Artykuły

Pod znakiem Brechta

TEATR WSPÓŁCZESNY wystawił niełatwą do interpretacji sztukę BRECHTA - "KARIERĘ ARTURA Ui" W przekładzie R. SZYDŁOWSKIEGO i W. WIRPSZY, reżyserii E. AXERA, scenografii E. STAROWIEYSKIEJ i K. SWINARSKIEGO oraz z muzyką Z. TURSKIEGO.

Następnego dnia po premierze prasowej miałem nie tylko okazję zobaczyć w kabarecie "Szpak" świetnego wykonawcę roli Giuseppe Givola w "Karierze Artura Ui" EDWARDA DZIEWOŃSKIEGO m. in. w doskonałej parodii ZAŁUCKIEGO pióra WIKTORCZYKA, ale także posłyszeć song Brechta "Surabay Johny", w tłumaczeniu OSIECKIEJ i wykonaniu samej SKARŻANKI. Jest to zupełnie luźne skojarzenie, w jakiś sposób jednak sygnalizujące, że Brecht jest używany także w nocnych kabaretach, gdzie po godzinach swej pracy teatralnej JANOWSKA, RYLSKA lub ŁAZUKA bawią przetłoczone sale.

Tyle zaś naszych teatrów dramatycznych anonsuje sztuki Brechta, że "grozi" nam coś w rodzaju jego nieoficjalnego festiwalu. Im bardziej zaś staję się klasykiem, tym ważniejsza robi się jego interpretacja, skoro zewnętrzne kopiowanie jego inscenizacji własnych, w miarę upływu czasu, jest coraz bardziej zawodne.

Rozumiał to doskonale reżyser, scenografowie i aktorzy Teatru Współczesnego. Zrezygnował z nawiązywania do inscenizacji tej aluzyjnej satyry na opanowanie władzy przez Hitlera. Wyrzekając się łatwych zewnętrznych podobieństw postarali się o dotarcie do zasadniczej intencji autora, która mogłaby się zatrzeć z naszej perspektywy.

Przecież nasza perspektywą na hitleryzm jest pełniejsza niż ta, którą mógł mieć autor w roku 1941 gdy przystąpił do dzieła, a nawet ta, z której komentował ją w roku 1948. Mamy do dyspozycji dokumentację i szczegółowe studium historyczne, ba, wiemy nawet o tym jak pośmiertny posiew zbrodni kiełkuje tu i ówdzie. Obraz dramatyczny, tworzony w roku 1941, może się okazać bezbronny wobec takich filmów jak "Mein Kampf" czy nowsze biografie, gdybyśmy chcieli traktować sztukę "Arturo Ui" jako proste zobrazowanie. Gdyby Brechtowi szło tylko o uświadomienie widzów czym był w swej istocie hitleryzm, moglibyśmy powiedzieć, że sztuka "Arturo Ui" mogła spełniać ważną rolę publicystyczną w Ameryce w roku 1941, ale nam już niewiele może dopowiedzieć.

Lecz w sztuce, w której pod postacią gangsterów każe autor rozpoznać hitlerowców, zaś pod postacią "trustu kalafiorowego" - junkrów i przemysłowców, jest jeszcze nurt głębszy i trwalszy od doraźnej publicystyki. Tę swoją głębszą intencję Brecht ujmuje w kilku słowach: "Należy obalić szacunek dla morderców". Zbrodnie o większym wymiarze trzeba odrzeć z ich patosu. Brecht odsłania małość pozornych bohaterów, nikczemność ich pobudek. Wymaga to od inscenizatorów szczególnego zmysłu karykatury, tym trudniejszej, że tekstu nie da się wyłuskać z ram niemieckiego ekspresjonizmu, zawierającego elementy czasem dość krzykliwe i nużące.

Lecz Teatr Współczesny pokonał niemal wszystkie trudności w interpretacji tej sztuki i dał przedstawienie tak koncertowe na jakie stać tylko bardzo wyrównany i niezawodny zespół aktorski. O każdym niemal epizodzie można by się szeroko rozpisać, cóż dopiero o główniejszych postaciach. Jak tu pisać powiedzmy o ZAPASIEWICZU, OPALIŃSKIM, BOROWSKIM, BARDINIM, a pomijać BYLCZYŃSKIEGO, WRZESIŃSKA, HORECKĄ czy KONDRATA? Należałoby chwalić niemal wszystkich. Należałoby się to nie tylko leaderowi przedstawienia ŁOMNICKIEMU, który w głównej roli Arturo Ui zrezygnował z szablonowego kopiowania postaci Hitlera, by tym silniej ujawnić jego wnętrze. Należałoby zasygnalizować nie tylko tak precyzyjne epizody jak FIJEWSKIEGO w roli fałszywie oskarżonego Fisha.

Padło jednak słówko "niemal". Jest w przedstawieniu jeden punkt do dyskusji. Dotyczy to znakomitego aktora, pamiętanego z wielu wspaniałych kreacji, choćby nawet z "Podpalaczy" Fritscha. Mowa o CZECHOWICZU. Czyżby tym razem zagrał źle? Byłoby niesprawiedliwe tak powiedzieć. Lecz kusi do sporu jego INTERPRETACJA postaci Ernesta Roma, który ma symbolizować Rohma, szefa SA, zamordowanego na rozkaz Hitlera w roku 1934. Otóż ten Roma nie jest w interpretacji Czechowicza obrzydliwy i śmieszny w równym stopniu jak inni. A trudno się pogodzić z tym, żeby tak zaangażowany uczestnik początków zbrodni, przez to samo że w bandyckich porachunkach został pokonany nim zbrodnia Wydała pełne owoce, miał być mniej groteskowy od swych towarzyszy. Gdy zjawia się we śnie Arturowi Ui, chyba nie powinien być tak dalece oczyszczony przez śmierć, że aż obojętnie nijaki, ale powinien zostać upiorem rodem z tego samego piekła. Podobnie obraz XI ("W składach"), gdzie następuje wymordowanie jego świty, powinien mieć chyba akcenty mocniejsze: walki szczurów z takimi samymi szczurami. Wtedy kończące przedstawienie słowa Szekspira o płodnym łonie, które wydało potwora miałyby sens wzmocniony.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji