Artykuły

Wszystkie seanse zarezerwowane

"Wszystkie spektakle zarezerwowane" - pod tym efektownym (przez skojarzenie z eufemistycznym określeniem w zapowiedziach gazetowych filmu "Robotnicy 80" - "Wszystkie seanse zarezerwowane") tytułem ukrywają się poezje tzw. pokolenia 68. A więc Stanisław Barańczak, Lech Dymarski, Krzysztof Karasek, Jan Kelus, Julian Kornhauser, Ryszard Krynicki, Ewa Lipska, Leszek A. Moczulski, Jan Polkowski, Piotr Wojciechowski, Adam Zagajewski.

Banałem jest oczywiście stwierdzenie, że różnie można przedstawiać poezję w teatrze. Może być to wieczór poezji, jak się zdarzyło w przypadku recytacji wierszy Miłosza. Mogłaby to być tylko prezentacja poetów i poezji obiegu oficjalno-nieoficjalnego - jaką są "Wszystkie spektakle zarezerwowane". Próba prezentacji pokolenia. Takie ambicje ma spektakl w Teatrze Powszechnym w Warszawie, szczególnie, że wyreżyserowany (Elżbieta Bukowińska z . PWST) i zagrany został również przez (mniej więcej) rówieśników tego pokolenia.

"Wszystkie spektakle zarezerwowane" - to nie tylko wynik chęci lub potrzeby wniesienia do powszechnego obiegu treści funkcjonujących w dużej mierze poza nim. Także nawrót do teatralnego pomysłu z jesieni 1975, kiedy Teatr Powszechny zamierzał zaprezentować poetów tego pokolenia w "Dyskotece poetów"' w reżyserii Jerzego Kronholda. Zgody nie uzyskał, temat powędrował na półki, aby wrócić teraz w wersji poszerzonej. To także próba przedstawienia poprzez poezję szarego dnia zwykłego człowieka w tamtych minionych, cenzurowanych latach owego "świata nie przedstawionego" przez inne dziedziny literatury.

Wskazuje na to chociażby konstrukcja przedstawienia, staranie, aby poszczególne wiersze i piosenki ułożyły się w logiczną całość. Najwięcej tu Barańczaka i on otwiera spektakl utworem "Gdzie się zbudziłem" z tomu "Dziennik poranny", wydanego jeszcze przez Wydawnictwo Poznańskie w roku 1972. Potem zaraz także z tego samego tomu "Wypełnić czytelnym pismem", wiersz-ankieta, lub przesłuchanie, ironiczne podsumowanie siebie jako przedstawiciela pokolenia, które dostało już pierwszą nauczkę, dowód nieufności:

"Urodzony? (tak, nie, niepotrzebne skreślić) dlaczego "tak"?

(uzasadnić); gdzie

kiedy, po co, dla kogo żyje?, z kim

się styka

powierzchnią mózgu, z kim jest

zbieżny

częstotliwością pulsu? krewni za

granicą

skóry? (tak, nie); dlaczego

"nie"? (uzasadnić); czy się

kontaktuje

z prądem epoki? (tak, nie) czy

pisuje listy do

samego siebie? (tak, nie); czy

korzysta

z telefonu zaufania? (tak,

nie,); czy żywi

i czym żywi nieufność? skąd

czerpie

środki utrzymania się w ryzach

nieposłuszeństwa? czy jest

posiadaczem majątku

trwałego lęku? znajomość obcych

ciał i języków? ordery, odznaczenia

piętna? stan cywilnej odwagi?

czy zamierza

mieć dzieci? (tak, nie); dlaczego

"nie"?

Potem "Miasto" Zagajewskiego, "Marie polskie" Dymarskiego, "Humanistyczne warunki", "To nie jest rozmowa na telefon", "To mnie nie dotyczy" Barańczaka, "Jeżeli przyśni ci się władza..." Lipskiej. Scenografia jest świadomie uboga i oparta na jednym pomyśle. Na środku wielkie krzesło, przy nim drabiny, po których wędrują aktorzy recytujący wiersze i śpiewający piosenki, noszący swoje małe krzesełka. To obraz miasta, w którym zwykły, szary człowiek wstaje o świcie, idzie do pracy, wraca do domu, idzie spać, znowu wstaje o świcie... Z rytuału gestów i czynności cieknie beznadzieja. Nic nie cieszy. Jest praca. Jest strach, lęk, szarość, zmęczenie. Unikanie jednostkowej odpowiedzialności.

Jest stabilizacja, zdrada ideałów młodości, jak w "Pytaniach"' Jana Kelusa, śpiewanych niegdyś na, taśmie rozprowadzanej poza oficjalny rozpowszechnianiem. Pytaniach, których nie można, już zadać tym, z którymi razem było się na studiach, razem przeżyło rok 1968. Co robi filozof w cenzurze? - pyta Kelus, sugerując, że iść do przodu można tylko za cenę chwilowego uśpienia sumienia, a azylem dla niepokornych są nisko płatne prace w ciągle tym samym bliżej nie określonym marginesowym instytucie.

Są kolejki. Jest fiat 126 p jako przedmiot marzeń. Jest "Dobry świat", gdzieś w oddali, na razie szybciej, szybciej, szybciej, więcej, więcej, więcej "Niech każdy zajmie się pracą", Dymarskiego w wyliczance zakreśla niebezpieczeństwa, jakie może przynieść zautomatyzowanie codziennych czynności, zajmowanie się wszystkim, na raz, dwa, trzy - bez myślenia. (Wiersz kończy się komendą: "Ognia", która wydaje się naturalnym ciągiem wyliczanki. .Na scenie zapada zmrok. Ciemność zalega świat w "Hymnie wieczornym" Barańczaka, bardzo pięknie śpiewanym przez Grażynę Marzec. Ciemność, która zapada nad miastem, gromadzi się i w nas. klepniemy, stajemy się głusi i niemi. Taki jest stan świadomości społeczeństwa.

I koniec części pierwszej przedstawienia.

Bardzo trudno jest zrobić spektakl składający się z wierszy i piosenek, aby nie był w którymś momencie nudny. Ten nie jest. Układa się też w logiczną całość. Trudno powiedzieć, czy wszystkie inscenizacje poszczególnych fragmentów są trafne, a nawet potrzebne. Czasami im prościej, tym lepiej. I tak ważniejsza jest treść. Przedstawienie w Teatrze Powszechnym najlepsze jest tam, gdzie się o tym pamięta.

W części drugiej starano się zbyt często przy okazji utworów ironicznych o rozrywkę publiczności. I ta jest oczywiście, potrzebna. Szczególnie po to, aby złamać monotonię, która może stać się niebezpieczeństwem takiego wieczoru poezji. Ale skądinąd zabawny korowód w "Piosence o drugiej Polsce" Kelusa nie jest ostatecznie lepszy od wykonania tego samego utworu przez samego autora (z gitarą). Pewne teksty lepiej mówić prosto, chyba, że ma się takie zacięcie kabaretowe jak J. T. Stanisławski, który w "Naszych lokomotywach" Dymarskiego w sposób znakomity przedstawił na absurdalnym tekście pustosłowie oficjalnych przemówień.

Po przedstawieniu świata takim, jakim jest (czy już w obecnym momencie jakim był) mamy bowiem do czynienia z przedstawieniem go w środkach masowego przekazu. Szary, zwykły człowiek zostaje poddany zmasowanej fali ogłupiających pogadanek, idiotycznych zagadek, nic nie znaczących słów. Ale NN z wierszy Barańczaka zaczyna "zadawać sobie pytania". I Krynicki pisze: "...nie wiem, czy już znam prawdę, wiem, że nie chcę kłamać".

Dobrze się stało, że poszły w świat wiersze poetów przez wiele lat pozostających poza oficjalnym obiegiem, z pokolenia, które w marcu 1968 weszło w życie polityczne. Poza licznymi zastrzeżeniami tyczącymi inscenizacji trzeba jeszcze raz podkreślić ambicje stworzenia przedstawienia mówiącego o czymś, o naszym świecie lat siedemdziesiątych i różnych jego interpretacjach. Przedstawienia, które przypomina w niektórych momentach dawny, pogrzebany STS. To już sporo, jak na jeden spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji