Czas akcji: koniec lat osiemdziesiątych XX wieku.
Miejsce akcji: mały, skromnie urządzony pokój mieszkalny w dużym mieście w Niemczech.
Obsada: 1 rola męska, 1 męski epizod (statysta).
Druk: Kantor Wydawniczy SAWW, Poznań 1993. Seria "Biblioteka Diogenesa".
Powieść
Trzydziestopięcioletni Niemiec, z zawodu muzyk kontrabasista, grający w zespole orkiestrowym państwowej opery, opowiada o sobie jakiemuś panu, który w tok monologu nie włącza się ani razu. Obaj znajdują się w mieszkaniu muzyka, w pokoju dźwiękoszczelnym, co pozwala grać na instrumencie bez narażania się na pretensje sąsiadów i izolować od nieznośnego hałasu ulicy w centrum dużego miasta. Pokój jest skromnie urządzony, stoi tu gramofon, są płyty, wiele miejsca zajmuje kontrabas, największy instrument strunowy z grupy smyczkowej, o najniższej skali. Bohater występuje w mało eleganckim stroju domowym i często popija piwo. Swój monolog rozpoczyna od rozległej pochwały kontrabasu i jego znaczenia w orkiestrze. Mówi, że w zespole orkiestrowym jest to instrument najważniejszy, fundamentalny, dla brzmienia utworów orkiestrowych najistotniejszy, bo trzymający tonacje i funkcje harmoniczne. Orkiestra może grać bez pierwszych skrzypiec, bez instrumentów dętych, ale nie bez kontrabasu. Może grać bez dyrygenta, ale bez kontrabasu nie! Wartość tego instrumentu dobitnie widać w zespole jazzowy - wszystko z hukiem się rozpada, gdy milknie kontrabas. Wiedzą o tym dobrze muzycy instrumentaliści, a jeśli mało o tym mówią, to tylko z zazdrości. Kontrabas ma głębię - mówi kontrabasista - ma najniższą skalę aż do E kontra, a nawet H subkontra. Bohater gra te najniższe dźwięki, a po chwili wydobywa z instrumentu tony najwyższe: rzadko grane C trzykreślne oraz zaskakujące miękkością i delikatnością barwy flażolety. Demonstruje brzmienie strun strojonych E-A-D-G i grę pizzicato, potem daje mały wykład z historii rozwoju instrumentu i stosunku do niego liczących się kompozytorów, także wykorzystania go w wielkich utworach koncertowych. Jak wynika z literatury muzycznej, nie był to instrument faworyzowany przez twórców.
Kontrabas wymaga od kontrabasisty siły fizycznej, kondycji, słusznego wzrostu, mocnych palców lewej ręki. Nie jest to instrument poręczny, to raczej "przeszkoda". Nieoczekiwanie lista mankamentów staje się w ustach opowiadającego zaskakująco długa i wyrazista. Od trudności w przenoszeniu, poprzez nadwrażliwość na temperaturę, wilgoć otoczenia, kłopoty ze strojeniem, do pełnienia funkcji nachalnego mebla w mieszkaniu, który żyje swoją absorbującą otoczenie obecnością i rolą gapia w sytuacjach intymnych z kobietą. Dlatego bohater od dwóch lat nie miał dziewczyny, bo kontrabas, nawet wepchnięty do łazienki, unosi się duchem nad kochankami. Zdania brzmią jak oskarżenie, które nabiera dodatkowej mocy, gdyż muzyk zakochany jest właśnie w młodej śpiewaczce operowej, Sarze (mezzosopran).
Przy tylu problemach trudno oczekiwać, by kontrabas był instrumentem, o którym kandydaci na muzyków marzą. Jak wielu innych, tak i opowiadający doszedł do kontrabasu "okrężną drogą, przez przypadek i rozczarowanie", a jego los jest typowym losem kontrabasisty. "Dominujący ojciec, urzędnik niemuzykalny; słaba matka, przejęta muzyką, flet; jako dziecko uwielbiałem moją matkę; matka kochała ojca; ojciec kochał moją młodsza siostrę; mnie - subiektywnie rzecz biorąc - nie kochał nikt. Z nienawiści do ojca postanowiłem zostać artystą, a nie urzędnikiem. Aby zemścić się na matce, wybrałem za to największy, najnieporęczniejszy i najbardziej niesolistyczny instrument; żeby ją jeszcze do tego śmiertelnie zranić i zarazem dać ojcu pośmiertnie kopniaka, zostałem w końcu jednak urzędnikiem - kontrabasistą w orkiestrze państwowej."
Doświadczenia bohatera wywołują w nim skrajne emocje: od miłości do nienawiści, od zachwytu do wstrętu, od dumy do szyderstwa, od uwielbienia dla kontrabasowego wysokiego C do opinii, że ten instrument wydaje "okropny dźwięk". Na koniec powodują oskarżenie o okaleczenie opuszków palców powstałe na skutek przy przyciskania strun.
Bohater mówi też o państwowej orkiestrze, w której gra, o swoim miejscu w orkiestrowym kanale aż przy trzecim pulpicie, co oznacza, że jeśli nawet nie zagra wszystkich nut z partii kontrabasu, to nikt tego nie zauważy i utwór nie ucierpi. Żaden kontrabasista nie przeżywa satysfakcji, jakie są udziałem perkusisty grającego na kotłach solówkę w V Koncercie fortepianowym Es-dur Beethovena, gdy nikt ze słuchaczy nie patrzy na pianistę, wszyscy zaś kierują zachwyconą uwagę na grającego na kotłach. Przykry jest także moment, gdy po koncercie dyrygent ściska dłoń koncertmistrzowi, czasem także pierwszemu wiolonczeliście. Do kontrabasów nie dociera nigdy. Siedzą w tyle od stu pięćdziesięciu lat. Pozostaje tylko pogodzenie się z losem odrzuconego. Po wywodzie o niesprawiedliwie wysokiej pozycji Mozarta w historii muzyki bohater niespodziewanie potyka się o kontrabas, przewraca się, a jego rozgoryczenie sięga zenitu - muzyk obiecuje, że kiedyś rozbije instrument na drzazgi.
Wreszcie porusza temat, który wcześniej ledwie sygnalizował - Sara. Piękna, subtelna, utalentowana sopranistka, która nigdy nie spojrzała na wykształconego kontrabasistę stojącego za trzecim pulpitem, grającego w orkiestrowym kanale, co kontakt wzrokowy czyni wręcz niemożliwym. Zakochany w Sarze muzyk przeżywa męki, gdy śpiewaczka po spektaklu przyjmuje zaproszenie innego solisty do drogiej restauracji. Zdeterminowany powziął szalony plan, by zwrócić na siebie uwagę śpiewaczki: tego wieczora, już za parę godzin, na festiwalowej premierze "Złota Renu" Wagnera, wobec wytwornej publiczności z premierem państwa na czele, gdy dyrygent stanie przed orkiestrą, podniesie batutę i nastąpi ten jedyny w swoim rodzaju moment pełnej napięcia ciszy przez pierwszym dźwiękiem uwertury, wtedy wszyscy usłyszą krzyk kochającego serca: zza trzeciego pulpitu kontrabasów rozlegnie się głośne "Sara!"
Dopóki jej nie ma fizycznie, jest marzenie, a najbliżej stoi zawsze kontrabas, który przy niezbyt bujnej wyobraźni podobny jest w budowie do kobiety, co muzyk szczegółowo demonstruje i zmysłowo objaśnia.
Kontrabasista wkłada frak, obowiązkowy w operze strój dla członków orkiestry. O 19.30 rozpocznie się premiera. Praca w państwowej operze daje muzykowi całkowite zabezpieczenie: etat, pieniądze, socjalne przywileje, nawet zwolnienie z pracy jest niemożliwe. Ale jest równocześnie uwiązaniem przy instrumencie, przy kontrabasie. Jedyny sposób na odzyskanie pełnej wolności to realizacja planu z okrzykiem "Sara!" Po takim zdarzeniu na pewno wyrzucą go z opery. W ostatniej chwili bohater odkrywa jeszcze inną szansę dla siebie: orkiestra kameralna. Pierwszy i jedyny basista w małym zespole, niekoniecznie najlepszym. Nieduży zespół grający na estradzie, nie w kanale, inny repertuar, nagrywanie płyt i dojrzewanie do zagrania "Pstrąga" Franciszka Schuberta, słynnego kwintetu A-dur na fortepian, skrzypce, wiolonczelę i kontrabas - marzenie każdego kontrabasisty, ukoronowanie pracy.
Kontrabasista jest gotowy do wyjścia. Słuchającemu go mężczyźnie nastawia płytę. Wychodząc z pokoju zapowiada: "Będę krzyczał. Jeśli się odważę." Z gramofonowej płyty rozbrzmiewa kwintet Schuberta "Pstrąg".
Ukryj streszczenie