Artykuły

Pan Puntila

Oglądałem właśnie problemową balladę ludową i zastanawiałem się nad kalendarzem jej powstawania. Sądząc z ogólnego nastroju obrazu i rysunku figur sztukę ową zaliczyć by można do epoki filmu niemego. Pewien bogaty Niemiec bardzo wyzyskuje swoich pracowników. Ale tylko wówczas, kiedy jest trzeźwy. A trzeźwy bywa raczej rzadko. Pijanego można przyłożyć do rany; alkohol wydobywa zeń łagodność, dobroć, fantazję, nienawiść obraca się w nim przeciwko własnej klasie, klasie wyzyskiwaczy, gardzi pieniędzmi i kołtuństwem i - pijany - ma bardzo trzeźwy pogląd na rzeczy, a sympatię swą do ludu posuwa do tego stopnia, że chciałby nawet swą zmanierowaną jedynaczkę wydać za mąż za proletariusza.

Wspierają ten pomysł liczne przykłady. Kto by jednak z przykładów nie potrafił wyciągać właściwych wniosków - temu w pomoc przychodzi Chór grecki upostaciowany w do jarce lizie Dośpiewuje ona komentarz, czym ostatecznie przekonywa każdego do prawd ogólnie uznanych.

Dotychczas wszystko w porządku. Kłopoty zaczynają się jednak od chwili ujawnienia nazwiska autora i nazwy teatru, który sztukę wystawa. Bo oto autorem sztuki ("Pan Puntila i jego sługa Matti") jest świetny pisarz niemiecki - Bertold Brecht. No cóż, najlepszemu nawet pisarzowi zdarza się napisać słaby utwór, tak jak dobremu teatrowi nie zawsze musi się udać inscenizacja. Pech chciał, że oba te przypadki zetknęły się na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego; należy jednak i to powiedzieć, że w czytaniu sztuka Brechta ma pewne uroki - zagubiono je przecież w warszawskiej inscenizaciji, zmontowanej podobno na wzór i podobieństwo widowiska w Berliner Ensemble. Tam może wyszło, tutaj strzelono kulą w plot.

Przede wszystkim rozwlekłość, bliska krewna nudy; rozwlekłość, dająca się we znaki zarówno skutkiem zbyt oszczędnych cięć reżyserskich, jak i powolnego, ospałego tempa przedstawienia. Tylko w kilku scenach, głównie charakterystycznych, uwydatniony został dramatyczny nerw Brechta, w areszcie kontemplowano z oliwnym nabożeństwem płaczliwe płaczę duszy.

Oczywiście, z jakichś ekspresjonistycznych założeń reżyserskich wyniknąć musiało takie a nie inne ukształtowanie gry aktorów. Janusz Paluszkiewicz, odtwarzający postać "złego pana", nie uwypuklił dostatecznie różnicy, zachodzącej między stanem jego pijaństwa a atakami trzeźwości. Miał kilka momentów aktorsko doskonałych, ale stale był krzykliwy i gdybyśmy słuchali wygłaszanych przez niego "kwestii" w nieznanym nam języku - musielibyśmy doprawdy orzec, że pijany jest bez przerwy. Orientował nas tekst, lecz słaba to dla teatru pociecha, bo przecież sama pointa sztuki Brechta polega na pokazaniu nam tych przeobrażeń.

Drugą trudną rolę w sztuce ma Ewa, córka Puntili; tą postacią zwłaszcza akcentuje Brecht satyryczną warstwę swego utworu. Niestety, Janina Traczykówna przesadziła nieco w tej zabawie, z kapryśnym wdziękiem raczej parodiując niż tworząc tę wiele mówiącą postać sceniczną. Lya de Putti z niemieckiego filmu niemego? Czy może Zula Pogorzelska? Tak przynajmniej była ucharakteryzowana.

Szarą niewdzięczną postać sługi zagrał poprawnie Józef Nowak, kilka zabawnych momentów zawdzięczamy Bolesławowi Płotnickiemu (Attache), trochę poezji wnosiła Elżbieta Osterwianka (Panna z apteki); wszystkie kucharki, dojarki i pokojówki nie przysparzały przedstawieniu wdzięku.

Był jednak wyjątek. Ogólnemu nastrojowi nie poddał się Stanisław Winczewski w roli Sędziego. Grę jego cechowała dyskrecja, umiar; stwarzał sytuacje teatralnie prawdziwe, prostując błędne ścieżki farsowości.

Przekład sztuki Brechta jest dziełem Zbigniewa Krawczykowskiego, reżyseria - Konrada Swinarskiego, scenografia - Tomasza Rumińskiego, kostiumy - Annemarie Rost, muzyka - Paula Dessau.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji