Czas akcji: lata siedemdziesiąte XX wieku.
Miejsce akcji: Czechosłowacja.
Obsada: 2 role męskie.
Druk: Václav Havel "Teatr", Pomorze, Bydgoszcz 1991.
Gabinet Stańka - masywne biurko, wielki regał z książkami. Staniek siedzi za biurkiem, Waniek stoi przy drzwiach z aktówką, w skarpetkach.
Staniek zapewnia, że cieszy się ze spotkania, częstuje koniakiem, stwierdza, że Waniek wcale się nie zestarzał, wspomina ich ostatnie spotkanie - na premierze Wańka - w końcu pyta, czy Waniek jest sam. Gość nie rozumie. Staniek obawia się, że mogli go śledzić. Daje mu też radę, jak zgubić obstawę - najlepiej w domu towarowym. Waniek podziwia jego drogie mieszkanie i ogród. Staniek pyta, jak udało mu się wytrzymać w więzieniu, wspomina dawne czasy ich znajomości - premiery, wernisaże, bankiety... Pyta, czy Wańka bili w więzieniu. Waniek zaprzecza - politycznych teraz nie biją. Staniek narzeka na rządzących i skarlały naród, na film i telewizję. Waniek zauważa, że ostatnio widział w telewizji coś, inscenizację jakiegoś tekstu Stańka. Gospodarz narzeka - miał straszne kłopoty ze swoim tekstem - cenzura ciągle się czegoś czepiała.
Staniek dopytuje się o pobyt Wańka w więzieniu: czy próbowali go złamać, czy dawali mu jakieś zastrzyki? Opowiada o swoim sposobie na przesłuchania (gdyby go wezwali, co i tak prędzej czy później nastąpi) - po prostu odmówi zeznań. Zapewnia Wańka o swoim podziwie, że wyszedłszy z więzienia ma jeszcze siłę na zbieranie podpisów pod protestami, oświadczeniami i petycjami. Zapewnia, że to dzięki takim działaniom i takim ludziom jak Waniek możliwe będzie moralne odrodzenie narodu. Postanawia przynieść Wańkowi kapcie. Po chwili nakłada mu je na nogi.
Staniek pyta, co Waniek teraz pisze, czy znów coś autobiograficznego? Zapewnia, że podobał mu się tekst o browarze, tylko zakończenie miał jakieś takie niejasne - należało by dodać tam jednoznaczną pointę. Pyta, co z Pawłem, czy też pisze? Dziwi się, że Waniek z nim współpracuje - to pisarz, którego utwory były "aż do przesady socrealistyczne".
Staniek pyta, czy Wańka zdziwiło to, że tak ni stąd ni zowąd do niego zadzwonił. Waniek przyznaje, że trochę. Staniek tak właśnie przypuszczał - należy przecież do tych, którzy "stale jeszcze jakoś utrzymują się na powierzchni". Rozumie, że niektórzy sądzą, że ktoś, kto w tych czasach działa w oficjalnym obiegu i zarabia pieniądze na pisaniu, to albo moralnie zrezygnował, albo sam siebie okłamuje. Zapewnia, że ktoś, kto jest tolerowany przez oficjalne struktury i chce jednocześnie pozostać w zgodzie z własnym sumieniem - ma trudniej niż dysydenci. Przypuszcza, że represjonowani pisarze źle o nim mówią. Waniek zapewnia, że to nie prawda. Staniek jest tym zaskoczony.
Staniek opowiada o swoich staraniach mających na celu uwolnienie uwięzionego piosenkarza młodzieżowego. Nie udało mu się tego załatwić poprzez znajomych w komitecie wojewódzkim, dlatego postanowił porozmawiać z Wańkiem o proteście czy petycji. Zapewnia, że chce walczyć o jego uwolnienie z powodów moralnych, a nie dlatego, że jego córka będzie miała z piosenkarzem dziecko.
Waniek pokazuje mu protest w tej sprawie. Staniek jest zachwycony tekstem, ale po chwili zaczyna kwestionować sformułowania. Narzeka, że w środowisku, w którym on się obraca, wszyscy w obawie o swoją pozycję odsuwają się od kogoś, kogo spotkało nieszczęście. Zresztą, to dla Wańka nic nowego - jego dawni koledzy występowali przeciw niemu w telewizji, gdy siedział w więzieniu. Waniek zapewnia, że nie ma im tego za złe. Za to Staniek wyraża swoje oburzenie na takie postępowanie.
Staniek dopytuje się, ile podpisów jest już pod tym protestem. Niepokoi się, czy policja już o tym wie. Zauważa, że nie ilość podpisów się liczy, ale ich jakość. Po chwili zapewnia, że nie jest bogaty, ale chce wesprzeć dysydentów, którzy stracili pracę. Wręcza Wańkowi pieniądze. Proponuje spacer po ogrodzie. Waniek napomyka, że chciałby jutro wysłać ów protest. Staniek namawia go do odpoczynku. Waniek prosi go, aby kolega protest podpisał.
Staniek ubolewa nad upodleniem narodu - podziałem na tych, którzy takie protesty podpisują i siedzą w więzieniach i na tych, którzy siedzą cicho i czerpią z tego zyski. Waniek zastanawia się, czy postąpił uczciwie - w tej sytuacji nie pozostawił Stańkowi wyboru, może on wcale nie chciałby tego podpisywać. Przecież gdyby nie telefon Stańka, on sam nie przyszedłby do niego po podpis. Staniek oburza się, że jest tak oceniany, że jeśli czasami puszczą coś jego w telewizji, to zaraz ma być niezdolny do protestu przeciwko władzy? A może dla niego wartości duchowe są ważniejsze niż obecna pozycja, może czeka na odpowiednią chwilę, aby okazać swój sprzeciw wobec władzy? Waniek poniża go, zakładając z góry, że on takiego protestu nie podpisze. Może on właśnie chce "wybrać model życia w prawdzie, wrócić ze świata literatury pisanej na zamówienie i kłamliwej subkultury telewizyjnej - do świata sztuki, która nie musi nikomu usługiwać?"
Waniek wyjmuje kartki z podpisami pod protestem. Staniek ogląda je uważnie, odkłada. Rozważa możliwe konsekwencje. Gdyby podpisał, odzyskałby po latach kompromisów szacunek do siebie i szacunek swoich bliskich, ale zapłaciłby za to utratą pracy, która go co prawda upokarza, ale przynosi lepsze dochody niż praca na przykład nocnego stróża - dostępna dla dysydentów. Poza tym, jego syn nie dostałby się na studia, ale bardziej by go szanował. Gdyby podpisał, przerwałby krąg tych, którzy podpisują i tych, którzy są posłuszni władzy, co by zapewne ogromnie owe władze rozwścieczyło. Na sprawę piosenkarza nie będzie to miało większego wpływu, za to on sam zostanie najbardziej ukarany, aby inni zobaczyli, że nie warto powiększać szeregów dysydentów. A ludzie pogodzeni z reżimem potraktują to jak wyrzut sumienia i będą jeszcze bardziej nienawidzić dysydentów. Poza tym, jego podpis pozbawiłby go możliwości zakulisowych działań zmierzających do uwolnienia piosenkarza. Dlatego ma ogromny dylemat: czy ma to podpisać i odczuć ulgę, co jednak skończy się dla niego przykrymi konsekwencjami, czy nie podpisywać, mieć wyrzuty sumienia, ale sprzyjać w ten sposób losom protestu.
Waniek wtrąca, że wybór wydaje mu się oczywisty. Staniek zapewnia, że jemu też, dlatego nie podpisze. Waniek jest zaskoczony. Przeprasza, chowa papiery do teczki. Staniek pyta, co Waniek o nim pomyślał. Waniek zapewnia, że respektuje jego zdanie. Staniek mimo to oburza się - jak Waniek śmie odczuwać nad nim moralną wyższość! Ktoś taki nie ma prawa do pychy! Gdy zdziwiony Waniek pyta, co ma na myśli, Staniek twierdzi, że w więzieniu Waniek mówił więcej niż było trzeba. Waniek nie może uwierzyć w to, co usłyszał.
Dzwoni telefon. Staniek rozmawia przez chwilę, po czym "z kwaśną miną" informuje Wańka, że piosenkarz właśnie został wypuszczony z więzienia. Waniek uradowany gratuluje Stańkowi, że jednak jego interwencje pomogły, cieszy się, że protest nie ukazał się kilka dni wcześniej, bo wtedy mogliby chłopaka nie wypuścić. Staniek pociesza "swojego przyjaciela" - nie powinien się przejmować, w końcu nigdy nie wiadomo, jakie działania będą wobec władzy skuteczniejsze. Po czym serdecznie ciągnie go do ogrodu, aby wybrać dla niego szczepki roślinek. Waniek daje się ciągnąć, szurając nieporadnie nogami w zbyt dużych kapciach.
Ukryj streszczenie