Artykuły

Festiwal Mozartowski - samotna i piękna wyspa

XX Festiwal Mozartowski w Warszawie podsumowuje Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Zakończony kilka dni temu dwudziesty już Festiwal Mozartowski w Warszawskiej Operze Kameralnej jest jak samotna wyspa. Bardzo samotna i bardzo piękna. Wokół funkcjonuje bowiem zupełnie inny świat. To świat innych wartości, innej estetyki i innego teatru, który niczym firma recyklingowa przerabia wszystko, także klasykę, nawet Mozarta, na produkty niestrawne artystycznie. Tu zaś, "na wyspie" jesteśmy utwierdzani w poczuciu piękna sztuki teatru i muzyki. Rodzi się jednak niepokojące pytanie: jak długo jeszcze owa "wyspa" ma szansę bytu?

Pytanie jest zasadne, i to w dwójnasób. Otóż w roku jubileuszowym, po dwudziestu latach funkcjonowania Festiwalu Mozartowskiego, dyrektor Stefan Sutkowski został zmuszony do odwołania kilku koncertów z powodu braku środków finansowych. Krótko mówiąc - władze mocno obcięły budżet Warszawskiej Operze Kameralnej i festiwalowi. Nie jestem w stanie pojąć logiki postępowania urzędników odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Jeśli na tak wielkie, wartościowe i ważne (bo przecież rozsławiające Polskę w świecie w dziedzinie kultury) wydarzenia artystyczne nie ma pieniędzy, a na imprezy przynoszące wstyd i hańbę polskiej kulturze są - jak choćby na obrzydliwą "homowystawę" w Muzeum Narodowym w Warszawie jawnie promującą pornografię - to co o tym myśleć? Tym bardziej że ta wspomniana dewiacyjna impreza nie ogranicza się do samej ekspozycji wystawowej, ale obudowana jest szerokim programem, jak wykłady, seminaria, odczyty itp., których autorzy, referenci (często zagraniczni), nie występują przecież gratis. Wszystko to łączy się z ogromnymi nakładami.

Drugim powodem, który może niepokoić, gdy idzie o przyszłość funkcjonowania festiwalu w takim kształcie jak obecnie, jest silna presja modnych dziś nurtów postmoderny na sposób wystawiania oper. Koniecznie "odświeżająco" i "nowocześnie", co należy rozumieć jako skandalicznie, obrazoburczo i obscenicznie. Festiwal Mozartowski w Warszawskiej Operze Kameralnej sytuuje się na przeciwległym krańcu owych nurtów. Tutaj z pietyzmem podchodzi się do utworów kompozytora - szanuje się zarówno wszystkie koncerty znajdujące się w programie festiwalu, jak i utwory sceniczne. Wystarczy spojrzeć na inscenizację oper Mozarta.

Festiwal obejmuje wszystkie dzieła sceniczne kompozytora. To fenomen w skali światowej. A jeszcze większym fenomenem jest fakt, że wszystkie te dzieła zinscenizował i wyreżyserował jeden człowiek - wybitny polski twórca Ryszard Peryt. Scenografia przedstawień zaś jest dziełem nieżyjącego już znakomitego Andrzeja Sadowskiego.

Nie ma chyba drugiej takiej sytuacji na świecie, żeby w jednym teatrze operowym wystawiane były wszystkie dzieła sceniczne Mozarta, zrealizowane przez jednego reżysera, no i żeby utrzymywały się w repertuarze przez tyle lat w niezmienionej formie inscenizacyjnej. Przeciwko czemu zresztą niektórzy, zwłaszcza zwolennicy tzw. form "nowoczesnych", wysuwają zarzuty. Jedyne zmiany, które dokonały się przez te wszystkie lata, to te związane z obsadą. Płyną lata i nie wszyscy wykonawcy dysponują wciąż takim samym głosem jak niegdyś, więc od czasu do czasu następuje zmiana w obsadzie. W tegorocznym festiwalu pojawiło się sporo młodych solistów.

Ryszard Peryt jest artystą wyjątkowym, wrażliwym na muzykę i uduchowionym. W przeciwieństwie do wielu reżyserów oper Peryt jest faktycznym znawcą muzyki. W swoim dossier ma wiele inscenizacji operowych w różnych teatrach. Prócz wszystkich dzieł scenicznych Mozarta inscenizował również wszystkie zachowane opery Monteverdiego. Artysta ten słyszy i czuje muzykę. Właśnie z partytury muzycznej wyprowadza swój pomysł inscenizacyjny, niczego w ten sposób nie narzucając muzyce i nie deformując jej, jak to często obserwujemy dziś w teatrach operowych. Ale równie ważna jest dlań ta sfera spektaklu, która łączy się z aktorstwem. Stąd też w operowych inscenizacjach Ryszarda Peryta oprócz strony wokalnej śpiewacy mają do wykonania także zadania aktorskie, co wyraźne widać w relacjach między postaciami w spektaklach prezentowanych na festiwalu.

A wszystko zaczęło się w 1991 r., kiedy świat obchodził dwustulecie śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta. Wtedy to właśnie Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, zainicjował ów festiwal, w którym rokrocznie prezentowane są spektakle oraz koncerty symfoniczne i oratoryjne. Każdego roku imprezę rozpoczyna inne przedstawienie. Na tegoroczną inaugurację wybrano mniej znaną operę "Idomeneusz, król Krety". Mozart był bardzo przywiązany do tego utworu, podobno uważał go za najlepszą ze swoich oper. "Idomeneusz" w warstwie libretta opowiada dramatyczną historię króla Krety, Idomeneusza, który wracając do domu jako zwycięzca po zburzeniu Troi, zostaje zaskoczony burzą morską. Ceną za uratowanie życia jest oddanie Neptunowi jego jedynego syna, Idamantego. Pełna dramatycznego napięcia muzyka, wspaniałe arie i spora liczba recytatywów tworzą znakomite dzieło o potężnym ładunku dramatycznym. To jedna z najlepiej zinstrumentowanych oper Mozarta. Leszek Świdziński jako Idomeneo, Sylwester Smulczyński w partii Idamantego, ponadto m.in. Marta Boberska i Andrzej Klimczak oraz chór i Warszawska Sinfonietta pod dyrekcją Kaia Baumanna zapewnili bardzo dobry początek festiwalowi.

Natomiast na zakończenie festiwalu zarezerwowano "Czarodziejski flet" w doskonałym wykonaniu. Nic dziwnego, że publiczność nie chciała wypuścić artystów. Bas Andrzeja Klimczaka w partii Papagena wybrzmiewał w pełnej tonacji, donośnie, wyraziście (co za wspaniała dykcja!), znakomicie oddając charakter granej przez niego postaci. Do tego dochodzi jeszcze talent aktorski i pantomimiczna sprawność ciała. W roli Królowej Nocy wystąpiła Aleksandra Bubicz. Wielki dramatyczny sopran koloraturowy. Oby jak najdłużej pozostała w Warszawie, bo śpiewaczkę z takim głosem niejeden zagraniczny teatr operowy chciałby mieć u siebie. Piękną barwę głosu zaprezentowała też młoda śpiewaczka, Agnieszka Kozłowska, jako Pamina; jej scenicznym partnerem był znany i lubiany Leszek Świdziński.

Między "Idomeneuszem..." a "Czarodziejskim fletem" nie zabrakło innych wspaniałych wydarzeń. Publiczność doświadczyła głębokich przeżyć artystycznych, oglądając i słuchając - jak co roku - "Wesela Figara" (z udziałem dwóch wybitnych śpiewaków, braci Wojciecha i Roberta Gierlachów), "Don Giovanniego" (operę uznawaną za najwybitniejsze dzieło sceniczne Mozarta), "Cosii fan tutte" ("Tak czynią wszystkie"), "Uprowadzenia z Seraju" itd., itd.

Zupełnie inny nastrój wniosło bardzo piękne i głębokie przedstawienie "D.O.M." Tytuł spektaklu odwołuje się do dawnej inskrypcji nagrobnej, spotykanej czasem na starych cmentarzach. D.O.M. to skrót od "Deo Optimo Maximo", co się tłumaczy: "Bogu Najlepszemu Największemu". Przedstawienie nie jest typową operą, to raczej operowa medytacja żałobna. Głęboka, przejmująca, piękna pod względem muzyki i wykonania. A użyty w scenografii krzyż z przybitym doń Chrystusem nadaje spektaklowi wyjątkowy charakter: głębi myśli i duchowego przeżycia. Tak jak wszystkie pozostałe dzieła sceniczne, tak i ten spektakl wyreżyserowany został przez Ryszarda Peryta, który zresztą jest również autorem scenariusza. Myślę, że właśnie to przedstawienie w dorobku Ryszarda Peryta należy do tych intymnych spektakli, o których można powiedzieć, że są przesłaniem jego świata wewnętrznego.

Jeśli o mnie chodzi, to właśnie ten spektakl każdego roku wywiera na mnie największe wrażenie i pozostaje w mojej pamięci na długo. Podobnie jak "Requiem" w części koncertowej festiwalu. Za każdym razem, kiedy słucham tego oratorium, a zwłaszcza przejmującej części "Lacrimosa", doświadczam bardzo głębokiego przeżycia artystycznego i duchowego. Dla mnie to najpiękniejsza muzyka świata. W repertuarze Festiwalu Mozartowskiego znajduje się od początku i na stałe.

Jakie to szczęście, że jest jeszcze taka wyspa, na którą można uciec od kakofonii dźwięków, antyestetyki, antyteatru, antykultury, obsceniczności i tego wszystkiego, co wyniszcza człowieka, odbierając mu wrażliwość na piękno i prawdę. Cóż, że samotna, ale jaka piękna...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji