Artykuły

Prawda pokolenia

"Utwory dobrane" głosi podtytuł książki "Tango z samym sobą" Sławomira Mrożka. Trafne określenie, o wiele trafniejsze aniżeli słowo "antologia", którym publikacja bywa opisywana w rejestrach księgarskich. Formalnie rzecz biorąc, elegancka edycja przygotowana przez Tadeusza Nyczka jest rzeczywiście antologią, ale bardzo szczególną. Zawiera teksty gatunkowo rozmaite - dramaty, opowiadania, listy, felietony - pisane w różnych okresach i w dodatku ułożone z lekceważeniem podziału gatunkowego czy chronologii. Zasadę ich doboru niełatwo odgadnąć, przeglądając spis treści. Wyjaśnia ją Nyczek we wstępie: "Niechże się zatem teksty układają podług meandrycznie się wijącego, niespokojnego żywota uosobionego tu przez kogoś, kto przez te kilkadziesiąt lat był tak zwanym polskim inteligentem".

Innymi słowy, jest to propozycja interpretacji dorobku Mrożka według klucza biograficznego. Próba zestawienia fragmentów tej obfitej, niejednorodnej twórczości w pewien całościowy obraz, który przedstawia losy uczestnika i obserwatora wydarzeń minionych kilkudziesięciu lat. W 1998 roku nieco podobnego eksperymentu podjął się Jerzy Jarocki w spektaklu "Historia PRL według Mrożka". Fragmenty różnych sztuk ułożył tak, by stworzyły wizerunek epoki. Reżysera zajmował jednak raczej jej społeczny aspekt, Nyczka interesuje bardziej aspekt jednostkowy, czy wręcz osobisty.

Już pierwszy z zamieszczonych tu tekstów, "Dzieci wojny", ma taki właśnie, bardzo prywatny charakter. Dziecięce wspomnienie września 1939 roku kończy Mrożek znamiennym komentarzem: "Wtedy zaczęła się prawda mojego pokolenia. Dotąd jej nie opowiedzieliśmy. Może do tej pory było za wcześnie. Za chwilę będzie za późno". W zaproponowanej przez Nyczka perspektywie lektury okazuje się jednak, że opowieść taka w dziele Mrożka rozwija się dość konsekwentnie. Począwszy od doświadczenia wojennej destrukcji ("Pieszo"), poprzez młodzieńcze rozterki światopoglądowe ("Nauczyciele"), aż po jeden z kluczowych motywów całej antologii: przyczyny i okoliczności zaangażowania w komunizm. Kwestia ta, w takiej czy innej postaci, przewija się przez trzecią część przedrukowanych tu tekstów i traktowana jest w nich w sposób polskiej literaturze tzw. rozrachunkowej właściwie nieznany: rzetelny, do bólu szczery, gruntownie wyzbyty potrzeby samousprawiedliwień, za to nacechowany autentyczną pasją zgłębienia problemu.

Niektóre obserwacje Mrożka imponują przenikliwością, jak ta o funkcjonowaniu umysłu zniewolonego, który autor "Portretu" nazywa - bodaj czy nie trafniej - "umysłem porażonym".

Oczywiście o więzieniach, obozach, a nawet pewnych piwnicach pewnych urzędów państwowych wiedziałem i przedtem. Wszyscy wiedzieli, nie można było nie wiedzieć. Ale można było nie wiedzieć, że się wie. [] W normalnie pracującym umyśle doświadczenie, informacje i fakty ulegają nieustannej obróbce, umysł konfrontuje je nawzajem w najrozmaitszych kombinacjach, porządkuje w hierarchiczne układy, wyprowadza wnioski. Żaden materiał nie pozostaje martwy i niewykorzystany i nic nie jest statyczne ani ostateczne. W umyśle porażonym - inaczej. Całe obszary świadomości pozostają bez ruchu i bez połączenia z innymi, nic się na nich nie dzieje. Odgrodzone są szczelnie od innych obszarów murem []. Człowiek wie, ale tak, jakby nie wiedział, płaszcz, którego się nigdy nie nosi, trzymany w skrzyni, a skrzynia na strychu, niby się go ma, ale tylko ma, więc czy się go ma naprawdę, jeśli się go nigdy nie używa, a nawet o nim zapomniało? W umyśle porażonym pełno jest informacji "otorbionych", jak bywają "otorbione", nieczynne, izolowane od reszty organizmu bakterie w płucach. Porażony zaś bywa umysł zarówno miłością, jak i strachem, wystarczy tylko jedno albo tylko drugie, żeby umysł porazić. [] Więc ci nieliczni, co i kochali, i się bali, mieli podwójnie narażone umysły i wyszli na najwybitniejszych durni, dzięki czemu zrobili największe kariery. Do tych ja należałem.

Bezwzględna zaiste surowość, zważywszy, jak przelotny i powierzchowny był flirt Mrożka z komunizmem, jeśli porównać go z doświadczeniami licznych jego kolegów-literatów zaangażowanych znacznie bardziej, a przecież znacznie mniej skłonnych zmierzyć się z własną przeszłością. Tymczasem dorobek Mrożka pokazuje, jak owocny mógł być taki wysiłek.

Widać to dobrze w opowiadaniu z 1967 roku "We młynie, we młynie, mój dobry panie", uchodzącym za jeden z najbardziej zagadkowych utworów Mrożka. Narrator tej lekko archaizowanej gawędy jest parobkiem w młynie, gdzie życie upływa mu dość monotonnie, ale bezpiecznie. Pewnego dnia jednak rzeka, która obraca młyńskim kołem, przynosi trupa ważnej persony, która w czytelny sposób kojarzy się ze Stalinem. Jesteśmy zatem, jak się wydaje, na gruncie paraboli politycznej. Do czasu wszelako, bo oto rzeką płyną do narratora kolejne trupy - ludzi, z którymi w przeszłości tak czy inaczej był związany. Wreszcie przypływa jego własny. To zmusza go do porzucenia wygodnej posady i udania się na wędrówkę w dół rzeki, tak, by trup płynął z prądem, a on towarzyszył mu brzegiem - nie tracąc go z oczu, ale zyskując jednak pewną swobodę ruchu.

Trupy stanowią tu figurę przeszłości. Narratora najpierw nęka przeszłość polityczna. Gdy próbuje się z nią uporać, zaczynają go prześladować inne jej aspekty. Skłania go to do rozważań nad istotą własnej egzystencji, do weryfikacji sposobu postrzegania "ja" i swojego miejsca w świecie. Koniec końców wybiera on drogę, na której przeszłość wprawdzie mu towarzyszy, ale go nie przytłacza. Z doświadczenia historycznego wyprowadza refleksję egzystencjalną.

Takie podejście eliminuje jeden z "przeklętych" problemów naszej literatury, której twórcy raz po raz ubolewają, jakoby brzemię polskiego losu nie pozwalało im wzbić się na wyżyny tematów uniwersalnych. Lektura utworów Mrożka w układzie Nyczka przekonuje, że właśnie konkretne, historyczne doświadczenie lokalnej czy nawet prowincjonalnej wspólnoty, albo wręcz pojedynczego człowieka, jeśli zostanie gruntownie przemyślane, może stać się znakomitym nośnikiem treści uniwersalnych. Tak przecież jest z kolejnym wielkim tematem "utworów dobranych" - z emigracją. Detaliczny opis codzienności polskiego emigranta prowadzi do przenikliwej wiwisekcji świadomości człowieka wyobcowanego ("Moniza Clavier", "Emigranci"), zaś emigracja (wędrówka) zostaje zdefiniowana jako kondycja egzystencjalna, czego świadectwo znajdujemy w listach Mrożka oraz w zamykającym antologię opowiadaniu Hotele.

"Prawdę swojego pokolenia" Mrożek opowiada zatem w taki sposób, że staje się ona czytelna i ciekawa dla ludzi, którzy jej nie znają, bo urodzili się w innych krajach lub czasach. Dlatego dobrze się stało, że wysiłkiem Nyczka została ona wydobyta z bezmiaru Mrożkowej twórczości, przypomniana i uporządkowana. Warta jest pilnej uwagi.

Wanda Zwinogrodzka - krytyk teatralny, kierownik artystyczny Teatru Telewizji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji