Czas akcji: nieokreślony; dzień powszedni, wieczór.
Miejsce akcji: opustoszała ulica w jakimś mieście w Polsce.
Obsada: 2 role męskie.
Druk: "Dialog" nr 6/1973.
Słuchowisko radiowe.
Wieczór. Opustoszała ulica w jakimś mieście w Polsce. Leje deszcz. Pod daszkiem stoi Pan Suchy, czeka aż skończy się ulewa. Do niego zbliża się Pan Mokry i chce także stanąć pod daszkiem, ale Pan Suchy nie ma zamiaru nawet odrobinę się posunąć, by zrobić miejsce Panu Mokremu. Twierdzi, że wtedy obaj byliby mokrzy, a to jest bez sensu. Pan Mokry odwołuje się do sprawiedliwości, szlachetności, postawy społecznej Pana Suchego, proponuje stanie pod daszkiem na zmianę - wszystko na próżno. Pan Suchy z kolei powołuje się na słynny "przodków obyczaj, kto pierwszy, ten lepszy." Z każdą chwilą rozmowa przybiera coraz ostrzejszy ton, aż dochodzi do twardej dyskusji o prawach dla każdego Polaka, którą Pan Suchy podsumowuje: "Dwóch Polaków. Jeden suchy, drugi mokry. To ten mokry zamiast się cieszyć, że ten suchy się uchował, chce, żeby obaj Polacy byli mokrzy."
Panu Suchemu Pan Mokry zaczyna przeszkadzać, drażni jak wyrzut, jak przekleństwo, wysyła go do pobliskiej bramy, gdzie będzie Panu Mokremu sucho. Ale Pan Mokry nie myśli odejść, upiera się, że daszek powinien być wspólny. Grozi Panu Suchemu, że jednym ruchem zepchnie go w błoto, ale powstrzymuje się tylko dlatego, by Pan Suchy nie krzyczał wszem i wobec, że ma chama rodaka i choć jest głodny, to nie przyjmuje od Pana Suchego cukierka, bo od t a k i e g o rodaka nie przyjąłby nawet chleba.
Pan Suchy broni swego miejsca pod daszkiem, nie da się spod niego wygryźć, a suchości swojej będzie bronić do ostatka, także dlatego, że miejsce pod daszkiem to coś indywidualnego, coś, co daje poczucie odmienności. Próba przełamania sięgającej pradziejów agresji homo sapiens, to zaproszenie ze strony Pana Suchego, by obaj panowie stanęli pod daszkiem jak śledzie w beczce tuląc się do siebie, oczywiście tylko plecami. Ale Pan Mokry wolałby trupem paść, niż miałby z Panem Suchym stać pod jednym dachem.
Pan Suchy narzeka na sytuację człowieka nagabywanego przez faceta stojącego przed daszkiem i Pan Mokry chętnie przyznaje, że on także nie zniósłby takiej męczarni, namawia więc Pana Suchego, by odszedł i uwolnił się od przykrego natręta. Ale Pan Suchy nie ma zamiaru poświęcić zdobytej suchości, a Pan Mokry, choć kicha, kaszle i grozi mu przeziębienie, też nie odejdzie, bo nie pozwoli, by Pan Suchy się panoszył.
Nagle Pan Mokry zmienia ton. Serdecznie komplementuje Pana Suchego, mówi o sympatii do niego od pierwszego wejrzenia, wygłasza tyradę o przyjaźni, która potrafi wyrwać drugiego człowieka z anonimowości. Pan Suchy ochoczo podejmuje rozmowę, z serdecznością odstępuje Panu Mokremu miejsce pod daszkiem, sam stojąc z boku i moknąc wylewnie zaprasza Pana Mokrego do swego domu - jest samotny, po rozwodzie, wreszcie będzie miał z kim pogadać, znajdzie się naleweczka, coś do jedzenia, ma płyty z dobrą muzyką. Ale Pan Mokry jest głuchy na zaproszenie Pana Suchego. "Teraz to mój daszek" - mówi do Pana Suchego - Mój! I spieprzaj stąd, pókim dobry!" Choć kicha i łapią go dreszcze nie idzie do domu. Zostaje pod daszkiem, przeklinając sakramencką ulewę.
Ukryj streszczenie