Artykuły

Krzesła - Puste?

Obok przedwojennego pokolenia dramaturgów francuskich, wywalcza sobie miejsce pokolenie powojenne. Są to cztery głośne już nazwiska: Adamov, Audiberti, Beckett i Ionesco.(*) Dwa pokolenia różnią się znacznie między sobą. Poprzednie - pokolenie Giraudoux - to jasność intelektualna i finezja poetycka, to teatr literacki i w pewnym sensie klasyczny. Nowa czopka wychodzi poza logizm i estetyzm, odkrywa czysty teatr w ekspresji podświadomości i jej zawiłych kompleksach. Pesymizm poprzedniego pokolenia doprowadza już do skrajności.

Teatr ten robi światową karierę, choć w Paryżu ostatecznego stempla jeszcze nie otrzymał. Gdy się pomyśli, że przed trzydziestu laty mieliśmy u nas zmarnowanych prekursorów tego kierunku w Witkacym, Rybickim czy Czechowiczu, dać jak trudno być prorokiem we własnym kraju. Wypada tylko westchnąć. We Francji - stała symbioza tradycji z postępem i nieustanny rozwój, u nas albo w tę albo wewtę stronę i marnowanie sił.

Czterej nowi autorzy francuscy - zresztą wszyscy pochodzenia obcego to cztery różne indywidualność!. Jeśli porównać znanego już u nas Becketta z granym ostatnio Ionesco, można stwierdzić, brutalny tragizm pierwszego osiągnął dno. Ukazany przezeń bezsens istnienia ludzkiego bez ładu i celu, życie jako fatalne koło udręczeń i koszmary automatyzmu losu, przypominają - obcesowo mówiąc - wycie na śmietniku. U Ionesco można wyczuć pod nurtem tragicznym jakąś skrytą nutę optymistyczna za tym Beckett działa silniej na wyobraźnię, jest więcej teatralny. Ionesco raczej literacki, dyskursywny.

Wspólna tym autorom postawa egzystencjalistyczna przejawia się u Ionesco w zerwaniu z motywacją psychologiczną czy logiczną, w reakcjach nieoczekiwanych i w podświadomych skojarzeniach, grających sprzecznością i kontrastem. By scharakteryzować tę manierę wyobrazić sobie, że ktoś podarł opowiadanie o czyimś losie czy losach i następnie odczytał je na wyrywki z oderwanych i pogniecionych skrawków z wyboru. Płynie stąd specyficzny dialog, którego bezsens jest jednak pozorny. Bo jest metoda w tym szaleństwie i ostatecznie wyłania się z akcji konstrukcja logiczna, choć zakonspirowana i nie typowa. Odbiór wymaga od widza wysiłku myśli i wyobraźni, odszukiwania wiązań logicznych i trudnych skojarzeń wrażeniowych. Jednak ta komplikacja wzmaga nasilenie przeżycia i czyni je bardziej osobistym. O tyle właśnie sposób ten góruje nad wypaczonym dramatem soc-realistycznym minionego okresu. Utwory rodzime tego kierunku wgadywały naiwnie w widza prawdy najoczywiściej nieprawdziwe lub tak pospolite, że nie zasługiwały na uwagę. Skutkiem było ostateczne wyjałowienie pisarzy i zupełna dezorientacja co do istoty dramatu i teatru. Dlatego nowoczesny repertuar zachodni jest dla nas niezbędną odtrutką, choć - jak każda odtrutka - wykazuje także właściwości toksyczne. Trzeba też wyraźnie oddzielić od zdobyczy formalnych - schyłkowość i znużenie, płynące z ogólnego przerafinowania kultury. Czy ten nowoczesny tragizm jest odbiciem katastrofy ideowej powojennego świata, czy może wyjaskrawioną przestrogą przed i katastrofą nową, czy wreszcie jest przesadą tylko i pozą przeintelektualizowanych twórców - trudno orzec z perspektywy Krakowa. Jednak silne wrażenie kryzysu jest ogólne. Mimo tych zastrzeżeń muszą imponować u tych autorów zdobycze formalne. Również - zaciekłość w drążeniu i diagnozie postawionych problemów oraz odwaga w odkrywaniu najtajniejszych zakamarków duszy ludzkiej.

Zdobyczą formalną "Krzeseł" jest dialog pary "Starych", zamykający olbrzymią treść może i niejednego ludzkiego życia i stąd uogólniający. Zawarto w nich cały ból istnienia, wszystkie nadzieje i rozczarowania, tragiczną sprzeczność ambicji z możliwościami, niemożność porozumienia z otoczeniem. Jest w sztuce gorzka świadomość znikomości i przemijania, z zasadniczym pytaniem o ostateczny cel i sens życia. Rozgrywa się ten dialog osamotnionej i zbankrutowanej życiowo pary w konfrontacji z tłumem osób, których jednak na scenie - nie ma. Środowisko ludzkie jest jakby innym wymiarem. Sposób ten wbrew oczekiwaniom, nie zubaża akcji, przeciwnie, znacznie ją zagęszcza, uwypuklając osamotnienie człowieka. Dialog z fikcyjnymi osobami trzyma w niesłabnącym napięciu, mimo że sztuki nie podzielono na akty czy odsłony i mimo że widzimy na scenie zaledwie dwie osoby. Akcja sztuki jest pełna. Dialog "Krzeseł" to jakby końcowy rachunek sumienia, w którym zamknąć należy i wyważyć wszystko, czym się żyło. "Stary" jest niewyżyty i skrzywdzony, choć nie bez poczucia winy. Przy tym nie umie się wygadać. Dlatego życiowy jego testament dla potomności ma zań wygłosić Mówca, który - jak się później okaże jest głuchoniemy. Mimo pełnej beznadziejności sytuacji "Stary" - choć plamy jego zawiodły a nie oczekuje już niczego od życia - pozostaje ufny i pogodny i wdzięczny za wszystko w chwili, gdy ma umrzeć. A chwila ta jest równoczesnym samobójstwem obojga "starych", jednak bez cech rozpaczy. To po prostu śmierć, która przyszła i z którą niesposób walczyć.

I otóż dwie sprawy ratuje autor przed rozbiciem. Mimo oczywistych, bełkotliwych urojeń "starego" wytwarza się jakaś aura optymizmu i końcowej apoteozy: życia trudnego i opartego na poświęceniu, na wierze w ośmieszone i niewygadane nawet posłannictwo. Ta apoteoza heroizmu i nieustępliwa, maniacka wiara w konieczność wielkich idei nadaje życiu, starego patos i piękno, a pozornemu bezsensowi życia - sens.

Drugi akcent - nieoczekiwany u dzisiejszego autora - to obraz wzruszającej, mimo wypotworzeń wzajemnej wierności pary "starych". Ona to pozwala utrzymać się na powierzchni do końca i - wedle ich własnych słów - trwać będzie w czasie i wieczności. Chcę zaryzykować twierdzenie, że jest w "Krzesłach" także apoteoza trwałości związku małżeńskiego.

Są to spostrzeżenia może odosobnione. Trudno je wysłuchać w gorączkowej i zakonspirowanej atmosferze dialogu. Wiele osób wyszło z poczuciem przygnębienia i niezrozumienia. Jednak wydaje się, że sens sztuki zamyka się w dwu prawdach: rzeczywistość jest wprawdzie wroga i niepokonana wysiłkiem jednostki. Jednak my właśnie nadajemy jej sens, nasz własny osobisty sens, naszą wolą i działaniem. Choćby ono nie miało skutków doraźnych. Są tu echa literatury współczesnego Zachodu, reprezentowanej przez Vercorsa czy Camusa, a podejmującej mimo całego pesymizmu próbę ocalenia świadomości moralnej i dzielności pojedynczego człowieka. Piękno tragiczne.

Trudną tę sztukę zrealizowała para debiutujących reżyserów, znajdując pomysłowe i rzetelne odpowiedniki i dla faktury "Krzeseł". Akcja jest w szczegółach realistyczna, tylko jej tok skłócony a znaczenie zakonspirowane. Wszystko to razem stwarza pozór bezsensu czy fantastyki, nie podobnej do rzeczywistości. Utrzymano w przedstawieniu równowagę tych dwu przenikających się faktur. Mówiono i grano "naturalnie" a niesamowite zwichnięcia i zrywy akcji przekładano na ekspresyjną, grę świateł i podobną ilustracje muzyczną. Sugestywne otoczenie sceniczne zestrajało się z utworem i zamysłem inscenizacyjnym. Co do próby wyłowienia symbol ki sztuki, sądzę, że uczyniono to nader dyskretnie, pozostawiając każdemu swobodę wyboru.

Były w przedstawieniu miejsca słabsze, były i przejmujące, zarówno reżysersko jak i aktorsko.

Słowa uznania należą się parze wykonawców H. Gallowej i J. Nowakowi. Dialog jest trudny i zmienny, oddający stany t psychiczne wyjątkowe i wykoślawione. Te trudności pokonała para Gallowa-Nowak. Przede wszystkim mówiono jasno i czysto tekst w gładkim przekładzie polskim, interpretując i punktując go trafnie. Mimo naturalizmu gry wyczuwało się jednak inny wymiar rzeczywistości, szczególnie w pomysłowo rozegranych scenach z niewidzialnymi gośćmi zamawiającymi puste krzesła. Umiano wyczarować nie obecnych i stworzyć sugestie nieistniejących kontaktów. Przewodnią rolę w sztuce ma "stary", choć "echowość" "starej" nie zalega pola. J. Nowak dał się już poznać w "Cricocie" jako ciekawy wykonawca ról niesamowitych. Także i w "Krzesłach" okazał dużą inwencję i sprawność środków. Również H. Galiowa interpretowała rolę zajmująco, zachowując w najruchliwszych nawet scenach właściwą sobie czystość dykcji. Dobrze tu podawała makabryczny humor autora.

Głuchoniemego Mówcę grał pomysłowo J. Sopoćko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji