Artykuły

Beznadzieja

Nadziani forsą włóczędzy w kolejce po rozpustę i czyhający na ich szmal cwaniacy: panienki z półświatka i ich męskie odbitki, karciarze i pijacy, alfons i barman, oszuści i złodziej, sprzedajny policjant i rasowa burdelmama - całe to lumpenproletariackie towarzystwo z Brechta rodem odżywa teraz w ponurym mieście Mahagonny, "mieście-sieci", na scenie Teatru Współczesnego w nowym przedstawieniu Krzysztofa Zaleskiego,

Kto wdepnie do miasta Mahagonny, ten nie ma innego wyjścia, jak tyko poddać się jego wilczym prawom, a raczej totalnemu bezprawiu. Kto chciałby się wyłamać, jak Jim Mahoney, ten nie może liczyć tu na sprawiedliwość. Wprawdzie paniczny lęk przed nadchodzącym huraganem wraca na moment wspomnienie praw natury, odzywa się echo instynktu samozachowawczego w tej gnijącej społeczności, ale też tylko na moment, do chwili odwołania niebezpieczeństwa. W chwile później wszystko toczy się, jak dawniej, tyle że jakby spotęgowane. Burdelmama zajmuje teraz miejsce sędziego w trybunale, by surowo osądzić przybysza Jima, który ośmielił się odebrać miastu nadzieję, na lepsze jutro prorokując, że jutro zawsze pozostanie tu jutrem.

Smutny jest to spektakl, choć zarazem niezwykle barwny. Zionie pesymizmem, choć nie brak w nim wiary w człowieka. Rozpaczliwy jest w swej wymowie, choć przy tym pełen poetyckiego klimatu. Krzysztof Zaleski już nie po raz pierwszy daje nam się poznać jako reżyser szczególnie wyczulony na funkcjonowanie dobra i zła w życiu społecznym. Pozostaje zarazem specjalnie wrażliwy na kwestie stylu i nastroju w przedstawieniu teatralnym. Trudno zapomnieć jego piękny spektakl "Smoka" Szwarca, przygotowany na tej samej scenie wspólnie z Januszem Wiśniewskim. Tym razem Zaleski sięgnął po singspiel Bertolta Brechta z muzyką Kurta Weilla "Mahagonny", budując w oparciu o ten utwór spektakl przygnębiający, ale i bardzo efektowny w swej musicalowej formie.

Musicalowej - bo muzyka Weilla i Jerzego Satanowskiego pełni w nim równie ważną rolę, co tekst i dramaturgia Brechta w adaptacji Zaleskiego i Jacka St. Burasa (zarazem autora nowego przekładu). Przejmujące są songi, dodane tu z komedii muzycznej "Happy end" oraz te ułożone wspólnie przez Burasa i Satanowskiego, ze słynnym "Surabaya Johny" Brechta i Weilla (w świetnym wykonaniu Krystyny Tkacz) oraz z bardzo udanym songiem "Jutro" naszych autorów (w interpretacji Wojciecha Wysockiego). Znakomicie ustawiony został przez samego reżysera ruch sceniczny: grupowy i indywidualny, z wręcz choreograficzną precyzją. Wszystko to, wsparte scenografia Wiesława Olki i Krzysztofa Baumillera, dobrymi kostiumami Ireny Biegańskiej, doskonałą charakteryzacja aktorów i dyscypliną zespołowego wy konania, tworzy ów specyficzny styl knajpy i półświatka buduje nastrój głębokiej beznadziei.

Mówiąc o aktorach nowego przedstawienia - Krzysztofa Zaleskiego, chciałoby się wymienić - chwaląc - cały zespół. Poprzestanę więc jedynie na trójce głównych Wykonawców, wśród których Krystyna Tkacz w roli burdelmamy Begbick i Stanisława Celińska jako Jenny Hill są aktorsko-wokalno ozdobą widowiska, zaś Wojciech Wysocki w roli Jima Mahoney'a wnosi na scenę smak musicalowego - i urok pozytywnego bohatera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji