Artykuły

Premiera "Przygody florenckiej"

Ludwik Hieronim Morstin, autor "Obrony Ksantypy", miał wszelkie dane po temu, by z "Przygody florenckiej" uczynić wydarzenie teatralne w Kraju i na emigracji. Powróciwszy po wojnie z Włoch do Polski odwiedził ponownie Włochy w roku 1956 i podróż ta natchnęła go do napisania komedii, poruszającej jeden z bolesnych problemów moralnych życia z dala od Kraju - problem rozbitych małżeństw. Problem ten postawił, ale go nie rozwiązał, a raczej rozwiązał niezupełnie i niewłaściwie. Już nie trójkąt, ale czworobok małżeński pozostaje czworobokiem, nie zawsze dobrze pojęta tęsknota do Kraju wybija się na czoło zagadnień, a złamanie wiary małżeńskiej przez obie strony jest sprawą nie do naprawienia i nie do odrobienia. W sztuce, która choć jest komedią, zawiera głęboki konflikt dramatyczny, moralność jest na drugim planie, a na pierwszym owa tęsknota do Kraju i prawo "urządzania sobie życia" na emigracji tak, żeby było wygodnie i przyjemnie. Wynika z tego oczywiście także "prawo" żon pozostawionych w Kraju do urządzenia sobie życia po swojemu.

Rzecz jest więc i będzie zawsze bardzo kontrowersyjna i z punktu widzenia katolickiego musi być oceniona bardzo krytycznie. Ale trzeba też przyznać, że sztuka sama wystawiona została pod każdym względem bardzo dobrze, że wszystkie role dobrano właściwie, że reżyseria Kielanowskiego była w sam raz umiarkowana i gra bardzo dobra bez żadnego wyjątku i że oprawa sceniczna była właściwa.

Wojtecki był wyjątkowo dobry, jak to zawsze bywa, gdy sam nie jest swoim reżyserem. Dygatówna dała dobrze trafioną interpretację Włoszki. Nie jest ona południowym typem urody, oddała jednak doskonale włoską dykcję cudzoziemki, która się nauczyła po polsku, mimo pewnych nalotów wileńszczyzny. Irena Brzezińska jest doskonałą aktorką o pełnej ekspresji grze, natomiast słabszy był w roli jej drugiego męża Urbanowicz. Charakterystyczną rolę gosposi Anny oddała po mistrzowsku Janina Sempolińska a starzejącego się emigranta Stanisław Zięciakiewicz.

Sztuka, choć jest komedią, nasuwa głębsze myśli o problemach wywołanych wojną, rozłąką rodzin, emigracją i tęsknotą do Kraju. Jest w niej i jasne słońce na błękicie włoskiego nieba i ciemne chmury wiszące nad Polską oraz melancholia życia na obczyźnie, mimo jego dobrobytu i wolności. Jest też i ukryta, z przeznaczeniem zapewne dla scen w Kraju, myśl o beznadziejności i bezużyteczności emigracji. Jednym słowem sztuka napisana jest tak, by ją można grać i tu i tam. Nie agituje wprawdzie, nie potępia ani tych na emigracji, ani tych w Kraju, którzy nie wytrzymali próby charakterów, ale stawia rzecz tak, że nie byłoby tych wszystkich dramatów i konfliktów uczuć, gdyby nie było zjawiska emigracji.

"Przygoda florencka" jest sztuką, którą warto zobaczyć, pod warunkiem, że się na nią patrzy oczyma człowieka zasad, których łamać nie wolno. Wystawiona zaś została najlepiej, jak to w naszych warunkach było możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji