Artykuły

Ich szczęście ma na imię teatr

Najpierw są marzenia: zrobić karierę, wyrwać się z prowincjonalnych opłotków. Potem katorżnicza praca. Im się udało! Kiedy stają na scenie, w blasku reflektorów, zapominają o pocie i łzach.

Katarzyna: 21 lat, skośne oczy po pradziadku z Azji i wielki głos. Damian: 24 lata, student. Krytycy muzyczni wróżą mu wielką karierę. Kasia przyjechała do stolicy z Tomaszowa Mazowieckiego. Damian z Żagania. By zrealizować marzenia o karierze, musieli pokonać nie tylko dziesiątki kilometrów, ale i setki konkurentów. Dziś grają główne role w musicalu "Miss Saigon".

Kasia Łaska, w czarnej kurtce puchowej, czapce z daszkiem, biegnie przez korytarz teatru Roma.

- Cześć, dzień dobry! - krzyczy w mijane drzwi. Wpada do bufetu, w biegu zamawia herbatę z cytryną.

- O, mała, dobrze spałaś? - kolega z teatru całuje ją w policzek.

- Mała... zawsze i wszędzie mała - zżyma się Kasia. - Byłam najmłodsza w szkole muzycznej, potem w radomskim teatrze muzycznym i warszawskiej Komedii. W Romie też mi matkują. Nawet piwa nie dają pić, tylko soczek.

Mama wierzyła

Miała sześć lat, kiedy mama, ekonomistka, zaprowadziła ją do szkoły muzycznej. Ona też namówiła ją do wyjazdu do Radomia i startu w przesłuchaniach do musicalu "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze". Była nieopierzoną szesnastolatką, kiedy zagrała jedną z żon braci Józefa.

- Mama wierzyła, że jestem zdolna, zrobię karierę i wyrwę się z Tomaszowa - Kasia zamaszyście miesza łyżeczką herbatę. Początki samodzielności były trudne. Mieszkała w wynajętym przez radomski teatr pokoju. Starsza o pięć lat współlokatorka, Magda Lubczyńska, zastępowała jej rodzinę. Rano biegały na próby, wieczorem śpiewały w spektaklu. Na szkołę i wizyty w domu pozostawały weekendy. Naukę w konserwatorium rzuciła po czwartej klasie. Liceum kończyła eksternistycznie - już w Warszawie. Magda wyszła za mąż, urodziła dziecko.

- Miałam być matką chrzestną, ale nie dojechałam. Przez ostatnie pięć lat teatr jest najważniejszy. Tu jest moje szczęście - mówi Kasia.

Trębacz albo książę

Damian Aleksander: rano basen, potem dubbing, wieczorem teatr. Zorganizowany, bezpretensjonalny, młodzieńczy. Spotykamy się przy Hożej - po półtora roku mieszkania w Warszawie odkrył, że tu można kupić najlepszą w mieście kawę cappuccino i torcik bananowy. Rusza do stolika tanecznym krokiem.

- Przyszedłem na świat przed dwudziestoma czterema laty w pięknym regionie lubuskim. Wychowałem się w Żaganiu - zaczyna półserio. - Ojciec był wojskowym, mama księgową. Wykorzystałem pierwszą okazję, by się z Żagania wyrwać.

Ta pierwsza okazja to nabór do liceum lotniczego w Zielonej Górze, która wydawała mu się wielkim światem. Tu po raz pierwszy był w teatrze na bajce o księciu zamienionym w żabę. W podstawówce miał zagrać księcia, ale w ostatniej chwili nauczycielka zawiesiła próby. W rezultacie zagrał trębacza w bajce o Flisaku i Przydróżce.

- Po dwu latach liceum lotnicze zostało rozwiązane. I dobrze. Zrozumiałem, że mundur i ja nie pasujemy do siebie - ciągnie. - Skończyłem ogólniak i... złapałem bakcyla sceny.

Chcę do domu!!!

Kasia już wie, że praca na scenie to mordercza harówka.

- Po Józefie dostałam angaż do musicalu "Fame" - Kasia walczy z chrypką. Wszyscy w Romie - na czele z dyrektorem Kępczyńskim, złapali jakiegoś wirusa. - Graliśmy miesiąc w Radomiu, miesiąc w stolicy. Mieszkałam z rodzicami, zrywałam się o piątej, żeby zdążyć na pociąg.

Do Warszawy przeprowadziła się przed rokiem. Śpiewała w chórkach. Siedem razy zmieniała mieszkanie. I - jak mówi - kiełkowało w niej ziarenko nadziei, że zagra Kim w przygotowywanym przez Kępczyńskiego musicalu "Miss Saigon".

- Do dziś nie mogę uwierzyć, że mnie wybrał - Kasia poprawia czapkę ze znaczkiem Miss Saigon. - Wreszcie nie gram ogonów, ale prawdziwą pierwszoplanową rolę. Czuję, że zaczyna się bardzo ważny etap w moim życiu.

To życie w biegu: wynajmuje mieszkanie z kolegami z teatru, Tomkiem i Pawłem, biega na próby, zarabia w dubbingu. Czasem ma ochotę zadzwonić do Tomaszowa i krzyczeć w słuchawkę: Mamo, chcę do domu!!! Tęskni. Do psa Fatiego, własnego mieszkania (17 metrów w Tomaszowie, pokój na niebiesko, w łazience liliowe kafelki). Ale chwilę potem myśli: nie wraca się do życia, z którego się uciekło. Jej koleżanki pozakładały rodziny albo też wyjechały z Tomaszowa.

- Dookoła pełno ludzi, a ja tak naprawdę jestem sama - spuszcza głowę. - Na nic oprócz pracy nie mam czasu. Nawet na miłość.

Ale Kasia nie lubi narzekać. Przerzuca przez ramię plecak i biegnie do lekarza foniatry. Trzeba coś zrobić z tą chrypką. Wieczorem spektakl. Wygląda jak nastolatka, która zerwała się na wagary. Wieczorem trudno od niej oderwać wzrok - na scenie teatru Roma iskrzy talentem, intryguje barwą głosu, zachwyca.

Jasnowidz poradził!

Damian pod koniec drugiej klasy zaczął występować w zielonogórskim Teatrze Tańca Współczesnego Saga.

- Tańczyłem jazz, rap. Ale zawsze jako tło dla solistów. Główne role jakoś mnie omijały - Damian pokazuje w uśmiechu równe, białe zęby. - Zacząłem kręcić amatorsko filmy. Pod koniec liceum zastanawiał się, w którą stronę ruszyć - tańczyć, czy zająć się filmem.

- Spotkałem się z kolegą, jasnowidzem - wspomina. - Poradził: na północy jest szkoła aktorska. Znajdź ją.

Odszukał studium wokalno-aktorskie w Gdyni. Już na drugim roku zaczął grać w gdyńskim teatrze muzycznym.

- Na początku to było trzymanie halabardy - śmieje się. - Prawdziwą szansą był wyjazd na przegląd piosenki aktorskiej do Wrocławia. Dyrektor tamtejszej sceny muzycznej zauważył mnie i zaproponował główną rolę w musicalu "Księga Dżungli".

Potem była rola w "Wichrowych Wzgórzach", przygotowania do słynnego musicalu "Hair" i pierwszy w życiu wyjazd na zagraniczne występy do Holandii i Belgii. Pewnie dostałby etat w Gdyni i nigdy nie został Chrisem w "Miss Saigon" gdyby nie... brak zasięgu sieci komórkowej w jego rodzinnym Żaganiu.

- Pomyliły mi się terminy i nie dojechałem na koncert - wspomina. - Dyrektor i koledzy dzwonili na komórkę, ale nie miałem zasięgu. W rezultacie wyrzucili mnie z zespołu. Wyjechałem więc do Warszawy.

W domu czeka Lilu

Zamieszkał u przyjaciół. Zgłosił się do teatru Roma. Na początek dostał epizod w "Crazy for You" i propozycję przesłuchań do "Miss Saigon".

- W sierpniu okazało się, że będę grać na zmianę Chrisa i Johna - dwie z głównych ról! O sobie mówi, że jest po trosze i Chrisem, i Johnem - zdecydowanym i konkretnym, a jednocześnie zagubionym facetem.

Co poza musicalem? Studia w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku - profilaktyka społeczna i resocjalizacja. Studio dźwiękowe Sonoria - podkłada głos pod reklamy proszków do prania, śpiewa w bajkach. A dom? Wynajęte mieszkanie, kotka Lilu, kupione za pierwsze większe pieniądze odkurzacz i pralka.

- Co tam dobra doczesne - śmieje się Damian. - Największe moje dobro to ja sam.

A role w "Miss Saigon"? Na premierę zaprosił rodziców. Ojciec płakał. To dla Damiana największy komplement.

Oni zrobią karierę

O Kasi i Damianie mówi reżyser "Miss Saigon", Wojciech Kępczyński:

- Kasię traktuję jak swoją córkę. Jako szesnastolatka zgłosiła się na przesłuchanie do reżyserowanego przeze mnie musicalu Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze". Już wtedy byłem zafascynowany "Miss Saigon". Zobaczyłem Kasię i pomyślałem: byłaby idealną Kim. Skośne oczy, wschodnia uroda, no i wspaniały, wysoki głos. Kasia grała w kilku moich realizacjach, ale wciąż przygotowywałem ją do roli w "Miss Saigon".

- Damian Aleksander zgłosił się na przesłuchania do "Miss Saigon" i od razu oczarował nas swoim głosem - musicalowy tenor rockowy: No i prezencją - idealny do np amerykańskiego żołnierza. Właściciel praw do "Miss Saigon", Cameron Macintosh, bardzo wysoko ocenił jego talent. Jest świetnym Chrisem i jeszcze lepszym Johnem. Wróżę mu wielką karierę.

Helikopter ląduje na scenie

Musical "Miss Saigon" to jeden z największych hitów londyńskiego West Endu, odpowiednika amerykańskiego Brodwayu - ulicy, przy której mieszczą się najsłynniejsze teatry. Opowiada o tragicznej miłości wietnamskiej dziewczyny do amerykańskiego żołnierza. Spektakl przez dziesięć lat nie schodził z afisza w Anglii, zrobił karierę w Nowym Jorku, Tokio, Sztokholmie, Stuttgarcie i Budapeszcie. Od 9 grudnia tego roku można go obejrzeć w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma. Walka o jego wystawienie w Polsce trwała dwa lata. Wreszcie w czerwcu tego roku producent Cameron Mackintosh zaakceptował obsadę, scenografię, zgodził się na kilka zmian. Do zagrania w "Miss Saigon" zgłosiło się ponad tysiąc chętnych. Reżyser Wojciech Kępczyński przesyłał kasety z nagranymi wokalistami do Mackintosha. Wspólnie wybrali do głównych ról Katarzynę Łaskę i Damiana Aleksandra. W opinii producenta polska obsada jest jednym z ciekawszych zespołów w historii musicalu. Oprócz, wykonawców atutem przedstawienia są częste zmiany dekoracji (34), cyfrowa animacja dźwięku, efekty świetlne najnowszej generacji i... lądujący na deskach Romy helikopter armii amerykańskiej. Koszt produkcji spektaklu wyniósł 2 mln 200 tys. zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji