Artykuły

Pęknięcie

W Lublinie Antygona - według Mądzika i Chodakowskiej

Pierwszą tegoroczną premierą na dużej scenie lubelskiego Teatru im. J. Osterwy była Antygona Sofoklesa. Tym samym wypełniona została kolejna luka repertuarowa. Na lubelskiej scenie dramatycznej pojawiła się znowu - po wieloletniej przerwie -wielka tragedia antyczna. Uczyniony został kolejny krok ku teatralnej normalności.

W Lublinie oczekiwano na tę premierę z dużym zainteresowaniem. Wynikającym po części z tego, że poprzednia propozycja teatru - Noc listopadowa Wyspiańskiego - okazała się realizacją nieudaną i następna premiera miała przynieść odpowiedź na pytanie, czy było to tylko chwilowe obniżenie lotów, czy też zapowiedź regresu Teatru Osterwy. Przede wszystkim jednak zainteresowanie budził zestaw twórców, których udało się pozyskać do współpracy. Bo też jest to zestaw imponujący: Leszek Mądzik (inscenizacja i scenografia), Anna Chodakowska (reżyseria i rola tytułowa). Zofia de Ines (kostiumy) i Zygmunt Konieczny (muzyka). Spotkanie takich osobowości współczesnego teatru powinno zaowocować spektaklem, który byłby jednym z najbardziej znaczących wydarzeń sezonu. Czy tak się stało?

Na tak postawione pytanie udzielenie prostej, rozstrzygającej odpowiedzi: tak lub nie, nie wydaje mi się możliwe. Lubelska Antygona jawi mi się bowiem jako spektakl naznaczony poważnym pęknięciem. I nie jest to tylko aluzja do najnowszego spektaklu Mądzika - Szczeliny. Jest to przedstawienie składające się z nie do końca przystających do siebie elementów. Z jednej strony mamy oryginalną wizję tragedii Sofoklesa, wywiedzioną wprost z doświadczeń, poetyki i ducha Sceny Plastycznej KUL, zrealizowaną w klimacie teatru Mądzika, w którym scenografia nie jest jedynie dekoracją, lecz jakością samą w sobie; równie istotną, a często istotniejszą niźli funkcjonujący w niej aktor; gdzie barwa, światło, ruch, dźwięk tworzą prawdziwą strukturę spektaklu. I to w lubelskiej Antygonie było rzeczą oryginalną i zrealizowaną na najwyższym poziomie. Ale tu właśnie znalazło się owo pęknięcie.

Rzecz bowiem w tym, by ta stworzona przez Mądzika struktura została wypełniona przez aktorów. A z tym, niestety, nie było najlepiej. Zabrakło w tym spektaklu rzeczy bardzo istotnej - pracy z aktorami nad poszczególnymi rolami. Zostali oni pozostawieni sami sobie, zdani na własną intuicję, wrażliwość i inteligencję. Te zaś nie zawsze prowadzą we właściwym kierunku. O ile bowiem aktorzy obdarzeni autentycznym wyczuciem sceny tworzą role co najmniej dobre (Paweł Sanakiewicz - Kreon i Jan Wojciech Krzyszczak - Posłaniec) lub bardzo dobre (Henryk Sobiechart - Tejrezjasz), o tyle innych wiedzie to w stronę histerycznej przesady (Jolanta Rychłowska - Ismena) lub nijakości (Jerzy Kurczuk - Hajmon). Cóż tu jednak mówić o pracy z aktorami, jeśli Anna Chodakowska nie ma jasnej koncepcji nawet własnej roli. Wyraźnie nie może się zdecydować, czy chce grać Antygonę środkami oszczędnymi, w pełni współczesnymi, czy też - przeciwnie - wspiąć się na wysokie koturny i z ich wysokości recytować swe kwestie, do czego - mówiąc nawiasem -przekład Stanisława Hebanowskiego nie bardzo się nadaje.

Generalna ocena lubelskiej Antygony wymaga bardzo dokładnego zestawienia zalet i wad spektaklu. W moim przekonaniu tych pierwszych jest jednak więcej, drugie zaś przy odpowiedniej pracy z zespołem mogą zostać wyeliminowane. Chcę wierzyć, że tak właśnie się stanie. Ten zespół bowiem stać na to z całą pewnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji