliwa - śmieje się szef Rozrywki - zwłaszcza po przedstawieniu dobrze przyjętym. Pozostaje tylko jedna, za to chyba wieczna, niewiadoma, czyli finanse. Nie ustajemy jednak w penetrowaniu światowego repertuaru, w którym co roku pojawia się jakaś interesująca pozycja.
Czy prawdą jest, że przed polską premierą "Evity" cały teatr miał tremę?
Na to pytanie, w przededniu setnego przedstawienia musicalu, każdy z przepytywanych na tę okoliczność, realizatorów ma tylko jedną odpowiedź: O Boże, nikt nie jest w stanie tego sobie wyobrazić!