Artykuły

Pielgrzymowanie do Norblina

Teatr PREZENTACJE Romualda Szejda. Pierwszy w Warszawie prawdziwie i wyłącznie impresaryjny - warto to powtarzać. Pierwszy komercyjny - jak wyżej. Dalej bez gradacji - scena z sukcesem sekwencyjnym, rozpieszczana przez sponsorów, lubią na przez aktorów, oblegana przez widzów. Codziennie. Na każdym przedstawieniu. Scena cokolwiek snobistyczna i świadomie snobizująca, stawiająca na atmosferę, oprawę premier, właściwych tychże premier gości, ale - przede wszystkim - dostarczająca widowni zwykłego, realistycznego melodramatu, komedii, z rzadka poezjowania, piosenki, groteski. Mówi się o PREZENTACJACH - teatr dla ludzi. Albo mówi się - normalny.

Że taka formuła dobra Jest na międzyepokę kulturową jaką przeżywamy - pewne. Sprawdziła się przez lata.

Dziś do budyneczku położonego na terenie dawnej fabryki Nor blina, róg Żelaznej i Prostej, niegdysiejsza Dzielnica Północna, obrzeża getta - pielgrzymuje się z namaszczeniem. W dobrym nastroju, koniecznie w miłym towarzystwie. Samochód można i trzeba zaparkować w podwórku, niedawno otwarto też kafejkę w baraczku, nazywa się Szopa o można w niej wypić niezły cocktail i dobre piwo.

Najnowszy cel warszawskich penetracji na Żelazną to spektaklik składający się z dwu jednoaktówek dwu francuskich autorów: Crebillona - syna (Noc i chwila) oraz Julesa Renarda (Gry małżeńskie).

W pierwszej rzecz dzieje się w libertyńskiej Francji XVIII wieku i rozgrywa pomiędzy Marią Pakulnis margrabiną pełną finezji i jeszcze bardziej finezyjnym i perwersyjnym, a też cynicznym wicehrabią Bogusławem Lindą, notabene cały czas występującym na scenie już to w szlafroku, już w samych ineksprymablach (gaciach), choć przy srebrnej peruce z harcapem.

W drugiej to też Francja, na początku wieku dwudziestego. Cudza żona w ogromnym kapeluszu, Adrianna Biedrzyńska i cudzy mąż w nienagannym smokingu, Cezary Pazura, flirtują i przeżywają z powodzeniem swój ewentualny romans w samych słowach i wyobraźni.

No i to właściwie wszystko. Jeszcze duże łoże, nastrojowe światła świec, frymuśne ustawienie tego łoża wobec widza.

Temat: erotyka, ale "ugryziona" w sposób wyrafinowany. To taka erotyka, w której liczy się inteligencja i imaginacja, intelekt wręcz - bardziej niż konkrety cielesne. Tych jest troszeńkę, ale dyskretnych. I tylko pomiędzy Lindą i Pakulnis, efektowną w dezabilu - jak zwykle.

Widzowie: usadzeni wedle kiesy (najdroższe bilet niebieskie, kosztują 100 tysięcy i uprawniają do siedzenia w pierwszym rzędzie czyli dookoła łoża; czerwone, nie co tańsze - do drugiego, itp.) mogą oglądać każdy grymas, każdy gest, każdą gierkę dwojga kochanków. Bo o gierki, niech będzie: gry - tu przecież chodzi. O te wszystkie i chciałabym, i boję się, zobaczysz mała, niepożałujesz, i co pan o mnie pomyśli.

Kiedy na scenę, po przerwie wchodzą Pazura i Biedrzyńska ma się już pewność: to najpiękniejsza aktorka z tych młodych a nie siksowatych, i to najlepszy aktor - w tej samej kategorii. Trafił swój na swego, nie ma to tamto. Pazura to jakiś fenomen - potrafi tak dużo, a przy tym jest naturalny, ma wdzięk i nikt nie posądzi go o jakąkolwiek pozę. W każdej roli i sytuacji scenicznej jest sobą, chłopakiem wielkich nadziei, niemal samorodkiem, z uśmiechem szczerego przywiązania do swego ja i miejsca w życiu. Zasłużył na forda, bo takim właśnie wozem podjechał pod budyneczek na Norblina.

Pani Ada - no, ładna bestia. I temperament na sto takich samych, tak zwany temperament brunetki (są jeszcze tacy, starej daty, dla których to coś znaczy).

Przekomarza się z Pazurą z przewrotnością kobietki arcysprytnej i bystrej, ale też bystrej na tyle, by wiedzieć, że warto te walory czasem ukryć. Dlatego ta jej bohaterka, kobietka z esprit - typowo francuskim, miewa niby to chwile słabości, ulega impulsom, pociągom i te de.

Jasne, że to faramuszki, Biedrzyńska gra tu to, co w poprzedniej jednoaktówce miał do zagrania Linda: pełną samokontrolę w tak zwanych sytuacjach emocjonalnych. I zabawę z tej samokontroli, szczególną zresztą.

Po dwu niespełna godzinach uśmiechnięci widzowie - jeśli upał to i śnięci lekko - wychodzą na Żelazną, w przeświadczeniu, że choć ich życie nic a nic się nie ma do tych bajeczek, które obejrzeli, to przecież bajeczki dały im chwilę relaksu. I można pomarzyć w łóżku na Ursynowie o Lindzie, Biedrzyńskiej, bezczelnych Francuzach i prawdziwej przygodzie, która mogłaby się nam zdarzyć jednak, bo niby czemu nie?

I idzie rano w ruch telefon Kaśka, wuju, Bolek - idźcie do Norblina, ty, jaka tam ta Pakulnis jest, a Pazura to jak jakiś Astaire, prawie tańczy na scenie, wybierzcie się, nie pożałujecie...

I pielgrzymowanie trwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji