Artykuły

Gangsterzy i historia

Bertolt Brecht: "Kariera Artura Ui". Sztuka w 2 częściach. Przekład: Roman Szydłowski i Witold Wirpsza, reżyseria: Erwin Axer, scenografia: Ewa Starowieyska i Konrad Swinarski, muzyka: Zbigniew Turski. Prapremiera polska w Teatrze Współczesnym.

Szanowna publiko, wszyscy, starzy i młodzi, pokażemy wam dzisiaj historyczną rewię, wielką gangstersko-historyczną rewię, widowisko wspaniałe, w stylu kolosalnym, starszym ku pamięci, młodszym ku przestrodze, zobaczycie największy gang, supergangsterów, i ich drogę do władzy nad dzielnicą, miastem, nad stu miastami, nim przed sto-pierwszym miastem... stop, nie uprzedzajmy wypadków. Tutaj zobaczymy tylko wzrastanie potęgi niepohamowanego Artura Ui - karierę wodza bandy, która zaiste mogła być powstrzymana*) - i porastanie, w pióra mniejszych szefów, opasłego Giri-eleganta i chudego Givolit który był kulawy. Napatrzycie się dowoli jak Ui, Giri, Givola pospołu wykończyli niebezpiecznego kumpla Romę z jego zaufaną obstawą, i zobaczycie szanownych obywateli z trustu kalafiorowego, którzy dali poparcie i forsę układnemu Ui, gdy uznali, że usługi gangsterów mogą dopomóc interesom... Zobaczycie też najszanowniejszego działacza, pana Dogsborough, jak chciwość i chęć błyszczenia oddała go w ręce ferajny, i na własne oczy ujrzycie pierwszy wielki udany racket gangu; owładnięcie sąsiednim miastem, po zabiciu właściciela sklepu i zmuszeniu do posłuchu jego małżonki.

Zapowiedział w najlepszym stylu opery żebraczej to wszystko Zbigniew Zapasiewicz i oto rozgrywa się przed nami kawał historii niemieckiej tragedii, piekielna drwina, demoniczna wizja. W 1941 roku napisał Brecht tę sztukę, o której sarn powiedział, że jest "próbą wyjaśnienia światu kapitalistycznemu kariery Hitlera". To bardzo ważny komentarz. Tłumaczy bowiem czemu gangsterska rewia pokazuje tylko kto sfinansował, kto dopuścił do władzy, jak odbyły się krwawe rozrachunki wewnątrz bandy i jak otwarta została droga zaborów; a natomiast nie ma uczciwych ludzi, nie ma tych, których najbardziej chce pognębić sojusz kapitału z faszyzmem, nie ma na planie sztuki klasy robotniczej. W przededniu napaści Hitlera na Związek Radziecki, w przededniu walki wyolbrzymiałych gangsterów już nie z oporem małych handlarzy lecz z państwem proletariackim chciał Brecht pokazać korzenie zbrodni, hitleryzm jaki się wylągł i dlaczego mógł chwycić naród niemiecki za gardło.

Arturo Ui to Hitler. Gra go TADEUSZ ŁOMNICKI. Bez fanfar, bez nagłych olśnień i mod dość przemiennych, skromnie powiedziałbym - wchodzi ten aktor między najwybitniejszych w Polsce. Jego ostatnie role - to znamienne sukcesy, dowody sprawnej techniki i szerokiej skali talentu. Pomiędzy nieopanowanym tchórzostwem, dziką żądzą władzy i bezgraniczną pychą oscyluje Ui-Hitler, psychopata, awanturnik, pyskacz, którego dźwięk własnych słów upaja, histrion i histeryk, zbrodniarz, jeśli mu dać władzę, w ręce. Panowie, z trustu kalafiorowego (grają wyraziście: Henryk Borowski, Janusz Bylczyński, Alfred Łodziński, Tadeusz Surowa) podają mu palec, Ui chwyta rękę, potem ją nawet ugryzie, choć w służbie trustów pozostanie. Łomnicki znakomicie rozwija postać. Inaczej niż jego berliński kolega w tej roli, Ekkehard Schall, kładzie stosunkowo mały nacisk na złowrogą chapliniadę i akrobację, a do Hitlera upodabnia się stopniowo, wiernym portretem jest dopiero końcowym wystąpieniu i na mównicy. Wybuchy szału, tyrady, lęki, zmiany głosowe - znakomite. Po raz pierwszy widzimy w dziele sztuki Hitlera, "godnego" swego pierwowzoru. Błazna, ale zarazem potwora. To zasługa Brechta. Ale i zasługa Łomnickiego, że umiał tego dualizmu nie przegiąć w żadną stronę, te przekazał go widzom w stanie nienaruszonym.

Świat gangsterów ukazuje Brecht w grubej charakteryzacji, w podrygach i klaunadach, świat pokraczny i odrażający. Sporo z tych założeń uwzględnili aktorzy Teatru Współczesnego, jeśli karykaturujący - to w posępnym wyrazie Daumiera czy Goyi. ALEKSANDER BARDINI gra Giriego-Goeringa, świetny w masce i przebraniach, wyrazisty w słowie i gestyce. Givolę - Goebbelsa pokazuje EDWARD DZIEWOŃSKI mniej zewnętrznie, zaznacza też powściągliwie przewagę sprytu i chytrości, Roma to Rohm. Młodemu widzowi mniej mówi ta postać, ale starsi pamiętają dobrze, że Rohm miał szansę zaćmić nawet Hitlera przy pomocy swoich SA. MIECZYSŁAW CZECHOWICZ był takim Rohmem jakiego przekazały kroniki hitlerowskiej organizacji: bandycki nie mniej niż kompani, a jednak słabszy, bo ufający starej sitwie z Hitlerem.

Dużo miejsca w sztuce zajmuje afera Dogsborougha-Hindenburga, usidlanego przez trusty, opanowanego przez Uia. KAZIMIERZ OPALIŃSKI zagrał starego junkra wspaniale. Gangsterzy Uia są postaciami z cuchnącego bagna; Dogsborough jest mimo wszystko tragiczny. Opaliński wydobywa w pełni ten tragizm.

Reszta zespołu gra nie całkiem równo, ale kilka aktorskich epizodów wpisuje się w pamięć w tym niezwykłym przedstawieniu: STANISŁAW BIELIŃSKI w roli gangstera o upodobaniach do śpiewu, JÓZEF KONDRAT jako zmarnowany aktor, KAZIMIERZ RUDZKI i ANDRZEJ ŁAPICKI w epizodzie sadu nad nieszczęsnym Fi-echem - van der Lubbem (proces o podpalenie Reichstagu), którego TADEUSZ FIJEWSKI pokazuje z przejmującym realizmem. IRENA HORECKA wymownie skontrastowała pełne patosu oburzenie na zbrodnie Uia z bezsilną rezygnacją gdy została "przekonana". W przedstawieniu bierze udział niemal cały zespół Teatru Współczesnego, należy podkreślić, że nawet najmniejsze rólki zostały obsadzone przez aktorów z prawdziwego zdarzenia.

Oczyma wielkiego pisarza, który osądza i dystansuje, patrzył Brecht na największy dramat swej ojczyzny. Patrzył z rozwagą historyka, przenikliwością komunisty i rozpaczą patrioty. Z tych uczuć i myśli narodziła się sztuka "Strach i nędza Trzeciej Rzeszy'', cykl obrazów narastającego zła. Ale jakże blakł ich wyraz już w czasie, gdy były kreślone w ramach realistycznej konwencji! Wypadki wyprzedzały gorycz i gniew autora, grupowały się w monstrualny koszmar. Jakim potępić je piórem? Jak pokazać hitlerowską otchłań? Brecht znalazł sposób. Właśnie taki, jaki zastosował w "Arturze Ui". Parabolą dla Hitlera i hitleryzmu to banda gangsterów chicagowskich na usługach trustu, nic mniej ale i nic więcej. I cóż widzimy? Że właśnie tego typu obraz hitleryzmu nie porósł pleśnią, jest świeży i poruszający jak przed 20 laty. To jedno z najświetniejszych - powinniśmy dziś widzieć jasno - dzieł wielkiego niemieckiego neoklasyka.

Czy wielkie "samo w sobie"? Dziś Brecht ma przeciwników, którzy kwestionują intelektualne treści jego teatru: iż głosi, powiadają, prawdy tak oczywiste że aż banalne, demaskuje zbrodnie pospolite, walczy o sprawy najprostsze. To i prawda: Brecht nie przemawia zawiłym językiem Sartre'a, nie schodzi na dno bytu jak Beckett. Teatr Brechta to teatr powszechny, teatr ludowy, teatr agitacyjny. Parabole Brechta to nie dwuznaczniki Geneta. Niepotrzebne Brechtowi nosorożce, jeżeli chce pokazać faszyzm, wystarczą mu gangsterzy. Toteż aluzje Brechta nie służą do zamaskowania, metafory do udwuznaczniania, a parabole do uogólnień tak szerokich, że stają się grą na dwa fronty. W tym słabość Brechta? Jego siła!

"Arturo Ui" ukazywany jest w wymiarach groteski, nieomal cyrku, nieledwie błazenady. Ale groteski groźnej, cyrku krwawego, błazenady okrutnej, ani chwili nie budzącej śmiechu łagodzącego. Utrafić w ten ton - oto najtrudniejsze chyba zadanie teatru. Podołał mu Berliner Ensemble - teatr Brechta i Heleny Weigel - gdy w 1959 roku po raz pierwszy wystawił tę sztukę na scenie, święcąc dzięki niej niebywałe triumfy, podziwiany w Paryżu (zobaczymy ten spektakl i w Polsce), najświetniejsze bodaj dzieło berlińskiego zespołu. O warszawskiej obecnej premierze powiedziałem powyżej: przedstawienie niezwykłe. I nie cofam tego słowa, choć przedstawienie jest z gruntu inne niż berlińskie, inscenizacyjnie, aktorsko mniej błyskotliwe. ERWIN AXER okazał się znowu mistrzem. Sceny rozwijają się z maksymalną plastyką i logiką (znakomity prolog i finał, świetna scena w kwiaciarni), równowaga, zespolenie groteski i grozy jest doskonałe. Raz tylko opuściło Axera poczucie konsekwencji: że zachował scenę z duchem Rohma, ukazującym się śpiącemu Hitlerowi. Scenę tę opuszcza przedstawienie berlińskie, po stokroć słusznie. Brecht w "Karierze Ui" wprowadził parę pastiszów z wielkiej klasyki (Goethe, Szekspir). Są to sceny znakomite. Ale nie gdy duch Rohma mruga z ducha Banka; ani Ui to nie gangster z wyrzutami sumienia, ani fałszywy morał tej sceny nie pasuje do jasnej postawy całości. Moja rada: skreślić. W innych momentach długiej sztuki Axer tak trafne poczynił skróty...

Muzyka Turskiego znakomita w wyczuciu stylu brechtowskiego, a tematu "Artura Ui" w szczególności. Scenografia bardzo przekonywająco wierna plastycznemu widzeniu Brechta.

Najwyższą kondygnacją efektów wyobcowania, stosowanych w "Arturze Ui" jest podniosły język jakim mówią gangsterzy, kapitalny wiersz szekspirowski. Trudom jego przełożenia podołali tłumacze polscy w sposób na ogół godny rzetelnej pochwały.

*)-Oryginalny tytuł utworu brzmi "Der aufhaltsame Aufstieg des Arturo Ui" - co się tłumaczy dosłownie jako: Dające się powstrzymać, mogące być powstrzymane wzniesienie się Artura Ui. Tytuł ten podany jest na afiszach i w programie teatralnym fałszywie i myląco jako "niepowstrzymana kariera" (der unaufhaltsame Aufstieg). Proszę się jednak nie dać zbałamucić.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji