Artykuły

Aktualność i sztuka

TAK WIĘC ostatni tydzień dał pełne potwierdzenie tego, czym jest - lub bywa - mały, telewizyjny ekran. A więc domeną rzeczy na pozór tak skrajnych jak aktualność; surowy materiał tycia codziennego -- i sztuka; to co z doświadczeń powszednich przetworzone zostało w wymowny symbol, TV żyje aktualność, sprawami dnia, tym, co może przekazać milionom ludzi czekającym na wieści - co się dzieje w ich kraju i na świecie. Z drugiej strony może być i nierzadko bywa - ważnym ogniwem pomiędzy masową widownią a trudną sztuką naszych czasów. Może ją lepiej wyjaśnić i upowszechnić.

Mały ekran pozwolił nam uczestniczyć w pierwszych obradach nowo wybranego sejmu. Kamery telewizyjne wkroczyły na salą sejmową, umożliwiły realizacje, jednej z naczelnych zasad demokracji - brania żywego udziału w życiu społecznym i politycznym przez każdego z nas. Uroczyste chwile obioru Władz naszego kraju, pierwsze debaty - przekazały nam TV i przypomniała, czym może być w tej istotnej dziedzinie.

RUSZYŁA seria reportaży. Z okazji Dni Morza weszła na szklane ekrany problematyka morska, związana z tyciem Wybrzeża. W reportażu "Uwaga, wodowanie'' nadanym z Gdyni mieliśmy się zapoznać z życiem i trudami pracy stoczniowców. Efekt był wszakże połowiczny - to co najciekawsze, zawierało się w zdjęciach filmowych, zresztą ze znakomitego dokumentu Łomnickiego "Narodziny statku". Reportaż sam był stereotypowy i nie najlepiej przeprowadzony. Więcej umiejętności wykazał Kraków, przekazując nam w programie "09" dzień pracy krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, nawiązując do tradycji tej placówki i niełatwej, codziennej pracy. Reportaże z ostatnich czasów, naszej TV, wykazują zresztą w swej typowej postaci pewne zrutynowanie i schematyzm; jego honoru bronią tylko atrakcyjnie pomyślane i świetnie zrealizowane, omawiane już comiesięczne zapasy miast tzw. prowincji - "Zawsze w niedzielę", M. Marzyńskiego, Dobrze, że informacja TV nadrabia te niedomogi, poprzez rozbudowane wydanie Dziennika Telewizyjnego.

Na tropie spraw aktualnych, społecznie ważnych znalazł się też ostatni numer "Magazynu Medycznego". Autorzy podjęli słuszną decyzją zrealizowania programu monograficznego, o zadęciu publicystycznym, a przy tym podbudowanego wiedzą medyczną. Na planie znalazł się trudny problem walki z chorobami "W" które przybierają niepokojąco zwyżkującą postać. Rozmowy z chorymi, nagrane podczas wizyt w ambulatorium, świadczące o ludzkiej lekkomyślności i niedostatecznym uświadomieniu sobie społecznych skutków jednego kroku, mogłyby lepiej spełniać swą role, gdyby cały program zrealizowano w sposób bardziej zwarty i przejrzysty. Ale i tak za inicjatywę i odwagę należy się temu periodykowi uznanie, prosimy tylko o częstsze akcje podobnego typu.

Przeciwwagą tej sporej i ciekawej porcji aktualności były interesujące, choć różnej wartości inscenizacje teatralne. Na ich czoło wysunął się spektakl widowiska F. Duerrenmatta "Przygoda Pana Trapsa", będący pierwotną wersją popularnego opowiadania "Kraksa". Znakomity szwajcarski dramaturg w drapieżny sposób obnażył sylwetkę "przeciętnego człowieka" i jego społeczności; typowy system rozumowania "współczesnego człowieka". Utrzymana w niesamowitym nastroju - sądu dokonywanego na komiwojażerze, panu Trapsie, który sądził, że nie ma nic sobie do zarzucenia - ujawnia cały system pozorów - mitów, jakimi dziś otacza się człowiek, Traps postępując jak inni w jego otoczeniu, prowadzać bez skrupułów ostrą walką z konkurentami - nie odczuwa niczego jako zło. Dopiero "zabawa w sąd" ku jego przerażeniu odkrywa mu niepokojącą perspektywę winy i kary. Lecz na panów Trapsów, nie ma sposobów, po wieczorze, który wydaje się być wstrząsem dla niego, agent wróci do swego dawnego życia. Ostra satyra społeczna Duerrenmatta zabłysnęła w tym widowisku, stuletnie wyreżyserowanym i odegranym przez zespół: K. Swinarski (inscenizator) i J. Świderski, A. Bardini, W. Krasnowiecki i S. Zaczyk. W sumie - było to jedno z najlepszych widowisk ostatniego okresu.

ZNACZNIE mniej udała się katowicka inscenizacja tekstów przedstawiciela "młodej prozy" W. Odojewskiego - "Patrzymy na siebie" w reżyserii J. Grudy. Ten tryptyk obyczajowy, w którym od czasu do czasu przebijały trafne spostrzeżenia psychologiczne, wiele stracił na ich manierycznym podawaniu, co było po części winą tekstu i zasługą nie najlepszej obsady aktorskiej. W rezultacie zamiast odważnego porachunku z kursującymi potocznie mitami o młodzieży i jej "spaczonym obliczu" - mieliśmy do czynienia z nieco kokieteryjną próbą ująwniania "drugiego dna" pozornie jednoznacznych sytuacji. Niestety, na modłę harcerskich moralitetów, w których młodzież okaże hart ducha, może liczyć na swe świeże uczucia i chęć życia lepiej. Zresztą części tryptyku nie były sobie równe. Najsłabsza była bodaj ostatnia, o kobiecie, która decyduje się powrócić do męża z dzieckiem obcego mężczyzny, nie mogąc znieść upokarzającej sytuacji, w jaką się uwikłała. Natomiast ciekawa była centralna miniaturka "Patrzymy na siebie", obalająca pozory "fair play" miedzy młodymi ludźmi, zakładającymi; że się nie zakochają. Tak więc widowiskowo przedstawiciela młodej prozy, potwierdziło przekonanie o wątłości autentycznej problematyki w tych, utworach, przy lepszym opanowaniu form "małego realizmu". Ale to nie wystarcza na widowisko współczesne...

Będziemy śledzić dalsze poczynania sceny telewizyjnej w najbliższym czasie - od przyszłego tygodnia wkraczamy w II Telewizyjny Festiwal Teatralny, prezentacją scen całej Polski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji