Artykuły

Teatr z tubami

Wyobraźmy sobie robotników po łokcie umorusanych smarem, ze znajomością rzeczy rozprawiających o meandrach filozofii Sartreya. Nie do pomyślenia? Tymczasem tak przedstawia się rzeczywistość "Ulicy Gagarina"

W ślad za Sartrem żwawo podążają Marks, Bakunin, Malatest, Nieczajew. Robotnicy klną jak szewcy, ale dyskutują na poziomie uniwersyteckim. W perspektywie sztuki Gregory'ego Burkę'a, wyreżyserowanej przez Feliksa Falka, hasło "byt określa świadomość" brzmi mimo wszystko dość przewrotnie.

Pożywką dla Burke'a przy pisaniu "Ulicy Gagarina" była własna biografia. Rzuciwszy studia ekonomiczne ten Szkot rozpoczął marszrutę po zakładach pracy. Wykonywał - jak sam twierdzi - najgłupsze z możliwych zajęć, "w hierarchii dziobania" zajmując najniższe piętra, stając się ikoną robotnika-wyrobnika o inteligenckim rodowodzie. Tak przynajmniej chciano widzieć Burke'a, kiedy jego sztuka stała się sensacją festiwalu w Edynburgu.

Filozofia, teorie ekonomiczne (lewicowej głównie proweniencji), polityka i ideologia splatają się w dramacie w błyskotliwą, choć z pozoru tylko realistyczną całość. Nie ma bowiem realizmu tam, gdzie robotnicy, po porwaniu przedstawiciela klasy wyzyskiwaczy, przez godzinę toczą dyskurs nad skazańcem. "Ulica Gagarina" jest rozprawą światopoglądową, pełną iście szkockiej werwy, w której błyskotliwy dowcip splata się z gorzką i pesymistyczną puentą.

Feliks Falk tymczasem wyreżyserował dramat Burke'a w konwencji realizmu, stroniąc od efektów teatralnych i metafor. Wyreżyserował tekst dosłownie, jak dokument. Dominuje instynkt sprawozdawcy. Powstałą sucha, wyważona, rzetelna, bezemocjonalna relacja z polityczno-ideologicznej konwersacji.

Bohaterowie - kreowani przez Grzegorza Gzyla, Wojciecha Kalarusa, Dariusza Szymaniaka i Krzysztofa Gordona - to postacie wyraziste, ale jednowymiarowe, jednobarwne. Falk użył bohaterów (a tym samym i aktorów) jak tuby do głoszenia społeczno-politycznych przekonań. Uczynił z nich swoiste ikony, symbole wiary w określoną ideologię. Odtwórcy głównych ról w spektaklu Falka nie tyle mówią, ile przemawiają. Jednym tchem, jak gdyby cytowali ustępy Biblii - czy to kapitalistycznej, czy komunistycznej. Dialog przypomina mantrę - brakuje akcentów, kropek, przecinków, wykrzykników...

W tym rozgadaniu rozpłynął się też cały gorzki humor oryginalnego tekstu. Rozwiał się temperament dramaturgiczny Burke'a. Soczyste przekleństwa wybrzmiewają głucho. Zagadany został dowcip. Puenta nie znajduje w przedstawieniu tła, na którym gorycz zakończenia mogłaby wystarczająco mocno wybrzmieć.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że po tekście Burka przejechał reżyserski walec, rozpłaszczając całość na wzór kalkomanii. W rezultacie powstał komiks na tematy polityczne i społeczne. To za mało jak na sztukę, która dotyka jednego z istotniejszych nerwów współczesności, nawiązując do dramatu bezrobocia i frustracji. W przeciwieństwie do spektaklu Falka, jest to dramat, który do żywego dotknął wielu ludzi. Również tych, których na luksus teoretycznego rozważania w teatrze kwestii społecznych i ekonomicznych nie stać i zapewne długo jeszcze stać nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji