Artykuły

Premiera w Teatrze logos. Wartość każdej chwili

Dzisiaj [9 marca] o godz. 20 w Teatrze Logos aktorzy amatorzy i zawodowi zagrają po raz pierwszy przedstawienie "...Może święci albo poeci...". Przedstawienie wg sztuki Thorntona Wildera "Nasze miasto" wyreżyserował Piotr Stefaniak

Poniedziałek [7 marca], godz. 21.30; rozpoczyna się jedna z ostatnich prób przed premierą. Salę wypełnia muzyka Zbigniewa Preisnera i odgłosy wydawane przez rekwizyty: chrzęst ziemi na łopacie, pobrzękiwanie zastawy stołowej, plusk nalewanej wody. Słychać je, chociaż przedmiotów nie widać. Aktorzy - zgodnie z zaleceniem autora - nie używają rekwizytów. Robienie na drutach i przestawianie butelek markują w powietrzu. Dla potrzeb iluzjonistycznego udźwiękowienia spektaklu zainstalowano w sali Logosu specjalny wielopunktowy system głośników. Aktorzy grają w trójwymiarowym akustycznym pejzażu. Główną rolę Emilki Webb kreuje Marta Tomczyk, znana z poprzednich przedstawień. Gra także Jolanta Kowalska, która dotąd wystąpiła we wszystkich (poza "Zemstą") spektaklach Logosu. Z amatorami grają aktorzy łódzkich teatrów: Mirosław Henke z Powszechnego, Stanisław Kwaśniak z Jaracza i Maciej Piotrowski z Arlekina. Jest godz. 22.55, spektakl się kończy, ale nie próba. Aktorzy czekają na uwagi reżysera. Po nich zagrają całość jeszcze raz...

Leszek Karczewski: Dlaczego próby ciągną się tak późno w noc?

Piotr Stefaniak, reżyser: Aktorska młodzież pracuje, często do godz. 20. Dopóki pracowaliśmy nad fragmentami, mogliśmy w trzy osoby spotkać się wcześniej. Teraz nastał moment, by wszystko pokleić. Niezawodowi aktorzy, którzy gdzieś pracują zawodowo, mają czas jedynie nocami.

Zwykle "Nasze miasto" jest okazją do beztroskiej zabawy teatrem. To jeden z nielicznych tekstów, w których same postacie zapraszają widzów na przerwę.

- O braku przerwy w naszym spektaklu i kształcie adaptacji tekstu zdecydowały także banalne sprawy techniczne. W Logosie nie da się realizować spektakli wieloaktowych, bo nie ma foyer, do którego można wyprosić publiczność. Dlatego wybrałem formę jednoaktową. Przed wielu laty widziałem "Nasze miasto" Wildera w łódzkim Teatrze Powszechnym (premiera 1966 r.). Ze spektaklu zapamiętałem trzeci akt, rozgrywający się na cmentarzu: krótki, jakby dolepiony. Pomyślałem, że można oprzeć na nim całe przedstawienie. Fabułę opowiadamy retrospekcjami. Emilka po śmierci cofa się do trzech dni swojego życia.

To bardzo komplikuje zadanie aktorskie.

- W oryginale jedyna trudność polega na tym, by oddać starzenie się bohaterki, która w jednej scenie jest dzieckiem, w kolejnej podlotkiem, w końcu staje się kobietą umierającą w połogu. Nasz spektakl raptownie przeskakuje z jednej perspektywy czasowej do drugiej. Dopiero z dystansu "zawieszenia" po śmierci Emilka potrafi właściwie ocenić wartość każdej chwili życia. Kto z żyjących to potrafi? Może święci albo poeci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji