Artykuły

Z "Fedrą" przy czarnej kawie

O IRENIE EICHLERÓWNIE napisano już tomy, i jak mało o kim, w najwyższych pochwałach. Nie wiem, czy w stosunku do jakiejkolwiek aktorki opinia ogółu - publiczności i krytyków - była tak jednomyślna w podziwie i w zachwycie. Można mieć niekiedy zastrzeżenia, czy została ona obsadzona we właściwej roli, niemniej jednak każda bez wyjątku jej kreacja jest zjawiskiem niepowtarzalnym, fascynującym, budzącym w widzach wzruszenia głębokie i niezapomniane. No i jej los, zupełnie jedyny w swoim rodzaju o barwie tak charakterystycznej, że z łatwością można go odróżnić spośród tysiąca głosów.

Okazuje się, że głos Eichlerówny wywiera urzekające wrażenie nie tylko ze sceny. Oto siedzę w jej prywatnym mieszkaniu, przy stole gościnnie zastawionym, i cały pławię się w znajomych dźwiękach, z którymi kojarzy się tyle wspomnień, tyle przeżyć...

- Droga Pani Ireno, nareszcie Pani znowu w kraju. Oczywiście, czytaliśmy w prasie naszej i zagranicznej o Pani wspaniałym sukcesie w "Profesji pani Warren". Chciałbym prosić, aby Pani opowiedziała czytelnikom "7 Dni" o swych wrażeniach londyńskich i kanadyjskich...

- Z radością. O teatrze emigracyjnym mówić nie będę, gdyż po prostu nie miałam możliwości się z nim zapoznać. Nie widziałam ani jednego przedstawienia polskiego w Londynie, a poziomu przedstawienia, w którym biorę udział, naprawdę nie potrafię ocenić. Wiem tylko tyle, że reakcja publiczności na wszystkich 22 przedstawieniach "Profesji" była więcej niż serdeczna, prawdziwie polska, a czasem wręcz nieoczekiwana, gdyż paradoksy Shawa działają na widzów różnie, zależnie chyba od losu słuchających... Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. Mogłam zobaczyć i ucałować tylu przyjaciół, znajomych, rodzinę... (Przeżyłam naprawdę moc wrażeń...

- Zetknęła się Pani zapewne z wieloma polskimi aktorami.

- Oczywiście, całe dni i z nimi spędzałam. Byli bardzo mili, serdeczni, gościnni. Wiele im zawdzięczam i marzę o tym, abym miała sposobność im się odwdzięczyć, gdy przyjadą w odwiedziny do kraju. Bardzo ich do tego namawiałam, a i oni żyją tą myślą, aby zobaczyć Warszawę i choć raz - jeśli to będzie możliwe - wystąpić przed polską publicznością. Widziałam się z Loda Halamą, Zosią Terne, Heleną Kitajewicz i z wieloma, wieloma innymi. W Londynie występują dorywczo zespoły polskie, ale zawodowych polskich aktorów oczywiście tam nie ma...

- Co widziała Pani najbardziej interesującego na scenach londyńskich?

- Najciekawsze było przedstawienie "Burzy" Szekspira, ze słynnym Johnem Giełgudem - zresztą Polakiem z pochodzenia - w inscenizacji Peter Brooka, tego samego, który wzbudził u nas zachwyt inscenizacją "Tytusa Andronicusa" z Olivierem. Widziałam również Oliviera w ciekawej sztuce Osborne'a, "Artysta z music-hallu". W ogóle jednak stwierdziłam, że polski teatr naprawdę nie ma czego się wstydzić w porównaniu z teatrami innych krajów...

- Sądzę, że zwłaszcza polscy aktorzy należą do najlepszych w świecie. A teraz, czy chciałaby Pani podzielić się swymi wrażeniami z Kanady?

- Przede wszystkim podróż miałam tyle fascynującą, co męczącą. 11 godzin w samolocie - to nie bagatelka. W uszach mi szumiało... Dla mnie Kanadyjczycy to najlepsi ludzie na świecie. Byłam tylko w Montrealu... Moi najbliżsi byli zdziwieni, że przeleciałam pół świata, by spędzić z nimi kilka zaledwie tygodni... Ale cóż, mego pobytu przedłużyć nie mogłam, gdyż obiecałam dyr. Horzycy, iż na 10 marca będę z powrotem. I słowa dotrzymałam... W Montrealu strasznie wszędzie gorąco - w mieszkaniach, w teatrach, sklepach, autobusach, a na ulicach niesamowite zwały śniegu - zupełnie jak w Warszawie. Spotkałam tam koleżankę - uczennicę Zelwera - p. Hannę Ceranka-Poznańską. Bez przerwy musiałam opowiadać, jej o wszystkich kolegach i koleżankach w kraju. O nikim chyba nigdy tak pięknie nie mówiłam... Najwięcej kontaktowałam się z dziećmi, które są czarujące. Co za charaktery!

- Jakie są obecnie Pani plany?

- Już w najbliższych dniach wznawiam "Fedrę". Co dalej - jeszcze nie zostało ustalone. Myślę o odwiedzeniu w przyszłości skupisk polskich za granicą. Mam już nawet pewne konkretne propozycje...

- Co Pani zechciałaby przekazać za pośrednictwem "7 Dni" swym przyjaciołom, kolegom i krewnym za granicą?

- Pragnę raz jeszcze im wszystkim gorąco podziękować za tyle serca i dobroci. Wierzę, że wkrótce będę mogła ich gościć równie serdecznie u siebie, w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji