Artykuły

Diabłu świeczka, Bogu ogarek

Jeśli Polski Balet Narodowy nie określi kierunku dalszych poszukiwań, eksperymenty z rozmaitością stylów i technik zaprowadzą go na manowce - pisze Dorota Kozińska w Tygodniku Powszechnym.

Przed premierą "Tańczmy Bacha" [na zdjęciu] - ostatniego w tym sezonie spektaklu Polskiego Baletu Narodowego, spotkałam znajomych - modelowych odbiorców sztuki wysokiej. Para dojrzałych ludzi, ustabilizowanych życiowo i finansowo, obdarzonych dobrym smakiem, osłuchanych i oczytanych. Podróżujących, ciekawych świata i otwartych światopoglądowo. Ona wyznała wprost, że chce popatrzeć na pięknych ludzi i piękny taniec, on westchnął i oznajmił, że zamierza się rozkoszować piękną muzyką. Podejrzewam, że oboje wyszli z TW-ON rozczarowani. A przecież spektakl przyjęto hucznymi brawami. Krzysztof Pastor - bodaj najszerzej znany w świecie polski tancerz i choreograf, od ponad dwudziestu lat związany z Het Nationale Ballet w Amsterdamie - objął zespół warszawskiego Teatru Wielkiego w marcu 2009 r. Przypomnijmy, że za kolejnym podejściem: w 2006 r. przegrał w konkursie z Jolantą Rybarską, której niesławna dyrekcja tylko pogłębiła kryzys w stołecznym balecie - w atmosferze ostrego konfliktu odeszli m.in. Sławomir Woźniak i Jacek Tyski. Chodziły słuchy, że Pastor przedstawił Mariuszowi Trelińskiemu - za jego pierwszej kadencji - zbyt wygórowane warunki finansowe, artystyczne i kadrowe. Treliński odrzucił właściwie wszystkie propozycje Pastora i negocjacje przerwano.

Trzeba było dopiero spektakularnej katastrofy w łonie zespołu, by powtórnie rozważyć i zaakceptować kandydaturę choreografa-rezydenta Holenderskiego Baletu Narodowego. Podjęta przezeń reforma rozwija się w kilku kierunkach - tancerze pracują więcej, ale w zdecydowanie zdrowszej atmosferze i pod okiem wybitnych pedagogów, także z zagranicy. Wzorem większości renomowanych zespołów wprowadzono doroczne warsztaty dla młodych choreografów, którzy prezentują swoje dokonania przed publicznością, a zarazem sprawdzają się w innych rolach: inspicjentów, menedżerów, asystentów scenografów i projektantów kostiumów.

Warsztaty stanowią istotny element systemu transformacji zawodowej dla tancerzy, których kariera sceniczna zbliża się ku końcowi. We wrześniu ubiegłego roku Pastor zainicjował Dni Sztuki Tańca - w programie pierwszego festiwalu znalazł się "Oniegin" Teatru Sankt­petersburskiego w choreografii Ejfmana i znany już warszawskiej publiczności "Tristan", ale też warsztaty "Creations", znakomite "Sny" Kieleckiego Teatru Tańca w układzie Tyskiego oraz dwa przedstawienia z zagranicy: "Bahok" Akram Khan Company z Londynu i "Speeed" szwajcarskiej Compagnie Linga pod dyrekcją Katarzyny Gdaniec i Marka Cantalupo.

W listopadzie odbyła się polska premiera "Kurta Weilla", autorskiego baletu Krzysztofa Pastora. Dwukrotnie - w grudniu i w kwietniu bieżącego roku - przypomniano nam świetną "Alphę Kryonię XE" z muzyką Aleksandry Gryki i w choreografii Jacka Przybyłowicza. W marcu obejrzeliśmy drugie "Kreacje", z piękną etiudą "The Garden's Gates" Roberta Bondary i dwoma inspirującymi projektami Krzysztofa Urbańskiego. Poprzedni układ Bondary - "When You End and I Begin" - wznowiono już w kwietniu, wraz z nową, bardzo dobrą choreografią Tyskiego "W poszukiwaniu kolorów". W maju Polski Balet Narodowy złożył hołd Chopinowi - pełnospektaklową inscenizacją w układzie Patrice'a Barta z librettem Antoniego Libery, według koncepcji muzycznej Stanisława Leszczyńskiego. Sezon zakończył się 25 czerwca czteroczęściowym wieczorem "Tańczmy Bacha". Był ukłon w stronę dawnego dyrektora ("Pocałunki" w układzie Emila Wesołowskiego), oddano hołd legendzie ("Concerto barocco" Balanchine'a), poczyniono ostrożną koncesję na rzecz modern dance ("The Green" Eda Wubbego), by na koniec zaserwować pyszną, neoklasyczną feerię barw, ruchów i dźwięków w choreografii samego Pastora - "In Light and Shadow".

Po długim okresie posuchy cztery premiery, dwa warsztaty, spektakle zewnętrzne... Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej? Niewykluczone, warto jednak mieć na względzie, że świeżo odnowiona łódź żegluje po bardzo płytkich wodach i w każdej chwili może osiąść na mieliźnie. A byłoby szkoda.

Polski Balet Narodowy gorączkowo szuka nowej tożsamości i czasem zdaje się gubić to, co w zespole najważniejsze: poczucie wspólnoty i jednoznacznie określonych celów artystycznych. Sądząc z plonu obydwu warsztatów, i początkujący, i bardziej doświadczeni choreografowie próbują się wyrwać ze sztywnego gorsetu tańca klasycznego. Flirtują z modern dance, czerpią z dorobku zbuntowanych choreografów amerykańskich, popatrują na niemiecki Ausdrucktanz, eksperymentują z angielskim postpunkiem. W krótkich, wymyślonych po swojemu etiudach sprawdza się to całkiem nieźle - gorzej w mistrzowskich układach choreografów współpracujących z tancerzami, którzy z założenia inaczej "grają" ciałem.

Smutny tego dowód otrzymaliśmy w piątek, przy okazji "The Green" Wubbego - niby abstrakcyjnej, a w gruncie rzeczy bardzo osobistej i sugestywnej przypowieści o lęku i podległości - do muzyki z początkowego chóru "Herr, unser Herrscher" z "Pasji według św. Jana" Jana S. Bacha. Wubbe przełamuje schemat tańca klasycznego elementami akrobatyki, capoeiry i pantomimy - skomplikowana polifonia tego układu wymaga chirurgicznej wręcz precyzji wykonania. Sponiewierani tancerze muszą się ślizgać z impetem po zielonym tartanie, brutalnie sprowadzać partnera na ziemię w pół skoku, trząść się jak w febrze i utrzymywać równowagę w najdziwniejszych pozycjach. Drobne zachwianie, chwila niepewności - i patos przeistacza się w groteskę. W to graj części warszawskich "koneserów", którzy wyśmiali i wybuczeli jedną z ciekawszych propozycji sezonu.

Jeśli Polski Balet Narodowy nie określi kierunku dalszych poszukiwań, eksperymenty z rozmaitością stylów i technik zaprowadzą go na manowce. Może lepiej podzielić zespół, choćby nieformalnie, pozwolić tancerzom na węższą specjalizację - część szkolić pod czujnym okiem neoklasyka Pastora, innych powierzyć opiece Jacka Tyskiego albo Karola Urbańskiego, nowatorów spod znaku fundacji Centrum Tańca Współczesnego, którym marzy się unia ruchu z performansem, multimediami i sztuką audiowizualną? Może warto spojrzeć na ciała artystów nie tylko pod kątem umiejętności, ale i predyspozycji, żeby nie łączyć ich w niedobrane duety, jakie zdarzało nam się oglądać w "Chopinie", "Weillu" i innych choreografiach Pastora? Popracować nad synchronizacją, żeby uniknąć chaosu w przejrzystym jak kryształ układzie Balanchine'a?

Odrębny kłopot to żenujący nieraz poziom ilustracji muzycznej spektakli. Pastor upierał się od początku przy gwarancji pracy z "żywą" orkiestrą TW-ON - żeby podkreślić, że jego tancerze są równorzędnymi partnerami instrumentalistów i śpiewaków. Cóż z tego, skoro efekty tej współpracy bywają opłakane: soliści operowi prezentują, jak nie należy śpiewać Weilla, niedoświadczony pianista przegrywa w nierównej walce z Chopinem i akustyką sceny, z kanału orkiestrowego dobiegają fałszywe i wybitnie niestylowe interpretacje dzieł Bacha. Dużo przyjemniej i skuteczniej szlifować umiejętności tancerzy przy odpowiednio dobranej muzyce z taśmy. Przynajmniej zyskaliby pewność, że orkiestra nie zmieni tempa w trakcie fouetté.

Trudno też się pogodzić, że wszystkie wystawione w tym sezonie balety Krzysztofa Pastora pochodzą sprzed co najmniej kilku lat i powstawały z myślą o innych zespołach. "Tristan" miał prapremierę cztery lata temu w Sztokholmie, "In Light and Shadow" liczy już sobie lat dziesięć, "Kurt Weill" to z kolei spektakl potężny i dostosowany do niemałych przecież umiejętności Het Nationale. To, co ostało się na scenie z żelaznej klasyki, nie równoważy braku innych arcydzieł. To, co na scenę weszło z okazji Roku Chopinowskiego, woła o pomstę do nieba - i choć najmniej w tym wszystkim winien Polski Balet Narodowy, ­odium i tak spadnie na niego. Inspirujące etiudy młodych choreografów, a nawet uznana już "Alpha Kryonia XE" pojawiają się w programie zbyt rzadko, by odcisnąć się w pamięci masowego widza.

A masowego widza pozyskać trzeba, jeśli mają się znaleźć fundusze na kolejne przedsięwzięcia. Czy nie lepiej go jednak wykształcić, zamiast schlebiać najniższym gustom? W programie ostatniej premiery czytamy, że "Krzysztof Pastor znalazł się w 2009 r. wśród Polaków godnych podziwu w rankingu ekskluzywnego magazynu Malemen". Ekskluzywny magazyn dobił właśnie dziesiątego numeru, a jego naczelnym jest znany model i konferansjer Olivier Janiak. Dalej czytamy, że Pastor "otrzymał też [sic!] Statuetkę Terpsychory 2010 przyznaną mu przez Związek Artystów Scen Polskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie sztuki baletowej".

Po priorytetach ich poznacie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji