Artykuły

Współczesny Jedermann

Coraz częściej w ostatnich latach pojawia się Franz Kaflza na polskiej scenie. Ten wybitny powieściopisarz początku naszego wieku, ze swą tragiczną filozofią życia, okazuje się dziś bardzo aktualny, trafiający w sedno problemów, lęków i niepokojów naszej epoki, współczesnego człowieka. W Krakowie oglądaliśmy w ostatnich latach sceniczne adaptacje dwu powieści Kafki: "Ameryki" i "Zamku". Obecnie otrzymaliśmy sceniczny "Proces".

Stary Teatr zaprezentował utwór Kafki (przekład Brunona Schulza) w adaptacji, inscenizacji i reżyserii Jerzego Jarockiego, oprawie muzycznej Stanisława Radwana i scenograficznej Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego. Tło plastyczne jest w tej inscenizacji sprawą szczególnie istotną; ono nadaje ton i nastrój całemu spektaklowi. Szare, kamienne mury o licznych, niewidocznych przejściach, długi korytarz-tunel, labirynt drzwi, karkołomne, pnące się w górę schody: sceneria ni to więzienia, ni jakiegoś obskurnego pasażu. Atmosfera smutku, osaczenia, zabłąkania, beznadziei.

Już pierwszy obraz: przydana przez inscenizatora pantomima ujawnia z miejsca - o jakie błądzenie, jakie poszukiwanie chodzi. Młody półnagi mężczyzna, zwinięty tu embrionalnej pozie na łóżku, budzi się ze snu; rozpoczyna nowy dzień życia. Dzień to trzydziestych urodzin głównego bohatera sztuki. A więc początek dojrzałego życia (nasz wieszcz narodowy określa je jako "wiek męski - wiek klęski"). Początek - procesu życia.

Zachowanie się Józefa K. wobec niecodziennych wydarzeń, jakie czekają go tuż po przebudzeniu: pojawienia się w jego pokoju - zamiast gospodyni ze śniadaniem - dwu osobników, którzy go... aresztują, jego absolutny brak zdumienia, bierność, zmechanizowane ruchy, twarz przypominająca maskę, potwierdzają uogólniający zamysł inscenizacji. Józef K. to współczesny Jedermann. To po prostu - człowiek, skazany na życie, którego sensu i istoty dochodzić będzie przez całe swe istnienie, by u jego schyłku - w ostatnim scenicznym obrazie - stwierdzić, że "wstyd go przeżywa".

Oczywiście takie jednoznaczne odczytanie powieści Kafki nie oddałoby w pełni jej wielowarstwowej symboliki, jej filozoficznych treści, tragicznej zadumy nad światem i życiem. Zadumy, która w innej formie, w różnej konwencji pisarskiej towarzyszy całej wielkiej literaturze światowej - od antyku po dzieła współczesnych egzystencjalistów. W przypadku Kafki cała jego twórczość, wyrosła z podobnej do "Procesu" filozofii, związana jest w dodatku silnie z samą osobowością pisarza. Z jego swoistą obsesją, sytuacją rodzinną, samotnością, chorobą. Toteż niektórzy komentatorzy utożsamiają Józefa K. po prostu z autorem "Procesu".

Adaptacja powieści na scenie nigdy nie jest rzeczą prostą i łatwą. W przypadku "Procesu" - powieści "dziwnej", o wielu pokładach, wątkach, podtekstach, jest ona szczególnie trudna. Jerzy Jarocki wyszedł z tego trudnego przedsięwzięcia literacko-teatralnego obronną ręką. Odrzucając pewne wątki i postaci, urealniając niektóre sceny (np. obecność trójki bankowych kolegów przy akcie aresztowania przekształca się w urodzinową wizytę u solenizanta), retuszując jedne sytuacje, a mocniej uwypuklając inne, skondensował treści utworu, przybliżył je, może nawet wyjaśnił ich rozumienie. Zaś prezentując one treści niejako w formie sennego widzenia, umożliwił zarazem różnorakość odczuć i interpretacji.

Szarość tła scenicznego, która w finale spektaklu przekształca się w otulającą całą scenę biel, w tonie popielato-czarnym utrzymane kostiumy, migawkowość obrazów, przerywanych raz po raz ciemnymi, pustymi pauzami, powtarzanie się pewnych wątków (skrzypek, bawiące się dzieci), wreszcie - realność, nachalna wręcz konkretność osób i przedmiotów w niesamowitym, absurdalnym otoczeniu - jakże to wszystko przypomina meczące nocne majaczenie, dręczący sen...

Wciągnięty w tryby "procesu" Józef K. to człowiek niecierpliwy, który miotając się niby zwierz w klatce, czyni dziesiątki nierozważnych kroków, bez ustanku wędruje, biega, pnie się po piętrach - a wszystko w dążeniu do wyjaśnienia i poprawy własnej sytuacji, którą tylko gmatwa i psuje, prowadząc do niechybnej katastrofy. Dwa długie "kazania", jakie wysłuchuje z ust malarza Titorellego i kapelana, to niby nauki złych i dobrych mocy (postać kapelana ma w sobie nawet coś z anioła - z szerokimi na kształt skrzydeł rękawami białego habitu). Bierne oczekiwanie, pogodzenie się z losem, albo działanie, ale działanie nie w formie samotnej szamotaniny, nie egotycznego zaślepienia, lecz w perspektywie bodaj "na dwa kroki od siebie" - oto proponowane, postawy. Dla Józefa K. wszelkie rady są, już spóźnione. Mija rok jego "procesu", symboliczny rok zmagania się z życiem. Biały całun śmierci spowija wszystko wokoło...

Przejmujące, mądre przedstawienie, które pozostaje w pamięci widza, drążąc jego myśli, wyobraźnię, uczucia.

Połowę sukcesu zawdzięcza inscenizacja Jarockiego dobremu aktorstwu. Choć poza głównym bohaterem nie ma "dużych" ról w "Procesie", jednak nawet te formalnie małe są ważkie i wyraźnie zindywidualizowane, pozwalające na aktorski popis. Wiele takich popisów znaczy kafkowski spektakl. Nie sposób wymienić wszystkich; lista realizatorów obejmuje kilkadziesiąt nazwisk. Wspomnijmy więc tylko dwie "nowe twarze" na scenie Starego Teatru. Teresę Budzisz-Krzyżanowską, która z nowym sezonem przeszła do Teatru im. Modrzejewskiej i w "Procesie" daje - w kilkuminutowej zaledwie roli Panny Burstner - popis pięknej, delikatnymi rysami nakreślonej gry. I Edwarda Lubaszenkę - da niedawna ulubieńca publiczności Wrocławia, który w narratorskiej roli Titorellego nie miał zbyt wdzięcznego pola do popisu, ale zdołał zaprezentować swe świetne warunki i piękny głos.

Główną rolę Józefa K. gra Jan Nowicki, poszerzając nią krąg swych scenicznych bohaterów, skłóconych z życiem? Wielka to kreacja - nie tylko wielkością samej roli, wymagającej bezustannej, w czasie całego spektaklu, obecności na scenie. Wydobywa, Nowicki z postaci bohatera kafkowskiego "Procesu" wszystkie niuanse ludzkiego lęku, samotności, zagubienia, ludzkich namiętności i ludzkiej rozpaczy. I jakże prostymi, naturalnymi czyni to aktorskimi środkami. Je, człowiekiem, takim, jak każdy z nas, uwikłany w sprzeczności i konflikty współczesności, w tryby - jak określa to Kafka: "porządku świata, którego samą istotą jest zakłamanie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji