Artykuły

Tarnowska "Europa" Braunów

Kim pan jest, reżyserem, pedagogiem, pisarzem, a może pol­skim emigrantem na emeryturze?

Wbrew pozorom wcale nie jest ła­two odpowiedzieć na tak sformuło­wane pytanie. Jestem przede wszystkim twórcą, który poprzez te wszystkie zajęcia próbuje realizować swoje wizje i pasje twórcze, poprzez ciągle na nowo określaną i potwierdzaną tożsamość kreować otacza­jącą i nierzadko osaczającą mnie rzeczywistość. W każdym z tych za­wodów czy zatrudnień staram się przekazać innym, swoim widzom, studentom, czy czytelnikom moje widzenie świata. One wszystkie łą­czą się, nawzajem uzupełniają i przenikają pomagając mi reżyserować, a dzięki doświadczeniu reżyserskiemu moje wykłady nie są li tyl­ko historią czy teorią. W konsekwen­cji obydwa te zajęcia stymulują moje pisarstwo, które jest niejako ich su­plementem. Za to na pewno nie jestem, a raczej nie czuję się emigrantem, chociaż boleśnie doświadczyłem doli i niedoli imigranta. Jeśli już, to jestem raczej obywatelem świa­ta, jednoczącej się właśnie Europy.

Zgoda, jest Pan obywatelem świata, ale pańskie korzenie to ziemia tarnowska, do której wra­ca Pan po latach z dalekiego kra­ju. Jakie były powody Pana wyjaz­du i czym motywuje Pan swój obecny powrót?

Ta etykieta emigracyjna, którą się mnie często stempluje, jest z gruntu fałszywa. Emigracja nie była moim wyborem a koniecznością. Ja wyje­chałem nie dlatego, że chciałem, tyl­ko dlatego, że musiałem. W 1985 roku, po dziewięciu latach kierowania Teatrem Współczesnym we Wrocła­wiu, gdzie także wykładałem na Uniwersytecie - zostałem z dnia na dzień pozbawiony pracy. Moja działalność została uznana za niebezpieczną dla PRL - u i postanowiono mnie zła­mać. Ówczesne władze komuni­styczne po prostu wyrzuciły mnie z kraju, skazując na zawodową i arty­styczną banicję. Osiedlając się w Sta­nach Zjednoczonych, gdzie miesz­kam i pracuję do dzisiaj, pozostałem tym kim byłem - niezależnym twórcą i wolnym człowiekiem, a przede wszystkim Polakiem. Wie pan, ja tak naprawdę, w sensie intelektualnym i artystycznym, nigdy z Polski nie wy­jechałem, więc nie istnieje dla mnie problem powrotu, tym bardziej, iż mam rodzinę i tu i tam - starsze dzie­ci, córka Monika i syn Grzegorz mieszkają we Wrocławiu, a najmłod­sza Justyna jest z nami w Stanach. A tarnowskie korzenie rodziny Brau­nów liczą już sobie ponad sto lat.

Otóż to, pochodzi Pan ze zna­nej rodziny o znakomitych konolacjach, mocno związanej z Tarnowem. Czym jest dla pana ta ro­dzinna tradycja, czy czuje się Pan jej spadkobiercą?

Tarnów znam tylko z przekazów rodzinnych i opowiadań - nigdy tu­taj wcześniej nie byłem. Aczkolwiek było to dla mnie zawsze miejsce ważne, właśnie ze względu na pochodzenie mojej rodziny. Moi dziad­kowie mieszkali przed wojną w posesji przy ul. Narutowicza, gdzie mój stryj Jerzy napisał słowa i skompo­nował muzykę do sławnej harcer­skiej pieśni "Płonie ognisko i szumią knieje". Przypomina o tym tablica pamiątkowa na ścianie ich domu. Mój dziadek Karol był tu szanowa­nym notariuszem i "Sokołem". W budynku dawnej "Sokolni" mieści się obecnie tarnowski teatr. Natomiast moja babka Henryka, była harcerką, późniejszą komendantką Chorągwi Krakowskiej. W domu przy ulicy Narutowicza mieszkali wraz z czwór­ką dzieci. Najstarszy był Kazimierz / - po nim noszę imię/, po nim Jerzy / m.in. autor "Europy"/, następnie cór­ka Jadwiga /znana aktorka i legendarny kierownik Teatru II Korpusu gen. Andersa/ / oraz najmłodszy - mój ojciec Juliusz, po którym nosi imię mój bratanek /do niedawna przewodniczący Krajowej Rady Ra­diofonii i Telewizji, a obecnie jej czło­nek/. Z czasem wszyscy rozproszy­li się po świecie. Pozytywnie obcią­żony tą rodzinną tradycją, staram się być jej depozytariuszem i twórczym spadkobiercą - jest ona dla mnie wyzwaniem i zobowiązaniem.

Pański sławny stryj, Jerzy Braun, patronuje kilku szkołom, jest także autorem sztuki, którą realizuje Pan w Tarnowskim Te­atrze. Jak doszło do tej współpra­cy i dlaczego właśnie Pan się tego podjął?

Właśnie ostatnio uczestniczyłem w uroczystości nadania Publiczne­mu Gimnazjum nr 1 w Dąbrowie Tar­nowskiej imienia mojego stryja Je­rzego Brauna, który w tej miejsco­wości przyszedł na świat w 1901 roku, spędził swoje dzieciństwo i ukończył 4 klasową szkołę po­wszechną. Podobna uroczystość miała miejsce w ubiegłym roku, w kwietniu, kiedy to tarnowskie Gim­nazjum nr 4 przyjęło za swojego patrona Jerzego Brauna. Wtedy to po raz pierwszy zawitałem do Tarnowa, gdzie poznałem wielu wspaniałych ludzi, m.in. panią doktor Marię Żychowską, autorkę pionierskiej bio­grafii mojego stryja, którego tak na­prawdę odkryła dla współczesnych tarnowian oraz prof. Krystynę Przy­było. Postanowiłem zrobić coś dla tego, już "mojego" miasta. Spłacić zaciągnięty dług tym, co czuję i umiem najlepiej - czyli teatrem, i tak zrodził się pomysł wyreżyserowania w miejscowym teatrze sztuki moje­go sławnego stryja Jerzego Brauna "Europa". Będąc spadkobiercą jego idei i myśli, mając ku temu odpowied­nie predyspozycje i kwalifikacje - w sposób naturalny i jak najbardziej oczywisty podjąłem się tej realizacji.

A "Europę" wybrałem dlatego, że jest to, moim zdaniem, najlepsza sztuka Jerzego Brauna, rzekłbym o wzra­stającej aktualności.

To bardzo ciekawe stwierdze­nie. Proszę powiedzieć, o czym tak naprawdę jest ta Wasza, Brau­nów "Europa"?

"Europę" mój stryj napisał jesz­cze w okresie międzywojennym. Jej premiera odbyła się w 1931 roku, nie byle gdzie, bo w warszawskim teatrze "Ateneum", co dobitnie za­świadcza o pozycji jaką wtedy zaj­mował jej autor. Sztukę wyreżyserował i zagrał w niej główną rolę sam wielki Stefan Jaracz, notabe­ne również tarnowianin. "Europa" jest dramatem problemowym, bada­jącym historyczne i ideowe aspek­ty cywilizacji europejskiej. Akcja sztuki osnuta jest na przygodach młodego Hindusa, który przybywa do Europy aby ją dogłębnie poznać. szczególnie jej kulturę i obyczaj. Rozczarowany jej cywilizacyjnym obliczem postanawia wracać do In­dii. Ale nie tylko to jest treścią mo­jej adaptacji. Wiadomo, że Jerzy Braun spędził w stalinowskim wię­zieniu aż osiem lat. Nie tracąc ducha opowiadał współwięźniom swoje dramaty i powieści, recytował wiersze i śpiewał piosenki, dawał wykłady. Sytuacja, w jakiej się zna­lazł, stanowi ramę konstrukcyjną mojej adaptacji. Autor nie tylko opowiada swoją sztukę ale także śni o swoich wielkich romantycznych in­spiratorach i serdecznie wspomina rodzinny Tarnów, gdzie ukazuje mu się Jakub Szela.

Wspomniał Pan o swojej ada­ptacji i reżyserii, ale to nie wy­czerpuje wszystkich znamion pańskiej artystycznej działalno­ści przy tworzeniu tego pomyśla­nego z rozmachem przedstawie­nia?

Oprócz adaptacji i reżyserii je­stem jeszcze autorem inscenizacji i scenografii. Ale już muzykę do spektaklu skomponował młody kra­kowski twórca Bartłomiej Glinka / ten od serialu "Na dobre i na złe"/. Natomiast choreografię tworzył znakomity specjalista prof. Jacek Tomasik. W mojej adaptacji uzna­łem za niezbędne dla uaktualnie­nia "Europy" stryja, sięgnięcie rów­nież po inne jego utwory, m.in. dra­maty: "Christopher", "Dni Konradowe" i "Rewolucja" oraz poematy, wiersze i pieśni. Tak poszerzona adaptacja przekazuje zarówno podstawowe idee "Europy", jak i skrótowo przedstawia sylwetkę jej autora. O reżyserii już było, więc jeszcze słów kilka o scenografii, której gotowe projekty przywiozłem ze sobą. Swoim charakterem moja scenografia przypomina trochę teatr elżbietański i... prace mojego mistrza Andrzeja Pronaszki. Jest wielopłaszczyznowa i wielopoziomowa - raz będzie to np. statek transoceaniczny, a innym razem więzienie. Generalnie, będzie to rodzaj teatru w teatrze. W przedsięwzięcie zaangażowany jest cały teatr - dwudziestu aktorów musi zagrać 83 postaci. W pra­cowniach i na scenie trwają go­rączkowe przygotowania, premie­ra już 28 czerwca. Postać Pana Jerzego zagra Jan Mancewicz.

Sztuka w oryginale ma inny fi­nał - rozczarowany Europą bohater wraca do swoich kolonialnych Indii, podczas gdy Pana za­kończenie jest wyraźnie pro eu­ropejskie. Dlaczego?

Proszę nie zapominać, że sztu­ka powstała w latach trzydziestych, kiedy Europa była zupełnie inna, nie było jeszcze chociażby Unii Eu­ropejskiej, inna była kultura i mentalność jej mieszkańców, inaczej przebiegały linie podziałów poli­tycznych i gospodarczych. Na wschodzie umacniał się komunizm a na zachodzie faszyzm, zaś pomiędzy tymi biegunami zła tliła się Polska. "Europa" mojego stryja była wielkim memento dla pogrążającej się w chaosie cywilizacyjnym Eu­ropy - ostrzeżeniem i przepowied­nią /wkrótce wybuchła II wojna światowa/, ale i proroczym przesłaniem i wyzwaniem dla nas, współ­czesnych Europejczyków. Nie mo­głem nie podjąć tego wyzwania. Wzbogaciłem spektakl o myśli za­warte w publicystyce Jerzego Brau­na, w których przedstawia rewolucyj­ne na ówczesne czasy tezy i snuje wręcz prorocze wizje - idee unionizmu i koncepcje połączenia państw Europy Środkowej. Stryj pisał o Eu­ropie otwartej na zachód i wschód, o wspólnych korzeniach i kulturze. Jego ideą była również Polska, jako zwornik Europy, dzięki któremu Europa przetrwa i odrodzi się. Do tych idei odwoływał się często prymas Wyszyński i nawiązuje do nich rów­nież w swym nauczaniu Jan Paweł II. Jestem dumny, że dożyłem cza­sów, w których spełniają się proroc­twa mojego wielkiego stryja i ja mogę w tym czynnie uczestniczyć.

Pięknie dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji