Artykuły

W Weronie i w głowie

"Romeo i Julia"w reż. Ewy Kutryś i "Zimne dziecko" w reż. Jana Peszka i Arkadiusza Torusa w PWST w Krakowie, omawia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Jeden spektakl ciekawy, choć nierówny, drugi - dyskusyjny. To najnowsze spektakle dyplomowe krakowskiej PWST

Gdzie rozgrywa się "Romeo i Julia"? Wiadomo, w Weronie. Na scenie PWST komunikuje nam to wielki - jak na dworcu kolejowym - napis Verona. Ta Verona nie jest w spektaklu Ewy Kutryś ani historyczna, ani współczesna.

Niekonkretna sytuacja

Jesteśmy w teatrze, na scenie z białą podłogą. W głębi, na pięterku - dwa otwarte pokoiki ze ścianami wyklejonymi tapetą w wesołe wzory. Blisko widowni, z prawej strony, na wysokiej metalowej drabinie monitor, na którym pojawiają się napisy odmierzające czas i nazywające miejsce akcji: "Plac w Weronie, g. 9.00"; "Cela ojca Laurentego, g. 16.30". Na początku prezentują się aktorzy: jedenastka młodych ludzi w dyskretnej, roboczej czerni i bieli. Prezentują siebie - ale i wprowadzają w temat "Romea i Julii". To aktorzy, ale i zaczepni "żołnierze" Capulettich i Montecchich. Większość z nich zagra po kilka ról. Kostiumy będą współczesne, ale w przedstawieniu nie ma próby umieszczenia sztuki Szekspira w jakiejkolwiek konkretnej sytuacji społecznej czy obyczajowej.

Zwyczajni bohaterowie

Nie ma wojny gangów (jak w "West Side Story") ani polskich nowobogackich (jak w "Romeo i Julii" Józefowicza). Bohaterowie są dość zwyczajni, choć ta zwyczajność jest podbarwiona - zwłaszcza na początku - komizmem o różnym stopniu nasilenia. Pryszczaty, nieśmiały Benvolio (Andrzej Rozmus), wyśpiewujący serenady Parys z wielkim bukietem róż (Maciej Skuratowicz), pyskata, biuściasta Marta (Aneta Wirzinkiewicz), no i cała galeria służących - głupawy posłaniec, zaaferowany kucharz, tańcząca z talerzami pokojówka, obrażony lokaj - to postaci wręcz (choć nieprzesadnie) karykaturalne. Śmieszny jest też Romeo (Adam Szarek), przylizany chudy młodzieniec w rozciągniętym zielonym sweterku. I ten żywioł komizmu jest w spektaklu najciekawszy. Gorzej się dzieje, gdy nadchodzi to, co nadejść musi - czyli prawdziwe uczucia i tragedia. Romeo blaknie, Julia (Marta Gortych) ma kilka scen przejmujących, ale to za mało, by stworzyć postać. Cała tragikomedia omyłek prowadząca do finału prowadzona jest dość mechanicznie, choć sprawnie. Trudne połączenie dwóch żywiołów - komicznego i tragicznego - nie powiodło się w pełni. Udała się trochę śmieszna, trochę melancholijna zabawa w teatr.

Ponura zabawa

"Zimne dziecko" Mariusa von Mayenburga to też zabawa w teatr, tyle że zdecydowanie ponura. Mamy bowiem do czynienia z tym, co jest w głowach bohaterów, w ich podświadomości: fantazjami, fobiami, niechęciami, nienawiścią. Sytuacja wyjściowa jest niby-realistyczna: spotkanie w kawiarni, ale realność jest nieustannie podważana. W kawiarni spotykają się ojciec, matka, dwie córki. A także para z dziecinnym wózkiem, obnażający się w toalecie ekshibicjonista i narzeczony jednej z córek. Ale jedynym pewnikiem jest to, że na scenie spotyka się kilkoro aktorów. Sceną w spektaklu Peszka i Tworusa jest podłoga między ustawionymi naprzeciw siebie rzędami widowni. I kilka krzeseł z przezroczystego plastiku. Na właściwej scenie - ścianka z półprzejrzystego tworzywa. Aktorzy wchodzą, prezentują się jak modele na wybiegu. A potem odbywa się zbiorowa psychodrama, która może i byłaby przejmująca i okrutna, gdyby reżyserzy przeprowadzili ją precyzyjniej. Ze spektaklu wychodzi się jednak tylko z ogólnym poczuciem opresji, jaką naznaczone są międzyludzkie kontakty. A to stanowczo za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji