Artykuły

Tragedii człowieka ciąg dalszy

Niewątpliwie sytuacja pomyślna i kształcąca: mieć możność porównania tekstu z dwoma wybitnymi realizacjami w stosunkowo krótkich odstępach czasu. W czerwcu Teatr Ateneum w Warszawie wystawił głośną sztukę, Peter Weissa*), kilka dni przedtem prezentował ją gościnnie Teatr Narodowy z Budapesztu. Uwidacznia się wtedy wyraźnie robota teatru, różnorodne rozłożenie akcentów, ciekawe rozwiązania, inwencja inscenizatora, praca aktorów, scenografa. Jest co, obserwować, bo omawianą sztuka, to materiał wybitnie podatny do scenicznej obróbki, stwarzający ciekawe zadania przede wszystkim reżyserom, aktorom. Hasło wywoławcze: rewolucja francuska. Jej kolejny akt z r. 1793 - zabójstwo Marata. Ale widowisko konstruuje perfidnie markiz de Sade z pacjentów w przytułku w Charenton. Dla własnej uciechy? chęci pokazania bankructwa rewolucji i jej ohydy? dla wywołania buntu więźniów? podrażnienia stronników łaskawie panującego już Napoleona (rok akcji 1808)? Ale Sade pociąga tylko jeden sznurek przedstawienia, tylko częściowo panuje nad sytuacją. Pacjenci przeżywają treść sztuki serio, momentami zapalają się, wprowadzają elementy prawdziwego buntu. Więc jest i trzeci czynnik: władze schroniska, pan Coulmier, reprezentujący panującą zwierzchność, który mając do dyspozycji brutalnych osiłków (siostry - pielęgniarze) bez skrupułów poskramia i terroryzuje pacjentów. To wszystko autor, Peter Weiss, starannie miesza razem; przeskakuje z planu na plan, łączy, zestawia kontrastowo, tworzy teatr do n-tej potęgi. Mówiąc o historycznych wypadkach odwołuje się do naszych skojarzeń. Wszystko to w formie teatralnej krzyżówki, którą reżyser widowiska musi czytelnie rozwiązać i jasno podać publiczności. I Konrad Swinarski, realizator warszawskiego spektaklu (i prapremiery berlińskiej) oraz Endre Marton,reżyserując przedstawienie węgierskie spełnili swe zadanie bardzo dobrze. Ale oczywiście zaznaczyli własne rozumienie tekstu i twórczą indywidualność. Swinarski widowiskowość usunął na plan dalszy; chciał niejako wydobyć akcenty dyskusyjne, pro i contra rewolucji, starcie okrutnych praw na rzecz zbiorowości i programowej amoralności wybujałego indywidualizm (Marat - Sade), wybić słowo, myśl (która jest tu zresztą punktem słabszym), a równocześnie całą chorobliwość, śliską niezwykłość klimatu zakładu, nastrój okrucieństwa i wyrafinowania. Więc zwalnia tempo akcji wydobywa sceny, które drażnią, rażą budzą sprzeciw dobrego smaku, brutalizują w ruchach, gestach, układach grupy ludek rewolucji, podkreśla rozkiełzane namiętności, akcenty bluźnierczych parodii. To jest sugestywne i przykre. A dyskusję przechylające w kierunku pesymizmu, podkreślenia ciemnych punktów ludzkiego działania, uległości złu. W tej realizacji teatralnej zrezygnowano raczej z operowania gromadą (poza kilkoma momentami zbiorowej reakcji, a szczególnie świetnie zagraną sceną końcowego buntu), a położono nacisk na poszczególne postaci. Scena - to zespół indywidualnych jednostek. Zresztą doskonale zestawionych, żyjących życiem własnym a równocześnie wtopionym we wspólną grę, widowisko de Sade'a. Są tu również wszystkie elementy sugerowane prze? autora: pantomima, muzyka, songi, efekty zestrojenia głosów, ruch i bezruch, sztuczność i naturalność, bierność i działanie. Precyzyjnie obmyślone: precyzyjnie wykonane. Tę teatralną zagadkę odczytujemy bezbłędnie: teatr okrucieństwa.

Osobiście wolę rozwiązanie sceniczne tej sztuki w wydaniu węgierskim. Postawiono tam na wydobycie szerszych efektów widowiskowych bez wyciągania za uszy głębi ideowych, których trudno się tam dopatrzyć, a równocześnie przeprowadzając; większą aktualizację wieczoru poprzez podkreślenie spięcia między więzionymi i władzą zakładu. To zagrało bardziej czysto, estetycznie i myślowo. Reżyser w ten sposób poprowadził grupy, tłum na scenie, zdynamizował go, unaocznił fakt, że są to ludzie w sytuacji przymusowej, poskramiali siłą, pozbawieni wolności (W Charenton zamykano nie tylko psychicznie chorych, ale również jednostki z różnych względów niewygodne dla czynników znajdujących się na górze społeczeństwa), którzy gwałtownie, zrywami, wojują o nią, zapalają się do walki. I co chwila brutalna przemoc, dobrze znane metody pałek i terroru przywołują do porządku tych niesamowitych zapaleńców.

Odruch buntu z góry jest skazany na przegraną, ale stale się powtarza. Na tle dobrej dekoracji reżyser umiejętnie porusza tłumem, ustawia go w grupy, różnicuje, wprawia w ruch, zatrzymuje tworząc sugestywne obrazy. Rzecz ma w sobie rozmach i siłę. Plastycznie i muzycznie widowisko o dużych walorach. Jest na pewno, w typie sugerowanym przez autora, a realizowane i podane z dużą sprawnością i wdziękiem (np. świetną czwórka śpiewaków). Aktorsko ogólnie wyrównane. Na czoło wybijają się postacie główne: Sade, Marat (u Węgrów również Roux), z kobiet Corday i Simone. Rola Sade'a daje aktorom wiele możliwości. Toteż ciekawe sylwetki stworzyli zarówno doskonały Imre Sinkovits, jak i Jan Świderski, którego interpretację uważam za bardzo celną, przejrzystą i precyzyjną. Natomiast bardziej trafił mi cło przekonania Marat w ujęciu Gyorgy Kalmana (w przedstawieniu warszawskim gra go J. Kaliszewski, rola opracowana chyba zbyt zewnętrznie) - ściszony, pozornie beznamiętny ale bardzo skupiony wewnętrznie. Gotina uwagi jest postać Corday (A. śląska) - piękność senna, bezwolna lub zapamiętała; w namiętnej chęci zabójstwa Marata. Węgierscy goście przywieźli do Warszawy jeszcze jeden spektakl z repertuaru XIX-wiecznej klasyki: "Tragedię człowieka" Imre Madacha. Poemat dramatyczny w wielu obrazach, z romantycznym rozmachem kreślona wizja, osąd świata, stawiane pytania o sprawy zasadnicze: cel istnienia człowieka, sens jego bytu, cierpień, zmagań. Całe niebo chwali dzieło Stwórcy. Lucyfer nie. Dostaje więc dwa drzewa do dyspozycji, kusi Ewę i Adama. A potem w kolejnych obrazach pokazuje Adamowi etapy dziejów ludzkości, dążeń i upadków, wątpliwy postęp świata - aby zniechęcić go do podjęcia trudów życia i aktem buntu rzucić rękawicę Stwórcy. Adam i Ewa z nieodstępnym Lucyferem wcielają się w różne postaci poszczególnych epok: Egipt, Grecja, Rzym, chrześcijaństwo średniowiecza, rewolucja, świat kapitału, zdobycze techniki i nauki, i znowu powrót do stanu zezwierzęcenia. Ale życie okazuje się silniejsze od pokusy i zwątpienia, a walka i stały trud akceptowany wolną wolą - istotną wartością w oczach Boga, przywracającą walor kwestionowanym pojęciom jak: wolność, ojczyzna, miłość, poświęcenie, bohaterstwo. Utwór ten, o prawdziwie chrześcijańskiej koncepcji świata, napisany przed stu laty, w Polsce prawie nie znany (wystawiony w Krakowie w 1903 r. z Wysocką w roli Ewy a wydany przez "Pax" w r, 1960 w tł. L. Kaltenberga), wybitna pozycja literatury węgierskiej, zachował do dziś wiele wartości poetyckich i teatralnych, które mogą być wydobyte trafnym opracowaniem reżyserskim. Spektakl "Tragedii człowieka" nie dorównuje doskonałością teatralnej realizacji poprzedniej, ale jest również celną i ciekawą pozycją. Symbolika utworu na scenie stwarza niebezpieczeństwo naiwności, ale w zasadzie uproszczenia okazały się trafne. Elementy dekoracji proste, pomysłowo komponowane sprzyjały wydobyciu słowa. Z zespołu wyróżnił się niewątpliwie Gyorgy Kalman, który prostymi środkami, oszczędnie, a sugestywnie przekazał sceptycyzm intelektualną niewiarę, wieczny sprzeciw myśli, wieczne "nie" Lucyfera. Dojrzałe, choć w innym typie, aktorstwo pokazał Imre Sinkovits w roli Adama. Z uznaniem trzebi podkreślić trafny dobór sztuk przywiezionych z Budapesztu do Warszawy, sztuk, które tak wyraziste plastycznie i widowiskowo potrafiły przebić barierę nieznajomości języka i być klarowne dla polskiej publiczności, i które jednocześnie zapoznały nas z dawną literaturą węgierską i współczesną, ciekawą pozycją współczesnego repertuaru europejskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji