Artykuły

Tu się bawią...

WIĘC ujrzeliśmy znowu dwie jednoaktówki Mrożka. Autor we wstępie do swych utworów dramatycznych mówi o nich, że "nie są aluzją do czegoś konkretnego ani też metaforą - więc nie ma potrzeby ich rozszyfrowywać". Mimo to, każdy z widzów, nawet abstrahując od wszelakiej metafory, bawi się ich rozszyfrowaniem. Każda bowiem ze sztuk Mrożka stanowi paradoks. Paradoks, polegający na niesłychanie drobiazgowej obserwacji postaw ludzkich wobec zjawisk życia powszedniego i na ukazywaniu realiów życiowych z jednoczesnym, sprowadzaniem ich do absurdu. Ukazuje śmiesznostki, jakie kryją się za wieloma z naszych powtarzanych codziennie słów i gestów, a nawet myśli i pragnień.

Okazją do odsłonięcia owych konwencji naszego życia będzie raz, jak w "Czarownej nocy" noc spędzona wspólnie przez dwu kolegów urzędników na delegacji w pokoju hotelowym, kiedy indziej jak w "Zabawie", perypetie trzech, parobków łaknących zabawy, a zamiast niej znajdujących tylko jej ogołocone już z treści rekwizyty. Ale zarówno w jednym, jak w drugim wypadku widza uderzać będzie bijąca z każdej sytuacji i każdego słowa realistyczna prawda obserwacji, chociaż niekiedy wyolbrzymiona absurdem.

Autorowi najwidoczniej zależy przede wszystkim na tym, by sztuk jego nie sprowadzano do udziwnianych utworów, stawiających rzeczywistość na głowie. Nie tylko wyraził to słowami, w których mówi wyraźnie, że nie są to bynajmniej sztuki "nowoczesne", czy zgoła "eksperymentalne", ale świadczą, też o tym jego szczegółowe uwagi sceniczne, przeznaczone dla teatru, a przestrzegąjące na każdym niemal kroku przed zbytnim wyjaskrawianiem, karykaturyzowaniem, prowadzącym nieuchronnie do "wygłupiania" sytuacji.

Reżyser wystawiający Mrożka mi więc w jego własnym tekście podstawa swej pracy, a i scenograf znajdzie w uwagach autora szczegółowe wskazówki, jak wygląda obraz sceny i postać, w wyobrażeniu samego autora.

Zarówno reżyser Konrad Swinarski, jak scenografowie Ewa Starowieyska i Konrad Swinarski uszanowali te wymagania w pełni. Spektaklom ta pełna umiaru powściągliwość wyszła na dobre. Publiczność, wybuchająca raz po raz szczerym śmiechem, śmiała się nie z błazenady, ale z głębokiego komizmu owych świetnie podpatrzonych postaw ludzkich wobec sytuacji życiowych.

Oczywiście wiele przyczynili się do tego efektu znakomici wprost wykonawcy, którzy w szczerze komiczny sposób interpretowali utarte poglądy i schematy dwu różnych w dwu jednoaktówkach środowisk.

W "Czarownej nocy" Mieczysław Pawlikowski jako Pan Kolega i Henryk Borowski jako Drogi Pan Kolega stworzyli każdy inną, a każdy świetnie podpatrzoną postać. Bez odrobiny szarży, w sposób naturalny, odsłaniali przed widzami szczegóły odkrywczych obserwacji autora. Ich komizm płynął niejako z głębi i ani na chwilę nie robił wrażenia, które można by określić gwarowym "wydumaniem".

Trzecia Osoba grana przez Barbarę Wrzesińską była wcielonym sex - appealem, a jednocześnie grawitowała na granicy zjawy sennej.

W "Zabawie" każdy z trzech Parobków znalazł idealnego wykonawcę. Na czoło wysunął się tu nieodparcie komiczny Mieczysław Czechowicz. Czarująca flegma tezę o wspaniałego komika znalazła w tej jak stworzonej dla nie go roli pełny wyraz. Publiczność śmiała się już słysząc jego głos w mroku, zalegającym na początku sztuki scenę Parobkiem S. był całkiem różny od Czechowicza a znakomicie komiczny Tadeusz Surowa, zaś niesłychanie trafnym w swej żałosnej tęsknocie za zabawą był Wiesław Michnikowski w roli Parobka N..

Lepszych wykonawców swej "Zabawy" nie mógł sobie chyba Mrożek wymarzyć.

Końcowe słowa tej sztuki brzmią pytaniem "Ludzie, gdzie tu się bawią?". Miałoby się ochotę odpowiedzieć z głębi sali Teatru Współczesnego: "Tu się bawią i to doskonale!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji