Akcja tej niedługiej sztuki, napisanej jedenastozgłoskowym nierymowanym wierszem, dzieje się w Wiedniu, wieczorem 4 lutego 1856 i rozgrywa się na dwóch planach - realistycznym i wizyjnym. Jesteśmy w mieszkaniu Anny Gottlieb, osiemdziesięciodwuletniej staruszki, kiedyś słynnej i lubianej w Austrii śpiewaczki i aktorki, pierwszej, która śpiewała partię Paminy w Czarodziejskim flecie Wolfganga Amadeusza Mozarta wystawionym w 1791 w Teather auf der Wieden. Teraz nic tu nie przypomina lat świetności artystki. Pokój na poddaszu jest urządzony bardzo skromnie, mimo zimowej pory w piecu nie płonie ogień, z oszczędności pali się tylko jedna świeca. Staruszka, żeby nie zamarznąć, otula się płaszczem. Nie opuszcza fotela, bo chodzenie sprawia jej trudność.
Do Anny, nazywanej przez przyjaciół Nanniną, a przez młodych babunią, przychodzą przyjaciele z teatru - wesoła, rozgadana Mizzi, spokojna Fryda i starszy wiekiem aktor, Karol de Laroche. Wszyscy troje wnoszą do mieszkania Anny wesoły nastrój, opowiadają o teatrze, o próbach, o urokach wiedeńskich ślizgawek, ale szybko zwracają uwagę na to, że w pokoju jest zimno, a Anna nie ma jedzenia. Ona sama wyjaśnia, że przed tygodniem umarła pani Huber, sąsiadka, która we wszystkim jej pomagała, i że od jej śmierci nikt tu nie zagląda. Goście widzą, że przemarznieta i głodna Anna jest bardzo osłabiona, ma także wysoką temperaturę, co nie wróży nic dobrego. Przerywają więc tok wesołych opowiadań i podejmują plan ratowania "drogiej babuni". Laroche pójdzie po lekarza, Fryda po jedzenie i opał, Mizzi zostanie z Anną, a gdy zajdzie potrzeba pójdzie po pomoc do pani Loewe.
Anna i Mizzi rozmawiają o pięknej przeszłości, którą Anna pamięta, a Mizzi zna z opowieści. Anna mówi o swojej wielkiej i odwzajemnionej miłości do Mozarta, która była dla niej najgłębszym przeżyciem, źródłem wielkiej radości i cierpienia zarazem. Od spotkania z Mozartem, przez resztę życia, czerpała dla siebie siłę ze wspomnień, a ogromną pociechą i wsparciem była dla niej muzyka, dzięki której jej Amadé ciągle żyje. Wzruszona przywołanymi z pamięci obrazami Anna pokazuje Mizzi wachlarz, ofiarowany jej wraz z czerwoną różą przez Mozarta. Naiwna Mizzi, nieświadoma siły prawdziwie wielkiego uczucia, słucha dość nieuważnie, a zwierzenia Anny o odczuwalnej obecności Mozarta, przyjmuje jak opowieść o duchach. Wspomnień o premierze Czarodziejskiego fletu Anna nie kończy, urywa w pół słowa, jej głowa opada, na chwilę traci przytomność, potem godzi się zostać sama, gdy przerażona Mizzi wychodzi, by sprowadzić pomoc.
Jest ciemno, wydaje się, że Anna śpi. Z mroku wyłaniają się teraz zupełnie inni goście. Przybywają dwie damy - sąsiadka, pani Huber, serdecznie witana przez Annę i pani Weber, śpiewaczka, pamiętna Królowa Nocy z prapremierowego Czarodziejskiego fletu. [ Josepha Weber w 1791, gdy śpiewała w Czarodziejskim flecie nosiła nazwisko męża, Hofer - przyp. red.] Obie są wytwornie ubrane, obie utrzymują, że przyszły na przyjęcie, które odbędzie się u Anny. Zdumiona gospodyni odkrywa, że i ona ma na sobie elegancką suknię, tę samą, którą miała w dniu pierwszego spotkania z Mozartem. Widzi, że panie Huber i Weber są młode, co pierwsza z nich wyjaśnia: "ci, co odchodzą śnią się zawsze młodzi." A kiedy głowa Anny kolejny raz opada, wtedy pani Huber mówi łagodnie, że t o odejście jest przyjemne, bywa rozkoszą. T a m jest pięknie, panuje prawdziwa wesołość, t a m są ci, których tu nie ma. Ale Anna ocknęła się i damy przestają namawiać ją do odbycia wspólnej drogi. Muszą odejść same, ponaglane przez Woźnego Śmierci. Gdy wychodzą, widać że jedna strona ich twarzy, to twarz kościotrupa.
Miejsce pań Weber i Huber zajmuje kolorowa postać - Papageno, wesoły ptasznik, bohater opery Czarodziejski flet. Ma na sobie kostium z ptasich piór, na plecach zieloną klatkę na ptaki, w ręce srebrną laskę - jest taki sam, jak na operowej scenie. Anna wita go z niekłamaną radością. Ten Papageno nie łowi jednak ptaków, ale ludzkie dusze. To za jego sprawą żywi rozstają się z życiem. Anna nie rozumie, dlaczego, mając takie zadania, przyszedł właśnie do niej. Traktuje go jak postać z opery Mozarta, nieśmiertelną, bo zrodzona z natchnienienia artysty. Rozmawia z Papageno o sztuce, każe mu śpiewać arię, cieszy się spotkaniem z jego żoną Papageną i na nic zdają się wysiłki ptasznika, by Anna poszła razem z nim. Woźny Śmierci znów przypomina: "Trzeba się śpieszyć...", więc urocze małżeństwo z Czarodziejskiego fletu wychodzi.
Anna znowu zapada w sen. Wtedy pojawia się gość ostatni - On. Amadé. Ma na sobie elegancki frak, w ręku trzyma czerwoną różę, jak kiedyś. Milcząco wpatruje się w Annę. Ona, oszołomiona nadejściem ukochanego, w poetyckim, płomiennym wyznaniu mówi mu o swojej wielkiej tęsknocie, o latach oczekiwań, o tym, jak wiele znaczył w jej samotnym życiu. Amadé chce zabrać Annę t a m. Chce jej pomóc przejść przez t e n próg. Nie ma to zbyt wiele czasu, bo znów pojawia się Woźny Śmierci. Anna musi sama podjąć decyzję o odejściu. Jeśli nie zechce, to on zmuszony będzie pójść sam. Na to Anna nie może się zgodzić, przecież ciągle kocha Mozarta. Pójdą więc razem. Po tym największym miłosnym wyznaniu jej głowa opada na rękę trzymającą wachlarz. Amadé i Wożny Śmierci już wiedzą, co się stało. Mozart wkłada różę do stojącej na stole szklanki i bierze Annę za rękę. Ona po raz ostatni spogląda za siebie - mówi, że widzi świat w blasku wiosennego słońca i parę szczęśliwych ludzi: Annę Gottlieb i Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Odchodzą. Woźny Śmierci zdmuchuje płomień świecy.
Do mieszkania wracają Fryda z Larochem. Zapalają świecę i spostrzegają w fotelu nieżyjącą Annę. Na stole odkrywają czerwoną różę, której obecności nie potrafią sobie wytłumaczyć. Nawet Mizzi niczego nie wyjaśni, choć przecież ona słyszała opowieść o róży Mozarta.
Ukryj streszczenie