Artykuły

Szekspir

"Cymbelin" należy do najrzadziej grywanych sztuk Szekspira. Nie ma na niego recepty - ni to romans, ni dramat władzy, niby tragedia a właściwie komedia. W tym dziwnym utworze Szekspir jakby cytował sam siebie, dodając nowy komentarz. Historia rozłączo­nych małżonków Imogeny i Postu­musa, stanowiąca osnowę romanso­wej warstwy "Cymbelina", to inna wersja "Romea i Julii", inna wersja "Otella" - z Julii pozostała czystość uczuć Imogeny, z "Otella" - zaz­drość Postumusa i czarny charak­ter Jachima - nowego wcielenia Jagona. Wygnanie Postumusa ma w sobie także coś z banicji Hamle­ta - jest wszak usunięciem potencjalnego kandydata do korony. Król Cymbelin w niczym nie przypomina zbrodniczych, ale wielkich władców z Szekspirowskich kronik, ale królowa ma w sobie tę samą pożądli­wość władzy co Lady Makbet. Au­tor "Burzy" akcentuje nawet powtó­rzenia pewnych drobnych motywów (letargiczny sen Julii i Imogeny po wypiciu środka nasennego, przepo­wiednia losów Postumusa, wyrażo­na w podobnie alegorycznej formie jak przepowiednia w "Makbecie"). Jeśli dodamy do tego spiętrzenie nie­porozumień, zawikłania akcji, płynące z działania przypadku, jeśli dodamy, że akcja toczy się na prze­mian w Anglii i Italii, to staniemy wobec pytania: co właściwie jest tematem tego dramatu - "igraszki trafu i miłości" czy problemy wła­dzy. Nasunie się także w sposób nie­unikniony pytanie, kto jest bohate­rem utworu, którego tytuł głosi, że jest nim Cymbelin. W istocie "Cym­belin" jest dramatem bez bohaterów, w tym sensie, w jakim można było o nich mówić w "Otellu" czy "Makbe­cie", więcej "Cymbelin" jest drama­tem antybohaterów. Szekspir odda­lił tutaj jakby swoje spojrzenie na ludzkie sprawy - już nie patrzy na nie z perspektywy wyolbrzymia­jącej wszystko młodości - odebrał namiętnościom wielkość, charakte­rom - monumentalizm.

Ani zło, ani dobro, płynące z działania postaci nie ma tutaj mo­cy sprawczej, jaką miewało daw­niej; decyzje i czyny bohaterów nie przynoszą im druzgocących nieszczęść ani wielkich sukcesów - wszystko odbywa się z woli przy­padku. A dzieje się tak dlatego, że postacie z "Cymbelina" są - jakbyś­my to dzisiaj powiedzieli - ludź­mi w stanie małej stabilizacji du­chowej.

Jedna tylko z postaci tej sztuki wy­łamuje się z szeregu antybohaterów - jest nią Imogens. Prawdziwy dramat Imogeny to fakt, że pochodzi z innego świata, świata ludzi autentycznych. Ale Imogena nie wie, że żyje wśród kukieł. Imogena wierzy - w szlachetność swego męża, może nawet w dobroć swego ojca. Z wyżyn jej wiary i jej czystości nie widać nędzy otoczenia. I chyba stąd płynie gorycz happy endu tej komedii. Imogena łączy się ze śmiesznym w swej retorycznej szla­chetności Postumusem jak Cymbelin oddaje się pod patronat Rzymu - ta zbieżność jest genialna w swej skróto­wej symbolice. Silniejsi poddają się słabym. W przypadku Cymbelina. króla-błazna, króla-marionetki, co płynie z fa­lą jest to konsekwencja życiowego kon­formizmu, w przypadku Imogeny - konsekwencja wielkiej a naiwnej wiary, idealizmu. W takim finale postacie bar­wią się wzajemnie - Imogena powra­cająca do takiego męża i takiego oj­ca - jest skazana na klęskę, stanie się podobną do nich - na to wskazują zarówno jej charakter jak i prawa rzą­dzące społecznością ludzką. Tragizm a zarazem groteskowość sytuacji tej po­staci ma w sobie coś z Don Kichota, a Cymbelin jako dramat - to tragigroteska błaznów i tragedia o klęsce idea­lizmu.

Reżyser przedstawienia uznał jed­nak "Cymbelina" za komedię i to ko­medię, na której kanwie można do­konać pastiszu współczesnych mód inscenizacji Szekspira. Widzieliśmy więc na scenie aluzje do teatru okrucieństwa, do teorii Jana Kotta itp. Nie widzieliśmy Szekspira - zamiast niego wyłonił się jakiś niezręczny rzemieślnik, farsopisarz omal, który namotał nieprawdopo­dobieństw po to, aby je w końcu, ku uciesze widowni, rozwiązać gładkim happy endem. Zdarzenia i przypadki, których u Szekspira tak podejrzanie wiele, że już nie znaczą nic - u Jarockiego są wszystkim. Sceny, którymi Szekspir kompromi­tuje bohaterów (jak np. epizod z zabiciem szlachcica, otwierający przedstawienie, rozbudowany szero­ko łącznie z wciągnięciem "trupa" na scenę) u Jarockiego jest tylko drwiną pod adresem inscenizatorów i interpretatorów. Ten klasyczny sceniczny western, w którym zło zostaje zgnębione a dobro zwycięża, załamuje się tylko raz - w drugiej części przedstawienia . Z woli reży­sera przyglądamy się przez chwilę jakiemuś ułamkowi dramatu pacy­fistycznego - przez scenę przemaszerowują wojska, odziane niby przybysze z Marsa w kostiumy z blachy. Widownię powinien zapew­ne przenikać dreszcz grozy atomo­wej. Potem jest jeszcze cmentarz, starannie zabudowany marmurowy­mi nagrobkami (skutki wojny) i ża­łobne pienia, co do których przynajmniej nie ma wątpliwości że nie są pastiszem. Oto Szekspir współczesny! Wysiłek niektórych aktorów wobec takiej ogólnej koncepcji przedstawie­nia jest nieco ponad stan, Postumus Marka Walczewskiego pasowałby raczej do jakiejś klasycznej tragedii francuskiej. - Imogena Ewy Lassek, mimo całego liryzmu, jaki nadała tej postaci aktorka, podobnie jak Imogena Szekspira pozostaje posta­cią marginesową, jej prawdziwy dramat ze scenariusza wykreślono. Jedynie Cymbelin (Wiktor Sadecki), obnoszący z namaszczeniem swoje błazeństwo, jest naprawdę postacią z tej sztuki Szekspira.

Scenografia Ewy Starowieyskiej w I i III części przedstawienia, nawiązująca do tradycji teatru elżbietańskiego - cztery wejścia na scenę, z których każde oznacza inny teren akcji (mimo załamania w części II, wspomniany już cmentarz) stanowi największy walor spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji