Artykuły

Z rejsowych notatek malkontenta

Rejsy Odrzańskie to najmłodsze dziecko Roberto Skolmowskiego. Szef Wrocławskiego Teatru Lalek wpadł na doskonały pomysł - postanowił wykorzystać potencjał rzeki, fundując mieszkańcom miasta inteligentną rozrywkę połączoną z nienachalną lekcją historii. Sponsorzy i włodarze Wrocławia sypnęli pieniędzmi, z projektu Skolmowskiego czyniąc oręż w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Pomysł kupili też mieszkańcy. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie pośpiech - pisze Justyna Kościelna w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Relację sobotniego wieczoru rozpocznę po polsku, czyli od marudzącego westchnięcia: "a miało być tak pięknie". Pakiet wrażeń gwarantowanych, nabyty wraz z biletem za trzy dychy, obejmował: nocny rejs statkiem po Odrze, dawkę solidnej wiedzy o Wrocławiu, zachwyt nad pływającymi po rzece fortepianami i efekty specjalne w postaci oświetlanych "w sposób, jakiego jeszcze nie było" zabytków Wrocławia. I co? Zagwarantowany to miałam, ale tłok. I sąsiedztwo niezbyt uprzejmej współpasażerki, która milimetr po milimetrze, tzw. techniką pośladkową, zagarniała mój kawałeczek pokładu, aż w końcu sprawiła, że nie mogłam ruszyć się w żadną stronę. W efekcie ze statku o nazwie (o ironio!) Victoria wysiadłam w poczuciu klęski. Ale po kolei.

Rejsy Odrzańskie to najmłodsze dziecko Roberto Skolmowskiego. Szef Wrocławskiego Teatru Lalek wpadł na doskonały pomysł - postanowił wykorzystać potencjał rzeki, fundując mieszkańcom miasta inteligentną rozrywkę połączoną z nienachalną lekcją historii. Sponsorzy i włodarze Wrocławia sypnęli pieniędzmi, z projektu Skolmowskiego czyniąc oręż w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Pomysł kupili też mieszkańcy. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie pośpiech.

Sobotni rejs był irytująco niedopracowany. Zawiódł system sprzedaży biletów (statki były przeładowane, wiele osób stało) i nagłośnienie (momentami nic nie było słychać!). "Efekty wizualne" na brzegu rzeki (o nich, z sympatii do WTL, pisać nawet nie będę) zupełnie nie zgrały się ze scenariuszem, a część widzów nie widziała wyświetlanych na budynku Biblioteki Uniwersyteckiej slajdów. Te niedoróbki (plus współpasażerka na karku) sprawiły, że zamiast cieszyć się nocnym rejsem i słuchać przewodniczki, Beaty Maciejewskiej z wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej", opowiadającej o swoim mieście z miłością i swadą, marzyłam o powrocie do domu. Marzenia tego nie zmienił nawet spektakularny recital chopinowski, grany na trzech fortepianach pośrodku rzeki.

Tak, tak, czepiam się. Ale tylko po to, by -następny tekst o rejsie rozpocząć zdaniem: "ale pięknie było". Do 2016 roku zostało jeszcze trochę czasu, powinno się udać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji