Do piachu
"I oto Teatr na Woli wystawia "Do piachu". Jakie odczucie wyniesie widz, zwłaszcza ten nie znający z autopsji czasów walki ojców, po obejrzeniu tego spektaklu? Wyjdzie jedynie z uczuciem ogromnego wstydu, że tak to ci ojcowie walcowali (to ostatnie słowo wzięte z tekstu sztuki) albo opuści teatr z oburzeniem, że ośmielono się wystawić tę plugawą rzecz w Miesiącu Pamięci Narodowej. (...) Dlatego proponuję: Do piachu... i głęboko zakopać tę sztukę!" - pisał w "Stolicy" (nr 8, 1979) Stanisław Majewski.
Przez siedemnaście lat Różewicz pisał opowieść o głupim Walusiu. Nie bohaterskim dowódcy, wytrawnym żołnierzu, ale ciemnym parobku, przypadkiem wciągniętym w tryby wojennej machiny, najgłupszym i najbardziej śmierdzącym mieszkańcu leśnej ziemianki. Siedem lat trwały boje z cenzurą o wydanie sztuki drukiem. Cztery lata Tadeusz Łomnicki zabiegał u ówczesnych władz o zgodę na prapremierę. W atmosferze skandalu, szargania świętości i protestów, wyjątkowo w tej sprawie zgodnej, oficjalnej i opozycyjnej "opinii publicznej", Różewicz po kilku miesiącach poprosił o zdjęcie sztuki z afisza. "Do piachu" stało się kamieniem obrazy dla samozwańczych obrońców AK, godności polskiego munduru, nawet NSZ. Dostrzegano to, co najbardziej rzucało się w oczy: obsceniczny język, naturalizm w pokazywaniu partyzanckiego życia, osławioną latrynę i opuszczone przed wykonaniem wyroku spodnie skazańca. Różewicza pomawiano o prymitywizm, nędzę moralną i fałszowanie historii. W latach osiemdziesiątych sztuka była "tabu" niebezpiecznym dla każdego układu sił, który chciałby się nią posłużyć. Nawet i teraz, gdy telewizji można zarzucić wszystko poza produkowaniem "półkowników", decyzję o wyemitowaniu spektaklu zrealizowanego w krakowskim studiu telewizyjnym jesienią ubiegłego roku rozważano znacznie dłużej niż wynikałoby to z normalnej procedury.
Wśród krzaków i pagórków pokrytych błotem zmieszanym z przegniłymi liśćmi, w skleconej z patyków i mchu budzie leży Waluś. Od czasu da czasu kamera zagląda przez szpary do jego więzienia. Partyzancka codzienność toczy się gdzieś z boku równie obojętna na los skazańca jak otaczająca wszystko, zwarzona jesiennym przymrozkiem przyroda. Skazaniec... To raczej zakała oddziału, zbyt głupi, żeby uciec po nieudanym napadzie na plebanię. Winien, nie winien, kto by się nad tym zastanawiał. Dyscyplina w wojsku musi być. Katowską robotę musi ktoś wykonać. Tylko, że Waluś jakoś tej roboty nie ułatwia. Jego ufność, dziecięca naiwność, chłopska pobożność, ot choćby sposób w jaki pakuje swoje manatki i dochodzi swoich praw u "pożyczalakich" kolegów... Każda rzecz ma niezwykłą wartość na tej nowej drodze, w którą Waluś do końca wierzy. Kalesony i brudna koszula na zmianę, łyżeczka, papierosy, kilka kostek cukru w brudnym zawiniątku, sznurek i niespodzianka - wygrzebany w budzie zapomniany kawałek chleba...
"To niesamowita sztuka - powiedział po jej przeczytaniu Konrad Swinarski. - Ale kto to miałby grać?" Kazimierz Kutz powiedział w jednym z wywiadów, że nie pomyślałby o "Do piachu", gdyby nie Piotr Cyrwus. Ten aktor o góralskim rodowodzie i wyjątkowej pracowitości mógł uwiarygodnić w postaci Walusia jej najważniejsze cechy, prostotę, ufność, bezbronność istoty ludzkiej wobec nadciągającej nieuchronnie katastrofy. Z prawdą o wojnie trudno się pogodzić, szczególnie (i to paradoks!) w Polsce, gdzie z heroizmu, ofiarności powstańców i cierpienia tysięcy ofiar wciąż nowe pokolenia czerpią poczucie wartości, godności i narodowej dumy. Demistyfikacja prawdziwego oblicza wojny to zamach na najtrwalszy i najpilniej strzeżony z polskich stereotypów. Najwyższy czas abyśmy tej prawdzie spojrzeli w twarz. Prawdzie o zabijaniu, które jest zawsze przekroczeniem najświętszej, moralnej normy, i które niszczy nie tylko wrogów, ale i ofiary.