Artykuły

Awangarda zostawia ślad

- Na próbach z aktorami zorientowaliśmy się, że bardzo dawno większość z nas nie pracowała nad gatunkiem teatralnym, gdzie każde słowo coś znaczy, każde słowo wymaga zastanowienia. Okazuje się, że powolutku zaczynamy wracać do tego "grzecznego" teatru". Takie spektakle, podczas których dwóch aktorów rozmawia, znów stają się dla widzów interesujące - dyrektor Jan Englert o roli w "Przygodzie" Maraiego i planach Teatru Narodowego.

W Teatrze Polonia trwają ostatnie próby przed premierą "Przygody" Sandora Maraiego. Reżyseruje Krystyna Janda. A w roli głównej wystąpi dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert.

Grający w "Przygodzie" Maraiego Jan Englert podkreśla, że siłą twórczości tego pisarza jest to, że nic nie jest dopowiedziane. Że wszystko jest tylko dotknięte, muśnięte i daje się interpretować. - Bywa, że szlachetność jest na granicy okrucieństwa. Że zachowania humanistyczne nie zawsze przynoszą właściwy rezultat, bez woli uczestniczącego w nich - mówi.

Rozmowa z Janem Englertem

Dorota Wyżyńska: Bohatera "Przygody" profesora Kadara [na zdjęciu jan Englert z Beatą Ścibakówną] poznajemy w momencie, w którym wydawałoby się osiągnął wszystko to, co planował. Jest na szczytach swojej kariery, ma u boku młodą żonę...

Jan Englert: Jeśli szuka pani podobieństw między mną a doktorem Kadarem, to nie wiem, czy jestem teraz w swoim szczytowym momencie (śmiech).

Wcale o to nie pytałam...

...ale pod spodem pani pytania to było...

...a to już pan powiedział.

- Nie ukrywam, że nie chciałbym, aby w kontekście " Przygody" pojawiły się skojarzenia z moim życiem prywatnym. Jak pani dobrze wie, nie lubię, kiedy prywatność przenosi się na scenę. Jestem przeciwnikiem epatowania w teatrze własnym bólem, doświadczeniami.

Trudno mi mówić o bohaterze " Przygody", to postać niejednoznaczna. Ale myślę, że ją rozumiem. Rozumiem człowieka, który ma dylematy, jak pogodzić życie prywatne z życiem zawodowym. Rozumiem człowieka, który prowadzi klinikę. Przecież ja też prowadzę klinikę - ogromną! (śmiech)

Siłą twórczości Maraiego jest to, że tu nic nie jest dopowiedziane. Że wszystko jest tylko dotknięte, muśnięte i daje się interpretować. Bywa, że szlachetność jest na granicy okrucieństwa. Że zachowania humanistyczne nie zawsze przynoszą właściwy rezultat, bez woli uczestniczącego w nich. Pojawia się tu też wątek, czy w sytuacjach trudnych lepiej mówić prawdę, czy jednak kłamać? To też sztuka o tym, jak pozostać w zgodzie z samym sobą. Tu żadna z postaci nie jest negatywna. Ale też żadna nie jest jednoznacznie pozytywna. Profesor Kadar to człowiek, który - jak mu zarzuca jego przyjaciel - dla osiągnięcia sukcesu rozmienił na drobne swoje powołanie, co też nie jest do końca prawdą.

Widz, który oglądał "Tatarak" Andrzeja Wajdy, odnajdzie w " Przygodzie" fragmenty, które były wykorzystane w filmie.

- Tak, to właśnie na planie filmowym Krystyna Janda zaproponowała mi udział w sztuce. To, że ja gram tę postać, nie jest więc przypadkowe. Zgodziłem się od razu. To było dwa lata temu, ale moje zajętości jako dyrektora w Teatrze Narodowym nie pozwoliły mi wcześniej na rozpoczęcie prób.

To, po roli w "T.E.O.R.E.M.A-cie", kolejna pana praca poza Teatrem Narodowym.

- Mój zawód wyuczony to aktorstwo, a jako dyrektor Teatru Narodowego cierpię na niedosyt grania. Swojego pracodawcy nikt nie chce obsadzać! Nie dziwię się zresztą. I dlatego, kiedy dostaję oferty spoza teatru, to jestem szczęśliwy. Kiedy zagrałem w "T.E.O.R.E.M.A-cie" u Grzegorza Jarzyny, przypomniałem sobie, jaka to wielka frajda odpowiadać tylko za siebie. Przy okazji "Przygody" dodatkowo mam przyjemność mierzyć się z gatunkiem teatru, który lubię. To teatr oparty na dialogu, zajmujący się zagadkami duszy, nie ciała. Nie cielesnością, ale duchowością.

Sandor Marai - dopiero odkrywany w Polsce jako autor dramatów - na Węgrzech cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Jego sztuki mogą się wydawać niemodne. Bo nie mają polityczno-społecznego odniesienia do współczesności. Dotyczą spraw ludzkich. Premiera " Przygody" w Polonii będzie pewnie przez część pani kolegów recenzentów uznana za ramotę, melodramacik.

Na próbach z aktorami zorientowaliśmy się, że bardzo dawno większość z nas nie pracowała nad gatunkiem teatralnym, gdzie każde słowo coś znaczy, każde słowo wymaga zastanowienia.

Okazuje się, że powolutku zaczynamy wracać do tego "grzecznego" teatru. Takie spektakle, podczas których dwóch aktorów rozmawia, znów stają się dla widzów interesujące. Najlepszym tego przykładem był " Żar" według dużym powodzeniem. Tęsknota za powrotem do teatru jako rozmowy, do rozmawiania ze sobą, zaczyna być wyraźna.

Oczywiście powrotu w formie czystej nie ma. Z każdej mody teatralnej coś zostaje. To już nigdy nie jest ta sama klasyka. Tworzy się nowy gatunek, który jest wzbogacony o nowe doświadczenia. Dlatego nie należy lekceważyć awangardy ani boksować się z nią. Bo nawet jeśli jest tylko chwilową modą, to i tak zostawia ślad. Ważne, abyśmy nie zagubili się w tym. I nie uznali, że to, co jest zaledwie jednym awangardowym oddziałem, to już cała armia.

A jakie oddziały nadciągają w tym sezonie do pana kliniki? Jakie plany ma Teatr Narodowywia?

- Zacznę od tego, co na pewno. Na dużej scenie premiera "Kazimierza i Karoliny" Odona von Horvatha w reżyserii Gabora Zsámbéki z Teatru Katona w Budapeszcie. Co jest o tyle ciekawe, że w tym samym miesiącu w Teatrze Polskim we Wrocławiu odbędzie się premiera tej samej sztuki w reżyserii Jana Klaty.

Zaraz po tym wydarzeniu próby rozpocznie - już po raz trzeci w Teatrze Narodowym - Jacques Lassalle.

Z kolei Maja Kleczewska jeszcze w tym sezonie wystawi "Oresteję". Planujemy też wejść we współpracę z Teatrem Rozmaitości i trwają wstępne rozmowy.

Na scenie przy Wierzbowej w listopadzie "Mewa" w reżyserii Agnieszki Glińskiej z Joanną Szczepkowską jako Arkadiną. Zaś Jerzy Jarocki przymierza się do spektaklu według twórczości Różewicza.

Na scenie Studio zrezygnowaliśmy z promowania wyłącznie polskiego dramatu współczesnego. Zajmuje się tym obecnie ponad 90 proc. teatrów w Polsce. Wciąż interesuje nas dramaturgia współczesna. Mieliśmy światową prapremierę nowej sztuki rosyjskiej Iwana Wyrypajewa. Gdyby wszystkie premiery były tak dobre jak "Taniec Delhi", to byłoby całkiem nieźle. Ale nie mamy tak dużo Gruszek!

W przyszłym roku kolejna edycja festiwalu Spotkania Teatrów Narodowych. A mój cel to przygotowanie jubileuszu na 250-lecie Teatru Narodowego. Rocznica wypada w 2015 roku. To będzie moje szczytowe osiągnięcie jako dyrektora! (śmiech). A potem chciałbym znów dużo grać. Takich ról jak profesor Kadar w "Przygodzie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji