Czas akcji: trzecie ćwierćwiecze XX wieku.
Miejsce akcji: nieokreślone.
Obsada: 1 rola męska.
Druk: "Dialog" nr 7/1979.
Monodram
Musikkraker - nazywany tak przez przyjaciółkę, mezzosopranistkę Wandę - jest współczesnym kompozytorem. "Zacząłem tworzyć awangardę innego typu i jej muszę być wierny. Rozsypywać i składać. Budować gmach dźwięków zimny wyludniony labirynt". Twórczość Musikkrakera jest wyprana z emocji, oschła, zimna, racjonalna. Jest nowatorska, ale publiczność ją zaakceptowała, kompozytor znalazł nawet naśladowców i kontynuatorów.
Nie jest mu obcy medialny wymiar sztuki. Przed kamerami teatralnym gestem łamie batutę:
"W Tokio Nowym Jorku Paryżu.
Teraz jeszcze w Warszawie
Spektakularnie. Odrzuciłem
Rekwizyt wędrownych czarodziejów.
I ująłem dźwięki w palce".
Musikkraker cierpi na łzawienie lewego oka, dla publiczności to jednak dowód emocji, napięcia związanego z procesem twórczym. Artysta zdaje sobie sprawę, że publicznością, która komentuje jego rzekome wzruszenie, kierują niezbyt szlachetne pobudki - żeruje na cudzym cierpieniu. Mimo to cieszy się z wywołanego efektu.
Docenia również merkantylny wymiar sztuki:
"Za ukłony, które telewizja zamierza transmitować
też mi zapłacą.
Ale osobno.
Każda sekunda transmisji to złota łza".
Chociaż ostatnio twórcza wyobraźnia go zawodzi, wierzy, że jego muzyka przetrwa, że przyszłe pokolenia napełnią ją nowymi znaczeniami.
"Nie będzie kulminacji
ani próbnych finałów
będzie totalny finał
w ciszy z kaprysu
i logiki kaprysu
finał
a potem katastrofa
braw
i
honoraria".
Ukryj streszczenie