Autor: Manuela Gretkowska
Czas akcji: współcześnie.
Miejsce akcji: Warszawa.
Druk: w: "Namiętnik", Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2001.
Opowiadanie
Sandra K. ma dwadzieścia cztery lata. Pracuje w Warszawie jako sekretarka w firmie reklamowej. Gdy firma przygotowuje trzy kampanie jednocześnie, Sandra wraca z pracy o dziewiątej lub dziesiątej wieczorem i ze zmęczenia zasypia przy telewizorze. Pracuje także w soboty i niedziele przed południem. Pracuje, jak twierdzi, z interesującymi ludźmi, dobrze zarabia, stać ją na wynajem kawalerki na Muranowie za trzysta dolarów miesięcznie, uważa się więc za kobietę sukcesu. Sandra jest ładna i mieści się w obowiązujących kanonach urody: jest wysoką, szczupłą blondynką. Przed dwoma laty została w Kielcach miss regionu. Nosi drogie, markowe ciuchy. Ma poczucie własnej wartości, wierzy że jest nieprzeciętna. "Długo tu nie popracuję. Jestem znakomicie wykwalifikowana" - notuje w pamiętniku. Pisze go na konkurs swojego ulubionego pisma, "Pamiętnika urody" (pierwszą nagrodą jest tygodniowy pobyt w Paryżu, fryzjer i zakupy za darmo). Choć skończyła tylko szkołę dla sekretarek, . chciałaby zostać aktorką albo modelką. "Ludzie przyglądali mi się: z ciekawością? Podziwem? [..] Na pewno nie wyglądam na przeciętną dziewczynę".
Matka Sandry choruje na Alzheimera i przebywa - dzięki rencie wojskowej po ojcu - w domu opieki. Brat mieszka w Berlinie; prowadzi bar grillowy. Sandra ma koleżankę, Elkę, która ostatnio - gdy zaszła w ciążę i wyszła za mąż - oddaliła się od niej. Sandra przyznaje, że nie ma nikogo, komu mogłaby się zwierzyć: przyjaciółki ani chłopaka. Sypia najpierw z kolegą z pracy, copywriterem Miszką, z którym nie łączy jej żadne uczucie ("Miszka to nic poważnego, on zapada w romans jak w śpiączkę. Coś mamrocze, obiecuje, rano się budzi i nic nie pamięta"), a potem z Wojtkiem, spotkanym w pociągu właścicielem dwóch warsztatów samochodowych.
Sandra, choć, stosując się do porad kosmetycznych swojego ulubionego pisma, myje twarz tylko tonikiem i mleczkiem, ma kłopoty z cerą. Najlepszy podkład nie kryje już pryszczy. Lekarka stwierdza, że łojotokowa cera to wynik stresu i złej przemiany materii; zapisuje maści. Radzi też piling chemiczny na odmłodzenie twarzy ("Nie jestem za młoda na piling [...] Po trzydziestce będzie za późno na delikatne korekty"). Jednak maści ani przemywanie twarzy wodą ze specjalnym mydłem nie pomagają. Sandra decyduje się na dietę; najpierw rezygnuje z tłustego mięsa i czekolady, potem przestaje jeść zupy, białe pieczywo i kluski, w końcu ogranicza się do warzyw, owoców i soi. Urządza też głodówki: przez tydzień jest na słodzonej wodzie. Choć, jak przyznaje, przy swoim wzroście powinna ważyć 55 kilogramów, chudnie do 52 i postanawia zejść jeszcze niżej: "Jestem drobnokoścista, więc 48 kilo to w sam raz. Nie zaszkodzi zjechać do 45 - klika nieostrożnych chapnięć i jesteśmy przy pięćdziesięciu". Początkowo dieta daje pozytywne rezultaty: znikają pryszcze i bóle głowy. Pojawiają się też jednak niepokojące objawy - Sandra nie ma okresu. Ginekolog wyklucza ciążę i ostrzega przed anoreksją. Sandra sądzi jednak, że ten problem jej nie dotyczy: "Anorektyczki zmuszają się do niejedzenia. Ja jem, tyle że racjonalnie". Twierdzi, że czuje się świetnie i kipi energią. "W pierwsze dni głodówek trochę mną telepie i jestem osłabiona. Trzeciego, czwartego dnia przyjemna swoboda. Prędkość myślenia, lekkość ruchów". Dziewczyna chudnie w oczach, szefowa chce ją nawet zwolnić, żeby nie odstraszała klientów, w końcu przenosi ją do pokoju na zapleczu. Sandra myśli, że przez szefową, kobietę o kształtach obfitych, przemawia zazdrość. Sądzi, że wciąż nie jest dość szczupła: "Patrzę w lustro i widzę dwie pyzy zamiast wystających kości policzkowych". Zaniepokojone spojrzenia współpasażerów w autobusie bierze za wyraz uznania, nie zastanawia jej nawet, dlaczego starszy pan ustąpił jej miejsca.
Wychudzona Sandra przestaje się podobać Wojtkowi, traci też ochotę na seks. W końcu obraża się na niego za to, że zamówił jej w restauracji mięso i deser. Zmusza się do zjedzenia, ale w domu bierze środek przeczyszczający ("Tyle obrzydliwości miałoby zalegać we mnie do rana?"). Waga spada do 40 kilogramów, Sandra przechodzi na terapię naturalną: "Poprawiam sobie humor, łykając własne hormony. Kiedy jest mi bardzo wesoło, pluję do buteleczki. Przechowuję ją w zamrażalniku. Zdeprecjonowana, rozcieńczam to wodą i łykam. Pomaga od razu. W ślinie jest serotonina - naturalny środek euforyzujący. Ślina jest sycąca. Łyżeczka starcza na cały dzień".
Dieta ma wpływ na psychikę; Sandra ma przeczucia, które coraz częściej się sprawdzają: wie, który autobus za chwilę przyjedzie, jak potoczą się wydarzenia polityczne, który koń wygra na wyścigach, czy na giełdzie będzie hossa czy bessa. Znajomi radzą się, czy wziąć kredyt albo na którego konia postawić; szefowa podsuwa codziennie gazetę, a Sandra rysuje strzałki przy notowaniach giełdowych. Natchnione słowa Sandry wykorzystywane są w kampanii reklamowej coca-coli: "Współczesna Wenus z Milo. Kobieca sylwetka bez rąk, z ponętnym wcięciem do objęcia i krągłościami. Zaspokaja pragnienia każdego. Demokratyczna bogini pożądania". Firma przygotowuje dla Sandry pokój i łazienkę w swoim gmachu; w prasie ukazuje się artykuł o anorektycznce więzionej w szklanym wieżowcu, zatytułowany "Kasandra wolnego rynku". Dzięki przeczuciom Sandry dochody firmy zwiększają się w ciągu kwartału pięciokrotnie. Z Berlina przyjeżdża brat. Rzekomo troszczy się o wykorzystywaną siostrę, w rzeczywistości sam chce wykorzystać jej paranaturalne zdolności w rodzinnej firmie. Sandra odmawia. Radzi mu, żeby zamknął swoją restaurację i zajął się bardziej przyszłościowym przedsięwzięciem: prezerwatywami. Przemawia jak Pytia: "Katolicy nie są protestantami. Nie bądź kapitalistą, cierpiącym na zatwardzenie pieniądza. Kocham cię jak brata, i ty kochaj braci, siostry - inwestuj". Zjawia się przysłany przez brata ksiądz z rodzinnej parafii z ostatnim namaszczeniem i komunią. Sandra chowa komunikant na później, bo nie jest głodna, nie ma już jednak siły wyjść na ulicę.
Nie chce już czytać gazet ani oglądać telewizji. "Są ciekawsze sprawy. Nie powiązane przyczyną z łatwym do odgadnięcia skutkiem. Chociażby tajemnica miłosierdzia, zagadka Trójcy Świętej czy praprzyczyna reinkarnacji". Najlepiej czuje się w nocy, w pustym biurze. "W ciemnościach lekko świecę. Fosforyzująca poświata otacza moje smukłe kości. Dopiero teraz wiem, czym jest szczęście. Moje poprzednie życie było wulgarną bzdurą". Nie pije już nawet wody. Żegna się z Elą przez telefon: "Jestem już zdrowa. Wyleczyłam się z człowieczeństwa". Ostanie zdanie pamiętnika jest zapowiedzią samobójstwa: "Wyjdę za okno i gwiazda spadająca oświetli miasto".