Artykuły

Mrożek: jestem stolarzem

- Bardzo dziękuję, że się Państwo pofatygowali tutaj o tak wczesnej porze. Zdaję sobie sprawę, że jest niedziela, to znaczy, że wczoraj była sobota. Nie wiem, jakiego świętego było wczoraj - tak Sławomir {#au#87}Mrożek{/#} powitał w niedzielę w samo południe tych, którzy przyszli do Teatru im. Żeromskiego, aby się z nim spotkać. Wypełniona po brzegi widownia powitała wybitnego dramaturga kilkuminutową owacją na stojąco.

Sławomir Mrożek obejrzał w sobotę w kieleckim teatrze inscenizację "Miłości na Krymie" w reżyserii Piotra Szczerskiego. Przyszedł w dżinsowym komplecie i charakterystycznych drucianych okularach. Wszedł do teatru prawie nie zauważony - rozpoznał go tylko jeden z oczekujących reporterów. Mrożek razem ze swoim przyjacielem i znawcą jego twórczości dr. Józefem Opalskim zajął lożę naprzeciw sceny. W przerwach między aktami rozdawał autografy. Jak obliczył później, w czasie spektaklu i po niedzielnym spotkaniu złożył około 120 podpisów. - To męczące, ale gdyby nikt nie przyszedł po autograf, to też by było kłopotliwe.

Po zakończeniu sobotniego spektaklu widzowie nagrodzili aktorów i autora sztuki 10-mi-nutową owacją na stojąco. Kiedy zwrócona w stronę Mrożka publiczność nie przestawała bić braw, mistrz zszedł na scenę między aktorów i ukłonił się. Nie powiedział ani słowa.

Na pytania publiczności i dziennikarzy odpowiadał wczoraj na spotkaniach w Teatrze im. Żeromskiego.

O Kielcach i spektaklu

- W Kielcach czuję się bardzo dobrze, bo mam miłe wspomnienia z tego miasta. Nie powiem jakie, bo się wstydzę. Publiczność zaskoczyła mnie miłym przyjęciem i to mi poprawia samopoczucie.

Jego wymijające odpowiedzi na pytania o ocenę kieleckiej inscenizacji "Miłości na Krymie" i porównanie jej z inscenizacja warszawską, są, jak powiedział, spowodowane tym, że ma szacunek dla zawodowców i jest za podziałem na kategorie: - Ja nie jestem recenzentem. Istnieje coś takiego, jak tajemnica kuchni. O pewnych rzeczach mówi się tylko w teatrze. Spektakl bardzo mi odpowiada. To nie tylko sprawa kompetencji, ale i wyczucia. Ja z tym spektaklem kontaktuję i to dla mnie duża satysfakcja. Kiedy wchodzę do teatru w Kielcach, czuję się tak, jakbym był u siebie, jakbym stale tu mieszkał i to mnie mile zaskoczyło.

Mistrz wśród swoich sztuk najbardziej ceni sobie właśnie "Miłość na Krymie", bo jest najświeższa i ma do niej najżywszy stosunek emocjonalny: - Wszystko, co napisane wcześniej odchodzi w przeszłość. Nie podchodzę do swojego księgozbioru jak badacz czy kolekcjoner.

W inscenizacjach jego sztuk nic go nie zaskakuje: - Jestem nie tyle literatem, ile dramaturgiem. Twórcą na pograniczu literatury i teatru, ale raczej po stronie teatru. Sztuka jest do grania i słuchania, a nie do czytania.

O poprawianiu

Na pytanie, czy po obejrzeniu spektaklu wraca do sztuki i poprawia coś, dramaturg odpowiedział: - Są dwa powody, dla których tego nie robię. Nie mam cierpliwości. Stwierdziłem też doświadczalnie, że poprawianie nie zawsze załatwia sprawę. Usterkę, jeżeli jest spontaniczna, czasem lepiej zostawić. Jeżeli coś jest nie dopilowane, to czasem lepiej wychodzi, niż gdy jest uczesane i wygładzone. Z poprawianiem ostrożnie.

Mrożek zadeklarował, że "Miłości na Krymie" nie będzie poprawiał.

O reżyserii

Przyznał, że reżyserował kilka swoich sztuk, ale tylko raz w języku polskim, z polskimi aktorami. Były to "Wdowy" we Włoszech. Jest zdania, że dobrze reżyserować można tylko we własnym języku. Nie uważa się za reżysera, ale te doświadczenia bardzo mu się przydały w pracy: - Każdy autor dramatyczny powinien być zobowiązany przez prawo do reżyserowania - za karę - swoich sztuk, aby zobaczył, że to nie jest takie łatwe.

Uważa, że wokół 10 punktów jego zastrzeżeń - "Autor zwariował, albo Ostatni Mohikanin" - dołączonych do sztuki zrobiło się zbyt wiele szumu: - Cokolwiek napiszę, to jest awantura. Przekonałem się oglądając parę przedstawień, że teatr czasem zapomina o tym co gra, zapomina o publiczności i zachwyca się sam sobą. Ja piszę dla publiczności, a nie dla zakochanego w sobie teatru. I stąd te zastrzeżenia.

O wyobraźni

- Nie chodzę po świecie napęczniały pomysłami. Jestem profesjonalistą - siadam i piszę. Lepiej jest uchodzić za wieszcza, któremu gra w głowie i płucach, i który ma jakieś prawdy do objawienia. Ja staram się pisać o sprawach, które interesują ludzi. Jak stolarz, który szuka drewna na stoi, ja szukam materiału i robię swój stół - sztukę. Taka jest brutalna prawda.

Wyobraźnia, według Mrożka, to zdolność wyciągania wniosków z informacji: - Każdy, kto ma taki zawód jak ja, powinien mieć wyobraźnię. Ja mam.

Nie wie, o czym będzie jego następna sztuka i nie lubi się nad tym zastanawiać.

O Meksyku i miłości

Na pytanie, jak mu się żyje w Meksyku, odparł - Dziękuję, dobrze.

W Meksyku Mrożek mieszka od pięciu lat, na ranczo wybudowanym u stóp wulkanu; na zupełnym odludziu. Mówi, że ma dość spotkań i zamknął się tam przed ludźmi.

Sytuacją w Polsce nie jest rozczarowany, bo "czego można się spodziewać". Czy rzeczywistość przerosła Mrożka?

- Rzeczywistość przerasta każdego z nas.

Na pytanie czy miłość w życiu jest najważniejsza, odpowiedział anegdotą: - Są tacy, których to interesuje. Znałem kiedyś człowieka - już nie żyje - który znał kochankę Lenina. Była już bardzo stara. Na pytanie jak to było, odpowiedziała mu "To nie była specjalność Wołodii".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji