Jak najprościej
Rozmowa z Antygoną - Izabelą Szelą
DOROTA WYŻYŃSKA: Nie pierwszy raz mierzy się Pani z rolą Antygony. Grała Pani w tej sztuce w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Tak samo jak dziś spektakl reżyserował Zbigniew Brzoza.
IZABELA SZELA: To był mój debiut teatralny.
- Jak zareagowała Pani na propozycję zagrania Antygony ponownie, w Warszawie, w teatrze Studio?
- Kiedy zatelefonował do mnie Zbigniew Brzoza, byłam przed premierą "Kabaretu po tamtej stronie" Henryka Grynberga w macierzystym Teatrze Studyjnym w Łodzi, uczestniczyłam też w próbach sztuki Dario Fo "Złodzieje". Propozycja Zbyszka była tak zaskakująca, że nie mogłam w nią uwierzyć. Bardzo chciałam z niej skorzystać. Po pokazie "Kabaretu" zaczęłam próby w Warszawie.
- Jak przygotowuje się Pani do tej roli?
- Przede wszystkim próbuję rozszyfrować, kim jest Antygona. Jakim jest człowiekiem? Dlaczego tak, a nie inaczej myśli i jaki to ma związek z jej działaniem?
- Przekonują Panią jej argumenty?
- Tak, myślę, że potrafię ją zrozumieć.
- Jaką jest kobietą?
- Pełną sprzeczności, nie pogodzoną z losem i światem, któremu wypowiada wojnę, stając się jej ofiarą. Początkowo jest przekonana o słuszności swoich racji. Dopiero, kiedy popełnia czyn, dociera do niej to, co zrobiła. W pierwszym momencie zbliżającą się śmierć przyjmuje z pewną tylko w pierwszym momencie. Jest młoda, ma narzeczonego, o którym może przez chwilę zapomniała. Jej racje odchodzą na plan dalszy, budzi się natura, zmysły, instynkt życia. Kiedy jest już skazana na śmierć, bardzo chce żyć.
- Jak dziś grać tragedie antyczne? Z patosem - na koturnach - czy współcześnie - w dżinsach?
- Moim zdaniem jak najprościej. Nie zapominając, że jest to tragedia przede wszystkim zwykłych ludzi. Czy potrzebny jest kostium antyczny? Nie wiem, czy to konieczne. Nie gramy na koturnach i całe szczęście. Gramy, mówię o Antygonie i Ismenie (Diana Pasikowska) na bosaka w prostych, luźnych sukienkach.