Artykuły

Kram z nadziejami

Jak sięgnąć pamięcią, a cóż dopiero, gdy sięgnąć do historii, dóbr wszelkiego rodzaju brakowało nam zawsze. Czegóż więc mieliśmy w nadmiarze? Na pewno nadziei, a czasem też - poczucia humoru. Że zaś nadzieje nasze nie zawsze miały pokrycie w rozsądnej ocenie rzeczywistości, a humor ułatwiał nam przetrwanie najtrudniejszych chwil, tedy też nowe przedstawienie satyryczne Krzysztofa Zaleskiego na scenie przy Mokotowskiej przyjąć trzeba jako propozycję trafioną i bardzo na czasie. Inna rzecz, że Zaleski wcale nie odkrywa przed nami Ameryki i chyba nie ma nawet takiego zamiaru. Sięga po prostu do starego szlagieru teatralnego Agnieszki Osieckiej, do śpiewogry z lat 60-ych pt. "Niech no tylko zakwitną jabłonie". Tyle tylko, że wspólnie z Osiecką przygotował teraz nową redakcję tekstu, uzupełniając scenariusz nowymi piosenkami, które odnoszą się również do ostatniego dwudziestolecia naszej historii. Jest to zatem jakby drugie wydanie popularnych niegdyś "Jabłoni", poprawione i uzupełnione. Natomiast fenomen tego zabiegu w Teatrze Współczesnym polega głównie na tym, że spektakl bawi dzisiaj równie dobrze jak przed laty, zarówno stare, jak i młode pokolenie widzów. I nie tylko bawi. Wzbudza zgoła nie zabawowe refleksje.

Bo o czymż to każą myśleć nam autorzy i realizatorzy tego satyrycznego obrazu obyczajowych przemian i wiecznej huśtawki społecznych nastrojów w Polsce niepodległej? Trafiają po prostu w sedno narodowych doświadczeń. Pierwszą część widowiska dedykują naszym rodzicom, przedstawiając dzieje ich pokolenia po wojnie światowej jako ciąg działań i usiłowań przetykanych nieodłączną nadzieją. Urządzali się z nadzieją, bawili się z nadzieją, kochali się z nadzieją, handlowali lub klepali biedę - z nadzieją, żyli jak motyle i nie chcieli uwierzyć, że będą mieli znowu wojnę. Druga, powojenna część przedstawienia poświęcona została nam - dzieciom i wnukom tamtych: z nadzieją budującym zręby, kochającym się i urządzającym, z nadzieją budującym tzw. drugą Polskę i nieustannie od nowa pełnym nadziei. Bo jakżeby inaczej? "Niech no tylko zakwitną jabłonie!!!" - woła obiecująco z afiszy tytuł widowiska i obiecuje już bez entuzjazmu finałowa piosenka Jerzego Afanasjewa i Janusza Hajduna. Bo też skąd mielibyśmy czerpać dzisiaj ów entuzjazm?

Ten swoiście polski "kram z nadziejami" zainscenizowany został na scenie nad wyraz sprawnie, według najlepszych wzorców teatru muzycznego. Nie po raz pierwszy już Krzysztof Zaleski daje się nam poznać jako sprawny reżyser musicalowy; wystarczy przypomnieć jego "Mahagonny" w wykonaniu tego samego zespołu. Ale powodzenie nowych "Jabłoni" to nie tylko zasługa reżysera, to także scenografia Ewy Starowieyskiej, to opracowanie muzyczne i przygotowanie wokalne Wojciecha Głucha, to również współpraca Hanny Chojnackiej, która coraz częściej daje o sobie znać jako utalentowany choreograf teatralny.

To wreszcie sukces zespołowy wszystkich aktorów z Mokotowskiej - najbardziej muzykalnego i najlepiej chyba zgranego zespołu aktorskiego w dzisiejszej Warszawie, w którym co rusz błyszczą talent Krystyny Tkacz, Wiesława Michnikowskiego. Krzysztofa Kolbergera, Wojciecha Wysockiego i tylu innych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji