Czas akcji: nieokreślony.
Miejsce akcji: teatr.
Obsada: 8 ról męskich, 3 role kobiece.
Druk: Bogusław Schaeffer "Utwory sceniczne", tom I, Collsch Edition, Salzburg 1992.
Autor łączy ton patetyczny z trywialnym, bawi się językiem, stosuje komizm słowny i sytuacyjny.
Publiczność zbiera się, czekając na wykład. Wchodzi długo oczekiwany Mistrz i zaznaczając, że nie będzie nudził, wygłasza mowę o dowodzeniu, to znaczy nie dowodzeniu bandą łobuzów, ale o rozumowaniu... (po czym następuje nagromadzenie skomplikowanych wyrazów, co niektórych nudzi, a innych skłania do dociekliwych pytań pełnych równie skomplikowanych wyrazów i bezsensownego bełkotu). Każdy ze słuchaczy, przerywając Mistrzowi, wychodzi, wygłaszając przedtem skomplikowane i zawiłe wyjaśnienie.
Mistrz zachwyca się swoją wybitnością, ale przerywa mu Ewaryst, który zauważa, że on również jest mistrzem i to lepszym od niego, szczególnie w tych zakresach, w których tamten jest gorszy od niego. Jeden ze słuchaczy jest niezadowolony, że Ewaryst przeszkadza Mistrzowi i na znak protestu wychodzi.
Ewaryst wygłasza wykład, gubiąc się w dygresjach, po czym przechodzi do meritum: człowiek w dziurce od klucza. Prześcigając się w pomysłach, publiczność docieka, co też może robić człowiek podglądany przez dziurkę od klucza.
Mistrz wygłasza wykład o roli świadomości w życiu człowieka. Słuchacze jak zawsze przerywają mu, prowadząc dyskusję gubiącą się w dygresjach. Sami kontynuują domniemane wątki wywodu, kłócąc się od czasu do czasu. Mistrz, który kilka razy próbuje powrócić do wykładu, zaczyna w końcu ględzić w góralskiej gwarze.
Mistrz wygłasza wykład o sensie życia, ale nie udaje mu się wymawianie głoski "s", więc zastępuje ją "c", co niepokoi słuchaczy, ale po chwili i oni, przerwawszy jak zawsze Mistrzowi, zaczynają dyskusję z dygresjami, w której również "s" zastępują "c". Rozważają w końcu zagadnienie wyższości onuc nad "ckarpetkami". Mistrz widząc, że sens życia skończył się na onucach, poddaje się i nie kończy wykładu.
Rozmawiają dwie wierne słuchaczki wykładów Mistrza. Jedna jest oburzona trywialnością tematu i okropnym brzmieniem słowa "onuce", druga nie ma nic przeciwko. Jedna rozważa zalety stosunków między kobietami, druga zastanawia się czy Mistrz ma kogoś.
Następuje intermezzo poetyckie, w którym obie panie wierszem wyrażają zachwyt nad Mistrzem. Wchodzi Mistrz, który każe im wyjść, bo musi przygotować się duchowo do wystąpienia. Jedna z pań próbuje mu uświadomić, że ta druga cierpi z miłości do niego. Mistrz nie ma czasu na coś takiego, chce żeby zostawiły go samego, bo przygotowuje się do seansu. Chce, aby to było spotkanie najwyższego stopnia, bo jego wykłady są bezceremonialnie przerywane.
Gdy wszyscy już zgromadzili się, oczekując na wykład, jedna z pań występuje z propozycją: zebrani bardzo chcieliby poznać Mistrza. Znają już jego rozumowanie, teraz chcieliby poznać go fizycznie. Jest taki obraz Rembrandta "Lekcja anatomii" i teraz Mistrz położy się na stole, a zaproszony prawnik-alkoholik Agenor, znajomy jednego ze słuchaczy, poprowadzi wykład. Agenor opowiada o obiekcie, skupiając się przede wszystkim na ubraniu. Publika jest niezadowolona, chcą aby zajął się też wnętrzem pacjenta. Toteż analizuje kieszenie badanego, w których znajduje klucze i listy. Te ostatnie, na powszechne życzenie, czyta, ale wszyscy zgodnie stwierdzają, że nie są interesujące. Ciekawsze są dla nich franki szwajcarskie, których ma ponad tysiąc. Jest jeszcze dość dużo kluczy, mydło, lep na muchy, podręcznik erotomana W końcu ktoś zauważa, że denat, to znaczy badany, rzęzi okrutnie za zakneblowanymi ustami. Gdy Agenor pyta, kto go zakneblował, przyznaje się jeden ze słuchaczy, dodając, że w poprzednich scenach Mistrz strasznie dużo gadał i nikomu nie dawał dojść do słowa. Uwolniony Mistrz, ciągle mówiąc, łapie Agenora i próbuje wciągnąć na stół. Opowiada przy tym o jego narządach wewnętrznych zdegenerowanych przez alkohol. Światło gaśnie, a gdy się zapala, wszyscy są pogrążeni w lekturze. Ktoś zauważa, że to podobno nie Rembrandt namalował "Lekcję anatomii", ktoś inny dodaje, że i tak lepiej wyszły mu słoneczniki.
Publiczność niecierpliwie czeka na seans. Jedna z pan denerwuje się, że porę wyznaczono trzynastego dnia miesiąca, trzynastego tygodnia roku i do tego o trzynastej w nocy. Panie czekają pełne emocji. Jedna z nich, którą widzą pierwszy raz, napomyka o swoich bliskich związkach z Mistrzem. Pozostałe są zazdrosne i wygłaszają wierszowane peany o Mistrzu i swoim dla niego uwielbieniu. Robi się ciemno. Nadchodzi Mistrz. Każe im usiąść wokół stołu, wziąć się za ręce i skupić. Czekają na wybicie trzynastej w nocy, po czym Mistrz pyta, kogo z zaświatów chcą zobaczyć. Jedna z pań zamawia pianistę Antoniego Rubinsteina. W ciemności odzywa się zjawa i gra na pianinie. Jeden z panów życzy sobie przybycia Goethego, Schuberta, Joyce'a i Przybyszewskiego, taki tłum zjaw powoduje pewne zamieszanie, więc ów pan zaprasza Przybyszewskiego na wódkę. Drugi z panów życzy sobie, żeby Mistrz zrekonstruował mu Tysiącletnią Rzeszę, której on był wodzem. Gdy Mistrz nie umie tego wykonać, jest bardzo niezadowolony, proponuje więc pewien kompromis i nieco młodsze Rzesze. Inny z panów życzy sobie nagą i mniej więcej trzeźwą Marlin Monroe w szafie w przedpokoju. Po chwili przybiega z pretensją, że w szafie nikogo nie ma.
Zapala się światło. Mistrz czyta gazetę. Odkłada ją z niechęcią i stwierdza, że najbardziej pocieszające jest to, że istnieje jeszcze teatr i ludzie, którzy chcą do niego przychodzić.
Ukryj streszczenie