Artykuły

Sny Lautreamonta w Studio

Izydor Ducasse, który do historii literatury przeszedł pod pseudonimem hrabia de Lautreamont, był jednym z pierwszych francuskich symbolistów. Jedni uważali go za zboczonego grafomana, inni za geniusza, np. Paul Verlaine określił go jako "poetę wyjącego". Dotyczy to zwłaszcza "Pieśni Maldorora" powstałych w 1869 roku. To okrutny, bluźnierczy utwór, którego tytułowy bohater jest ucieleśnieniem zła. Z tą niezwykłą literaturą postanowił zmierzyć się młody reżyser Mariusz Treliński, który zasłynął filmem "Pożegnanie jesieni' opartym na prozie Witkacego. Tym razem Treliński postanowił przenieść tekst na scenę i spektakl zatytułowany "Lautreamont - Sny" przygotował na deskach stołecznego Teatru Studio. Jak na debiutanta poradził sobie, jeśli idzie o samą inscenizację, wybornie.

Wspaniale wykorzystana przestrzeń sceny, wypełniona mroczną scenografią Andrzeja Majewskiego, na tle której postaci upiorów w dziwacznych strojach spotykają się ze zwykłymi ludźmi. Taki też jest zamysł reżysera, który wyraźnie oddziela świat realny Autora (gra go Wojciech Malajkat) od świata chorej kreacji wypływającego spod jego pióra. W nim prym wiedzie właśnie Maldoror kreowany przez Jana Peszka. Krakowski aktor, wyraźnie zafascynowany dziełem Lautremonta, mówił w trakcie konferencji prasowej, że "to jest zło, ale piękne zło", i taki chyba jest ten spektakl - dzięki rozbudowanej, imponującej i pięknej scenografii oraz wybornej grze aktorskiej całe emanujące z pierwowzoru zło zostało jakby obłaskawione, a może nawet nieco "przeestetyzowane". Warto wybrać się do Studia, bo w dzisiejszych czasach teatru siermiężnego na widowisko, jakie zobaczymy u dyr. Grzegorzewskiego, z pewnością nie pozostaniemy obojętni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji