Artykuły

Jest Turandot!

W TYM przedstawieniu nie ma Truffaldina, Brighelli, Tartagli i Pantalone. Nie wychodzą przed kurtynę, nie witają publiczności, nie zabawiają się aktualnymi dowcipami. Chociaż przywykliśmy do tych postaci, w spektaklu Wojciecha Szulczyńskiego nie ma miejsca na arlekinadę, jaką tradycyjnie uprawiało się w Maurze, wystawiając baśnie Carla Gozziego.

Wojciech Szulczyński scenariusz swego przedstuwienia "Turandot" oparł na kanwie owej fantastycznej baśni Gozziego, w której piękna i okrutna księżniczka Turandot, córka cesarza Chin, Altuma, wyjdzie za mąż jedynie za tego, który odgadnie trzy zadane przez nią zagadki. Konkurenci tracą głowy, ale nawet rząd ściętych głów nie odstrasza zakochanego Kalafa. Ale w tym przedstawieniu nie ma nic z pasteli, poetyckiej mgiełki, którą raz po raz rozbijają niewybrednymi często dowcipami i błazenadą postaci z teatru szczególnego, jakim była commedia dell'arte. W słupskim przedstawieniu mamy natomiast wyeskponowany Chór rzezańców. To oni wprowadzają nas w akcję, komentują ją, organizują spektakl. A przy tym ten Chór jest prowadzony na scenie niekonwencjonalnie; siedmiu mężczyzn wykonuje zadania więcej niż aktorskie, a sprawność ich wręcz zadziwia.

Przedstawienie jest przekorne, mądre, ale i gorzkie. W głębi sceny dziewczynka ze skakanką. Jest pozornie nie związana z tym, co dzieje się na scenie, bo kiedy zaczyna się akcja sztuki, dziewczynka znika. Przez głośnik słyszymy zmęczony głos kobiecy: wszystko trzeba przetrwać, wszystko jest grą tylko... Ale w finale, gdy baśń szczęśliwie się kończy, na wymyślnym łożu tortur znajdzie się dziewczynka.

Mogłoby z tego wynikać, że Wojciech Szulczyński, realizując w Słupsku swoją wizję "Turandot", zamiast baśni Gozziepo przygotował dramat. Nie, przedstawienie jest przewrotne, nie brak w nim dowcipu, wszyscy współrealizatorzy wyjątkowo z sobą współdziałali i rozumieli się świetnie. Scen dowcipnych, traktowanych z przymrużeniem oka, jest w tym przedstawieniu wiele, ale publiczność słupska surowo karci tych, którzy mają ochotę zareagować śmiechem Przedstawienie ogląda się na serio i koniec.

Ale ta dobrze: jest w tym jakiś prawdziwy, dobry stosunek do teatru, w którym wszystko trzeba przeżyć bardzo serio, chociaż Wojciech Szulczyński daleki był zapewne od taniego traktowania "Turandot". Zrobił przedstawienie, które z przyjemnością można obejrzeć niejeden raz, a przy tym przedstawienie, które, brzmi współcześnie, w którym każdy znajdzie odniesienia do problemów, jakie nam niesie dzień.

Dziś można napisać, że do Carla Gozziego mieliśmy właściwie szczęście. W okresie, kiedy Bałtycki Teatr Dramatyczny prowadził dwie sceny - w Koszalinie i Słupsku - obejrzeliśmy przy realizacje jego baśni scenicznych: "Kruka", "Księżniczką Turandot" i "Króla Jelonka", najpopularniejsze obok "Miłości do trzech pomarańczy". Premiera "Księżniczki Turandot" w reżyserii Stanisława Bugajskiego, odbyła się czternaście lat temu właśnie w Słupsku.

Aktorom komedii dell'arte służyły niegdyś scenariusze, które wypełniali własnymi tekstami, uwzględniając aktualną sytuację społeczną, czy polityczną. Sam Gozzi w przemowie do "Kruka" pisał, że w tej baśni istnieją takie sceny w których ledwie nakreślono ich treść i ogólny sens, jest to bowiem temat wyznaczony przez poetę do improwizacji. Dziś nie ma aktorów, którzy mogliby improwizować, aktorów grających tylko tę jedyną wybraną rolę. Dlatego tym większa zasługa, twórcy słupskiego przedstawienia, że przygotował spektakl własny, adresowany do współczesnego widza, a nie do obywateli Rzeczypospolitej Weneckiej osiemnastego wieku.

Prawdziwym współtwórcą tego przedstawienia, świetnie puentującym poszczególne sceny, jest Jerzy Satanowski, który do słupskiej "Turandot" napisał muzykę. Piękne kolorystycznie kostiumy są dziełem Ireny Biegańskiej, a scenografia Sławomira Dębosza uzupełnia całość.

Słowa uznania należą się także autorom. To ich zasługa że, przedstawienie utrzymane jest w tak doskonałym rytmie, że jest tak czysto i precyzyjnie wykonane. Pisałem już o Chórze rzezańców; pracował z nimi mieszkaniec Słupska, Zbigniew Sędłak. Wśród wykonawców - podobnie jak w całym spektaklu - są i aktorzy, i adepci. Ich grupie, związanej z teatrem słupskim jeszcze od czasów Macieja Prusa, Murek Grzesiński powierzał raz po raz coraz ambitniejsze zadania i dzisiaj ma już zespół pełnosprawnych wykonawców. Wśród nich wymienić można choćby Tadeusza Błażyńskiego, który w tym spektaklu występuje w Chórze, a w "Cervantesie" grał dużą, samodzielną rolę, z której znakomicie się wywiązał; albo też Jerzego Karnickiego, który zapisał się pięknie w "Intermediach", a dziś gra rolę wcale trudną, jedynego naiwnego w całej sztuce, zakochanego Kalafa.

Piękną Turandot gra Maja Pakulnis, Adelmę - Agnieszka Kotula, Skirynę -- Kaja Kijowska, Selimę - Renata Berger, Jerzy Nowacki występuje w roli Altuma, Ireneusz Wykurz w roli Baracha, Bogdan Kajak - Timura. Dzięki nim przedstawienie jest wyrównane aktorsko, sprawne.

W Chórze rzezańców, obok Tadeusza Błażyńskiego, Występują: Janusz Cichocki, Bogdan Kochanowski, Emanuel Kraus, Cezary Nowak, Sławomir Olszewski i znakomity aktorsko Marek Jagoda. Szefem żandarmów jest Włodzimierz Witt, Mistrzem ceremonii - Kazimierz Janus, Skazańcem - Krzysztof Tyniec, Dziewczynką - Dana Markowska. Ponadto występują: Krystyna Patyk i Anna Sosnowska (Damy) oraz Krystyna Jędrys, Marek Sosnowski, Dorota Kardaś, Aleksander Synowiecki, Luiza Kwiecień i Jerzy Dorosz (Pary).

Wojciech Szulczyński posłużył się w pracy przekładem Emila Zegadłowicza. Nie znam, transkrypcji Andrzeja Jareckiego ,ale tekst Zegadłowicza, aczkolwiek w znacznym stopniu oczyszczony, nie brzmi dziś najlepiej. Przyznaję, jest to jedyne, co raziło mnie w tym przedstawieniu, ale to drobiazg jest przecież "Turandot" i szczerze ten spektakl wszystkim polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji