Artykuły

Wydarzyło się w Sajgonie

Wystarczy, że raz posłuchasz. I zostaje w tobie melodia, motyw, fraza... Ta muzyka jest jak malarstwo - rozjaśnia i ściemnia barwy, kładzie się kolorem na sercu - gwałtowny róż obok melancholijnego błękitu, nostalgiczny fiolet, radosna żółć i drżąca zieleń. Wystarczy, że posłuchasz. Słowa są jak ołówek - do barw dodają formy, konturu, konkretu. "Słuchać chcesz o tym, jak w ogniu stanął mój dom? Jak z mych bliskich przy życiu nie ostał się nikt? Jak rodziców płomieni otoczył tam krąg?"...

Miłość po raz pierwszy

"Zakochałem się w "Miss Saigon" pięć lat temu, dzięki Wojtkowi Kępczyńskiemu. Słuchaliśmy nagrań, a on powiedział: Kiedyś to zrobimy" - wspomina Maciej Pawłowski. Dziś obaj budują na scenie Teatru Muzycznego Roma swą wizję tego musicalu. Pawłowski czuwa nad stroną muzyczną widowiska, Kępczyński (notabene dyrektor Romy) - reżyseruje.

Też kocha się w "Miss...". "Bo to jest kwintesencja nowoczesnego teatru muzycznego - rewelacyjne libretto i muzyka fantastycznie współgrają z psychiką bohaterów" - wyjaśnia z entuzjazmem.

Ale ten temat?! Wojna w Wietnamie, która rozegrała się przeszło ćwierć wieku temu i na jej tle jakaś historia miłosna -o uczuciu wietnamskiej dziewczyny, Kim, do amerykańskiego żołnierza, Chrisa. Owocem tej namiętności jest syn. A w Ameryce na Chrisa czeka żona, Ellen... Czy to jeszcze kogoś zainteresuje? Czy to nie naiwne? "A czyż wciąż na świecie nie trwa jakaś wojna, czyż wciąż miłość nie wydaje się ludziom najważniejsza, czy nie staje się motorem naszych działań, dobrych i złych? - odpowiada reżyser, nieco wzburzony, że można stawiać takie pytania. - To jest spektakl niosący przesłanie, które najtrafniej wyraża sentencja Mussetta: "Nie igra się z miłością". Nie można igrać z uczuciami - nikogo - ani pojedynczego człowieka, ani zbiorowości, narodu - o tym jest ten musical. Ale też o politycznych zależnościach, o przemocy, jaką niesie każda agresja, odciskając się na ludziach, narodach nie tylko fizycznym piętnem, ale może jeszcze bardziej okaleczając ich psychicznie".

Marzenia się spełniają?

Raz, dwa, trzy, cztery... "Ze mną do dna pijcie za mój American Dream...." - Dobrze, ale spróbujmy wejścia jeszcze raz... Musi być radosne, dynamiczne, ostre, pokazujesz przecież swoje marzenia, chcesz, żeby zobaczyli, jakie są piękne...

Raz, dwa trzy, cztery... Liczą kroki. Tomasz Steciuk wyciąga ręce, za nim na scenę wbiega grupa dziewcząt. I jeszcze raz, i jeszcze... "Do zlewu kwach, Szampan -trach, trach! Ze mną do dna pijcie za mój American Dream..."

"Nad tym musicalem pracujemy już od! lat - mówi Maciej Pawłowski. - Wówczas rozpoczęliśmy castingi. Nie tylko do głównych ról, także do chórów. Szukaliśmy głosów zarówno klasycznych, jak i rozrywkowych, lżejszych, by powstały z nich oryginalne zestrojenia brzmieniowe".

Budują ten spektakl z kawałków, z elementów, z klocków jakby. Oddzielnie ćwiczy orkiestra, oddzielnie chór, aktorzy, soliści, balet. Potem te klocki muszą świetni przylegać do siebie na scenie. Spoi je ponadto potężna scenografia. "Jest w tym spektaklu 35 zmian dekoracji! To rzecz be; precedensu w polskim teatrze muzycznym jak i dramatycznym - mówi Marek Chowaniec, scenograf. - To wielkie wyzwanie dla tworzącego dekoracje, bo są tu sceny prze pełnione szarością, mrokiem, w których trzeba stworzyć klimat dusznej, wietnamskiej dżungli, ubogich chat, ale też sceny pozwalające na uruchomienie wyobraźni kreowanie nowych światów, jak sekwencji Dreamlandu, rozświetlona barwą, feeri kolorów. Lecz najbardziej ekscytującym przeżyciem - zarówno dla tworzących "Miss Saigon", jak i dla widzów - będzie lądowanie na deskach Romy wojskowego helikoptera, prawdziwego śmigłowca Armii Stanów Zjednoczonych Bell UH1. Tego też jeszcze nie było w polskim teatrze".

Tomasz Steciuk znów z tym samym gestem śpiewa swój American Dream i znów za nim na scenie tańczą skąpo odziane dziewczyny. Powtarza się jakby wciąż oglądany ten sam filmowy kadr... "Do "Miss Saigon" trafiłem jak wszyscy, przez casting" - Tomasz Steciuk (Szef) uspokaja oddech. Szczupły, wysoki. Głowa ogolona niemal do gołej skóry. Twarzą w twarz wygląda o wiele młodziej (29 lat) niż na scenie; jego bohater ma około 35 lat. Aktor Teatru Muzycznego w Gdyni. Zagrał tam wiele znaczących ról. Ostatnio Mariusza w musicalu "Les Miserables". "Gram Szefa domu publicznego w Saigonie, ten facet zna miasto jak mało kto - ma tam układy, znajomości, interesy. Szef to człowiek, który ma problemy, który doświadczył życia i został przez nie naznaczony, może nie jest zbyt szlachetny, ale jest w nim coś, co czyni go lepszym, może ładniejszym - marzenia... To wspaniała rola, bo pełna, nie szeleszcząca papierem..."

Wyśpiewać wszystko

Przesłuchali 800 osób - według Kępczyńskiego. 1000 - według Pawłowskiego. Najwcześniej wyłoniono dwie wykonawczynie Kim - Katarzynę Łaską i Ewę Wlazłowską. Długo szukano innych odtwórców głównych ról - Chrisa, Johna, Ellen... "Aktorzy są bardzo młodzi, to nieledwie debiutanci, ale nieprawdopodobnie zdolni, uparci, pracowici - mówi Wojciech Kępczyński. - Pracujemy trochę jak na I roku szkoły teatralnej, wspierając się metodą Stanisławskiego, analizujemy poszczególne postaci, relacje, jakie zachodzą między nimi, uczucia, jakie kierują ich czynami..."

Pulpit mikserski. Na ekraniku jaskrawo-zielono drga każdy puls dźwięku. Za szybą, w studiu, dziewczyna i chłopak ze słuchawkami na uszach... "Saksofon gdzieś samotnie łka, więc przytul mnie i tańczmy tak w tę noc, jakby miał jutro zniknąć świat..." Płynie rozlewna fraza... Każdą nutę, każdy dźwięk wydobywający się z gardeł młodych artystów śledzi w skupieniu Elżbieta Zapendowska - konsultant wokalny musicalu. Jej uwagi nie umknie najmniejszy fałsz, nieczysto zaśpiewana nuta. "Spróbuj wyrazić to lepiej..." Odtwórca roli Chrisa rozpoczyna pieśń ponownie...

"Trudność naszej pracy polega na pewnej monotonii, na powtarzaniu przez jakiś czas tych samych fraz - mówi Elżbieta Zapendowska. - To może zniechęcać, ale zapewniam tych młodych ludzi, że regularne ćwiczenia, ciężka i trochę nudna praca da fantastyczne efekty. Wokalista, jak każdy muzyk, powinien grać na swoim* instrumencie codziennie, jeśli chce być wirtuozem..."

Więc ćwiczą. Zmagają się z dźwiękiem, zastanawiają, jak śpiewem opowiedzieć swojego bohatera. Zmusić widownię, by go polubiła, zrozumiała, wybaczyła? Pomagają im słowa polskiego tłumaczenia libretta Andrzeja Ozgi i Elżbiety Woźniak. "Ten tekst nie może istnieć w oderwaniu od melodii" - zastrzega tłumacz; by tym samym przestrzec, że cytaty na nic się zdadzą. Ba, mogą się czytelnikowi wydać naiwne, a czasem nawet nieporadne. Dopiero w połączeniu z muzyką słowo nabiera znaczenia, uczuć, barw.

W życiu, co przemija jak film, w którym mało jest pięknych chwil, ja zatrzymam... zatrzymam cię (...)". Katarzyna Łaska (Kim). Szczupła, jasna cera, orientalne rysy, ciemne włosy. Do teatru trafiła dzięki mamie. Dla świętego spokoju, dała się zawieźć na casting, gdy Wojciech Kępczyński (wówczas jeszcze kierujący teatrem w Radomiu) poszukiwał odtwórców do musicalu "Józef i cudowny płaszcz..." I została. Miała 16 lat. Ma 21. Mówi, że kiedyś myślała o piosenkarstwie, dziś deklaruje: "Teatr to moje życie, mój drugi dom, prawie z niego nie wychodzę. Czekałam na rolę Kim, a teraz gdy już ją gram, chyba jeszcze nie w pełni uświadamiam sobie, że to prawda. Lubię Kim, tak bardzo pragnie miłości, pragnie być kochana, czeka na swoje szczęście; jestem trochę do niej podobna, w tym oczekiwaniu uczucia. Wojna zabrała jej bliskich, upokorzyła, skazała na cierpienie. Współczuję jej i staram się zrozumieć jej postępowanie, jej ból, rozpacz, nadzieję i rezygnację".

"W świecie, co zakręcił się wspak, w którym w cenie jest uczuć brak, ja znalazłem... znalazłem cię (...)". Radosław Elis (Chris). Wysoki, szczupły, ciemne włosy, przystojny. Absolwent Akademii Teatralnej. Jeszcze jako student II i IV roku zagrał w filmie "Spona" w reż. W. Szarka i "Wszystkie pieniądze świata" w reż. A. Kotkowskiego. Obecnie aktor Teatru Narodowego. Występuje także w Teatrze Nowym w Poznaniu jako Roskolnikow w adaptacji "Zbrodni i kary" zatytułowanej "Sny" w reż. E. Korina. "Na casting do "Miss Saigon" zgłosiłem się za namową Elżbiety Zapendowskiej, u której brałem lekcje impostacji. Powiedziała, żebym spróbował. Spróbowałem... Według mnie, wszedłem do tego spektaklu jakby kuchennymi drzwiami. Najbardziej chciałbym zaśpiewać Szefa, bo to nader ciekawa rola. Ale znam swoje warunki i możliwości - nie wyglądam jak Szef. Jestem na niego trochę za młody. Chris? To trudna rola, rozedrgana emocjonalnie, chociaż nie ukrywam, że i we mnie owo rozedrganie istnieje. Jestem aktorem dramatycznym, nawykłym do budowania postaci wedle zasad psychologii, w ciągu całego spektaklu, więc mam nieco kłopotów z wyrażeniem bohatera tylko poprzez śpiew. Ale lubię się z Chrisem. Mógłby tylko śpiewać nieco niżej".

"Wracałem z piekła pewny, że to, co złe, za sobą już mam /Dziś wiem, myliłem się wciąż tam, gdzie ja, jest Wietnam (...)". Damian Aleksander (John; w drugiej obsadzie próbuje Chrisa). Wysoki, dobrze zbudowany, przystojny. Absolwent Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej w Gdyni. Pochodzi z Zagania. Nim trafił na scenę, uczył się w liceum lotniczym i trochę tańczył w zespole "Saga". Rok temu przyjechał do Warszawy. Mówi o sobie, że jest jak Chris - "trochę zagubionym facetem", ale też taki jak John -"silny wewnętrznie". "John to przyjaciel Chrisa i ta ich przyjaźń pomaga mi w rozumieniu obu bohaterów. Są sobie bliscy, bo obaj przeszli przez piekło, mogli zabijać, niszczyć, John - tak zresztą jak jego przyjaciel - to człowiek skażony wojną. Trochę borykam się jeszcze z tą postacią, ale ważne, że nie jest mi już obca, chociaż chcę zachować do niej pewien dystans, całkowita identyfikacja mogłaby zaszkodzić tej kreacji".

"Rozumiem ból, co pali ją do cna, lecz gdy się waży: Ona albo ja, Litość precz! Nie oddam go (...)" Joanna Węgrzynowska (Ellen). Ładna blondynka, smukła taka dziewczyna z sąsiedztwa ktoś powiedział, że wygląda jak Ellen. Rzeczywiście. Absolwentka Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej w Gdyni. Grała w Teatrze Muzycznym w Gdyni, potem w teatrze w Radomiu. Obecnie związana z Teatrem Muzycznym Roma. "Trzy lata temu dowiedziałam się, że dyr. Kępczyński chce wystawić "Miss Saigon". Już wtedy marzyłam o roli Ellen. Na casting zostałam zaproszona przez dyrektora Kępczyńskiego, ale nawet gdyby tego nie zrobił, i tak przyszłabym. Myślę, że to dobrze, że musiałam trochę poczekać na Ellen. Jeszcze trzy, dwa lata temu byłam na tę postać za młoda, niedojrzała psychicznie.

Zdaję sobie sprawę, i chociaż Ellen jest oszukaną, zdradzoną żoną, sympatia widzów będzie raczej po stronie Kim - to naturalne, przecież połączyła ją z Chrisem wielka miłość, a ta kie uczucie zawsze wzrusza publiczność. Zwłaszcza jeśli jest nieszczęśliwe. Liczę się z tym, że widz może postrzegać Ellen jako tę drugą, jako rywalkę... Mam nadzieję, że uda mi się ją obronić. Jest na to niedużo czasu, musical jest formą piękną, ale operującą skrótem - emocje i cały rysunek psychologiczny bohatera trzeba zawrzeć w jednym utworze... Chcę pokazać Ellen jako postać pozytywną, jako osobę dojrzałą i ciepłą, walczącą o miłość, o mężczyznę, którego kocha, umiejącą wybaczać.., "Saksofon gdzieś samotnie łka, więc przytul mnie i tańczmy tak w tę noc, jakby miał jutro zniknąć świat (...)" Wystarcz że raz posłuchasz. I zostaje w tobie melodia, motyw, fraza... Ta muzyka jest jak malarstwo - rozjaśnia i ściemnia barwy, kładzie się kolorem na sercu - gwałtowny róż obok melancholijnego błękitu, nostalgiczny fiolet, radosna żółć i drżąca zieleń. Wystarczy, że posłuchasz. Słowa są jak ołówek - do barw dodają formy, konturu, konkretu...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji