Artykuły

Duże brawa

Pomogły zbiorowe protesty wyborców, którzy na spotkaniu z ówczesnym kandydatem na posła, prezesem Komitetu do Spraw Radia i Telewizji, Włodzimierzem Sokorskim, żądali, aby... nie uśmiercono Klossa. Pomogły listy i telefony widzów, którzy na wieść o kończącej się serii "Stawka większa niż życie" zaczęli z przejęciem bombardować telewizję, że byłoby okrucieństwem niesłychanym, gdyby Kloss musiał umrzeć.

Ostatni odcinek "Okrążenie", który oglądaliśmy w ub. czwartek miał być ostatni. Wszystko zresztą wskazywało na to, że Kloss podzieli los tysięcy, którzy oddali swe życie dosłownie na progu wolności. Był moment, kiedy milionom wielbicieli uroczego bohatera serce umarło: padł (chyba śmiertelny) strzał, Kloss osunął się na podłogę dyżurki fabrycznej... I takie chyba miało być nasze pożegnanie z bohaterem, którego polubiliśmy wszyscy.

Ale tak zwany masowy widz w ten sposób żegnać się nie chciał. "Więcej - w ogóle nie chciał rozstawać się z postacią, z którą zżył się nie mniej niż

z doktorem Kildarem, nie mniej niż z łobuzerskim Templerem. Przyzwyczaił się do Klossa tak bardzo, że nie mógł pogodzić się z myślą o jego śmierci.

Bez względu na to, co można by powiedzieć in minus "Stawki większej niż życie", spełniła ona wreszcie rolę zasadniczą. Nie jeden raz biadoliliśmy o naszych niedostatkach scenariuszowych, o naszych nieudanych filmowych seriach telewizyjnych, o naszym ubóstwie wyobraźni, która nie jest zdolna do stworzenia postaci polskiego bohatera telewizyjnego, polskiego "wzorca" postaci, w którą widz mógłby uwierzyć. I oto - stało się, nastąpił dzień stworzenia, a po nim przyszły dni wiary, że taki, właśnie taki Kloss naprawdę żył i że taki Kloss powinien żyć nadal wśród nas.

Już nie będziemy wspominać z zawiścią setek listów, którymi zasypana została telewizja na wieść o rzekomej śmierci aktora odtwarzającego rolę doktora Kildare'a. Już nas nie będzie wzruszać wiadomość o czarnej krepie, którą uczennice spowiły wówczas fotosy Chamberlaina. Mamy Mikulskiego. Wielkie mu brawa za to, jak również udanej spółce autorskiej, która w skromności swojej nadal egzystować będzie pod pseudonimem Andrzeja Zbycha.

Skoro jesteśmy przy brawach, to sporą część musimy przeznaczyć poniedziałkowej premierze Teatru TV, znakomicie wystawionej i zagranej sztuce Durrenmatta "Przygoda pana Trapsa". Nie umniejszając wartości sztuki trzeba jednak palmę pierwszeństwa w widowisku oddać obsadzie aktorskiej. Wybitną kreację stworzył J. Świderski w roli emerytowanego prokuratora. Bardzo dobry był pan Traps - S. Zaczyk, jak również A. Bardini (emerytowany adwokat), W. Krasnowiecki (emerytowany sędzia) i S. Butkiewicz (emerytowany kat).

Problem winy, przewijający się niemal we wszystkich sztukach Durrenmatta, ustawiony zresztą w kontekście winy i przypadku, odpowiedzialności osobistej i warunków, w jakich żyjemy jest sprawą, która zmusza również do zastanowienia się nad własną osobowością uwikłaną w... wiek dwudziesty.

Jesteśmy ludźmi porządnymi, czy tylko pozornie porządnymi? Cechuje nas uczciwość, czy tylko uczciwość umowna? I co zostanie po odrzuceniu umownych ocen? Oto pytania, na które nikt nie odpowie od razu.

Gdyby nawet w ub. tygodniu nie było nic ponad wymienione pozycje, to i tak był to tydzień całkiem dobry. Ale mieliśmy przecież jeszcze transmisję z festiwalu opolskiego, mieliśmy również Memoriał Kusocińskiego. W sumie więc - każdy chyba mógł w tych dniach znaleźć to, co go najbardziej frapuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji