Artykuły

Barwne widowisko w Ognisku "ACHILLES I PANNY"

Świetny znawca starożytności, tłumacz "Iliady", wyjaśnił już w "Dzienniku Polskim" z 6 bm., podpisując się skromnie literkami I.W. - treść komedii Artura Marii Swinarskiego, wystawionej w Ognisku przez grupę teatralną Zrzeszenia Studentów i Absolwentów w Londynie, pod kierownictwem Krystyny Ankwicz.

"Achilles i panny" to na wesoło potraktowana historia o młodziutkim Achillesie, wychowanym - jako dziewczyna - w gronie pięknych córek Likomedesa, króla wyspy Skyrus i jego małżonki, poetki Safony.

Dlaczego autor nazywa swoją komedię "pozornie cyniczną", nie bardzo mogę zrozumieć. Sztuka nie wydaje mi się cyniczna, nawet "pozornie". Jest to właściwie farsa, pełna zacięcia i dosadnego humoru, naszpikowana efektownymi powiedzonkami, zabawnymi, nieraz bezceremonialnymi, żartami na temat miłości, małżeństwa i jedzenia, zręcznymi sytuacjami, a czasem błyskiem poezji.

Ujęcie świata antycznego w formie operetkowej rozpoczęli, bodaj pierwsi, libreciści Meilhac i Halevy, pisząc odkrywczą komedię o "Pięknej Helenie" (1865) do nieśmiertelnej muzyki Offenbacha. Potem posypała się plejada operetek "antycznych", że wspomnę "Orfeusza w piekle" "Lizystratę" oraz sukcesy paryskie po pierwszej Wojnie Światowej, "Phiphi" (o Fidiaszu) i De-de (o Demostenesie).

Może stuletnia tradycja spektakli tego typu sprawia, że farsa Swinarskiego wydała mi się także wybornym librettem operetkowym, proszącym się o muzykę, o walca, o kuplety aktualne i tańce. Zamiast jednak girlandy operetkowej Swinarski przetkał swoją komedię wstawkami poetycznymi, które kładzie w usta matki Achillesa, bogini wodnej Tetydy. Wiersze, które mówi, są ładne, ale przedłużają trochę akcję i ciężą na tempie komedii. Ratowała jednak te wstawki Krystyna Ankwicz, która pozując się stylowo na nimfę antyczną recytowała je z właściwym nastrojem, nadając im aurę rytmów Wyspiańskiego. Bardzo ładny motyw muzyczny - coś jakby echo ballady sentymentalnej o losach Achillesa - skomponował do tych scen Bogusław Maciejewski.

Jako reżyser, Krystyna Ankwicz musiała włożyć wiele pracy w przygotowanie młodych adeptów do występu w sztuce niełatwej do inscenizowania i zagrania. Choć nie wszyscy młodzi artyści dojrzeli jeszcze do popisywania się w większych rolach, widowisko wypadło w całości doskonale: było składne, żywe, zabawne i kolorowe, a miejscami - w myśl intencji autora - muśnięte powiewem poezji.

Najlepiej wypadły sceny obyczajowe. Prym dzierżyła tu aktorka zawodowa, Eugenia Magierówna, która w roli poetessy Safony dała mieszaninę jakiejś Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, Narcyzy Żmichowskiej i pani Dulskiej, wywołując śmiech swoimi uwagami o miłości, cnocie i kuchni. Kreacja pierwszorzędna! Partnerował jej z bezpretensjonalnym komizmem w roli ateńskiego pantoflarza (którego W. I. w swym artykule o sztuce Swinarskiego słusznie porównuje do Felicjana Dulskiego) - jeden z seniorów naszej sceny emigracyjnej, W. Prus-Olszowski. Maciejewski ma szczęście do ról służących. W "Ciotce Karola" był lokajem-pianistą, w "Achillesie i pannach" jest kucharzem-uwodzicielem. Grał z dyskretną ironią. Teatr wydaje się być jego żywiołem.

W rolach pięciu córek królewskich wystąpiło pięć gracji naszej młodzieży teatralnej: pp. Ina Sobieniewska, Danuta Step, Barbara Łubieńska, Hanka Walton i Kinga Kalińska. Z tego zespołu pięknych panien - najwytrawniejsza jest oczywiście Sobieniewska. Grała rolę chytrej kokietki z kapryśną romantycznością, w stylu "angry young girls". Łubieńska ma zdolności charakterystyczne, to też zebrała więcej oklasków, jako ruda rozkrzyczana kucharka, niż jako eteryczna Alfa. Hanka Walton zapowiada się na pełną wdzięku amantkę. Mogłaby grać Klarę w "Ślubach''.

Marian Czernicz porał się jak mógł z metamorfozą Achillesa, przeobrażającego się ze skromnego dziewczęcia w bohaterskiego wojaka i kochanka. Jest to rola efektowna, ale trudna, wymagająca dużej rutyny aktorskiej. Czernicz powinien jednak trochę przysiedzieć fałdów nad dykcją. Przypomnę tu słowa jednego z nestorów Komedii Francuskiej, skierowane do młodego debiutanta: "Geniuszu aktorskiego nie można się nauczyć za żadne skarby świata. Musi być wrodzony. Ale dobra dykcja leży w zakresie możliwości każdego aktora. Trzeba tylko nad nią ciężko popracować".

Nadspodziewanie dobrym Odysem okazał się spec od efektów świetlnych, Feliks Stawinski.

Czarodziejskie dekoracje Smosarskiego przeniosły nas na kilka godzin na brzegi różowo-błękitnej wyspy greckiej, po której wirowały powiewne, wielobarwne kostiumy, obmyślone z wyobraźnią i gustem przez Teresę Heitze.

Przesąd nie pozwala wróżyć powodzenia. Mimo to wróżę wesołemu, kolorowemu i pełnemu westchnień miłosnych widowisku duże powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji