Artykuły

Swawole w szkole

"Szkoła tańców salonowych" na Scenie Propozycji Białostockiego Teatru Lalek. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Czy można zaprosić do bufetu kobietę poznaną na zabawie? Zapytać o powód odmowy? Powiedzą ci w Białostockim Teatrze Lalek. Uczą tam form towarzyskich, śpiewają do wina, tańczą. Nawet z wiadrem

W BTL oglądać możemy nowy spektakl na kształt śpiewogry - "Szkołę tańców salonowych". Co ciekawe - widowisko powstało poza oficjalnym repertuarem teatru, z inicjatywy tym razem nie reżyserów czy szefów teatru, ale aktorów BTL. Trójka z nich przygotowała przedstawienie samodzielnie, w ramach działającej od niedawna trzeciej sceny teatru lalek - Sceny Prezentacje.

Najnowsze przedsięwzięcie wpisuje się w jej kawiarniany klimat: widzowie siedzą w sali dość "niezobowiązująco" - przy stoliczkach ustawionych na różnych poziomach. A aktorzy, mając niewielki kawałek sceny, prezentują przed nimi swoje wokalne talenty... bądź ich brak. Brak ów zawsze pokryć mogą talentami aktorskimi, bowiem - jak to w BTL bywa - na samym śpiewaniu użytkownicy Sceny Prezentacje nie poprzestają. A to mrugną do widza, a to zrobią minę, a to wreszcie wygłoszą jakiś tekst, mniej lub bardziej zabawny.

Nie inaczej jest i w "Szkole...".

Ich dwie i on jeden (Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Grażyna Kozłowska i Jacek Dojlidko) zebrali garść znanych standardów (m.in. piosenek do tekstów Agnieszki Osieckiej, Wojciecha Młynarskiego, Jonasza Kofty), poprosili muzyków o akompaniament "na żywo", wspólnie przygotowali tradycyjną bądź nowatorską interpretację piosenek. Całości nadali sznyt śpiewogry, w której pojawił się tradycyjny już dla wielu produkcji BTL lejtmotyw łączący poszczególne piosenki. Aktorzy niczego nowego nie wymyślili: jak w poprzednim widowisku Sceny Prezentacje - "Operze jednego kelnera" - lejtmotywem były dywagacje upierdliwego klienta-konsumenta, cytującego podręcznik dla dżentelmenów, tak w "Szkole..." jest nim głos z offu, pouczający publiczność w kwestii form towarzyskich i definicji tańca.

Powtarzalność konwencji miejscami męczy, ale przyznać trzeba, ciągle zdaje egzamin. Formułki na temat tanga, samby czy form towarzyskich wygłoszone uprzejmym, żartobliwym tonem przy trzaskach zdartej płyty - kojarzą się z anachroniczną ramotą, ale mają swój urok, finezję i potrafią rozbawić widza ("Czy proszący o taniec mężczyzna może pytać o powód odmowy? Raczej nie. Powinien przyjąć każdą odmowę. Uśmiechamy się więc i odchodzimy.").

Wszystkie te dywagacje raz lepiej, raz gorzej komponują się z piosenkami utrzymanymi w różnych nastrojach. Wśród opowieści o zawiedzionej miłości dostaniemy więc i piękne, melancholijne wykonania, i niemiłosiernie fałszowane serenady, wspomagane arsenałem błazeńskich min.

W trójce śpiewaków zdecydowanie lepsze głosy mają kobiety. Niektóre piosenki wręcz udały się im znakomicie (m.in. "Bossa nova", "Mówiłam żartem" Janowicz-Dobrowolskiej). Grażyna Kozłowska w "Pamiętasz, była jesień" - przy dźwiękach kontrabasu - dowodzi, że głos ma mocny i ekspresyjny. A w "Tylko mnie poproś do tańca..." Janowicz-Dobrowolskiej nie dość, że dostajemy piękną, powściągliwą interpretację piosenki, to jeszcze ma ona walory malarskości (zwróćcie uwagę na cień artystki!). Jest tu też sporo pastiszu: flegmatyczna sprzątaczka z miotłą (Kozłowska) zawodzi "Do przodu żyj", a pijany kochaś z drabiną pod pachą i mandoliną (Dojlidko) wydziera się fałszując "O Mario Krystyno" i przewraca oczami.

Na koniec o tym, co w widowisku najbardziej smakowite: świetne aranżacje muzyków współpracujących od dawna z BTL: Marek Kulikowski (instrumenty klawiszowe), Piotr Chociej (kontrabas) i Jerzy Nowicki (perkusja). Swing, bossa nova, walczyk w ich wykonaniu jest naprawdę wyśmienity. Polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji