Krzysztof Miklaszewski poleca twórczość Braunów
Historia teatru tarnowskiego zawiera się w sinusoidzie wzlotów i upadków. Pierwsza premiera pod nową dyrekcją Wojciecha Markiewicza - który przyszedł doń z teatru radiowego - odbyła się przed wakacjami i była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mogłem się więcej dowiedzieć o rodzinie Braunów, symbolu tarnowskiego patriotyzmu i przywiązania do regionu. Jerzy Braun, postać dla ogółu wciąż jeszcze mało znana, to stryj Kazimierza Brauna, znakomitego reżysera teatralnego, wykładowcy amerykańskich uczelni, i Juliusza Brauna, b. przewodniczącego KRRiTy posła ziemi kieleckiej.
Jerzy Braun był przed wojną założycielem harcerstwa, komendantem hufca w Tarnowie, aktywnym działaczem politycznym. Poświęcił się sprawie duchowej wspólnoty Europy. Jego działalność w czasie okupacji stała się oficjalnym wykładnikiem polityki międzynarodowej polskiego państwa podziemnego i rządu na uchodźstwie. Dzięki hartowi ducha przeżył więzienie czasów stalinizmu. Po uwolnieniu wybrał życie we Włoszech, gdzie zmarł. Był tam zaangażowany w nową politykę Watykanu, związaną z drugim soborem.
Znany głównie jako autor hymnu harcerskiego "Płonie ognisko i szumią knieje", stworzył przed wojną dramat "Europa", ukazujący wszystkie złogi cywilizacji europejskiej, prowadzące do ogólnego upadku. Przewidując nadejście totalitaryzmów, których padł ofiarą, postawił diagnozę poprzez pryzmat widzenia kogoś z zewnątrz. Do wspaniałe formującego się po odzyskaniu niepodległości państwa polskiego przybywa Hindus. To, co widzi, prowadzi - jego zdaniem - do ubożenia sfery duchowej i upadku goszczącego go kraju. I kontynentu. Bohater buntuje się np. przeciw przekształcaniu bliskich mu praktyk religijnych w pokupny towar.
To dramat pełen aluzji, meandrów, bocznych akcji, składających się na theatrum mundi. W tym kierunku poszedł też Kazimierz Braun. Oparł się na działaniu ansamblu, tłumu na scenie, co zawsze lubił. Dokonał przewrotnej adaptacji utworu. Opowieść - niczym klamrą - spinają sceny w więzieniu, w którym jego stryj spędził prawie dziesięć lat. Reżyser stylizuje tę opowieść na "Dziady", na uwięzienie filomatów i filaretów. Przywołuje też marionety naszych wieszczów.
Jest to propozycja ożywcza, przypominająca twórczość wspaniałej, niesłusznie zapomnianej postaci. Podjęcie tej próby w tarnowskim teatrze było wielkim aktem odwagi. Kazimierz Braun udowodnił, że z każdym zespołem można zbudować pełen dynamizmu, znaczący spektakl. Premierowa publiczność oniemiała. Takiej problematyki, ukazanej z równym rozmachem, nikt tu już dawno nie widział. Pełen inwencji reżyser sprawił, że zespół uwierzył w siebie.