Artykuły

"Dzień Aktoria" i "Książę Niezłomny"

Niewiadomo zaiste, czy wystawienie "Księcia Niezłomnego" w Londynie, w dzień "święta aktora" dnia 13 bm. uznać za szczęśliwy zbieg okoliczności, czy też za symboliczny gest Z.S.A.P-u., tj. "Związku artystów scen polskich"?

Otóż jeśli to był przypadek, to trzeba jednak w nim widzieć wymowny symbol! Albowiem polski aktor w Londynie trwa niezłomnie, jak chciał Słowacki "przy dawno strzeżonej chorągwi" i służąc sztuce krzepi ducha narodu!

A nie łatwa to służba. Warunki emigracyjne nie stworzyły bowiem aktorowi polskiemu ułatwień technicznych, choćby w postaci własnej jego sceny, ani nie zabezpieczyły go materialnie. I musi on ciągle zdobywać swój chleb codzienny, aby od święta móc się oddać swej warjackiej miłości teatru!

W dodatku polski aktor z tradycji i powołania ufa, że wszystkich wokoło siebie "w aniołów przerobi", gdy tymczasem otaczają go przeważnie "zjadacze chleba"! Nie zawsze też powodzenie nagradza jego wysiłki. Dla jednych Fredro jest przestarzały, dla drugich Wyspiański niezrozumiały... A mimo to, mimo zawodów i trudności ZSAP postanowił w "dniu aktora" zagrać "Księcia Niezłomnego"! Należy mu się podziw i wdzięczność!

Zachęciła go może przedwojenna popularność tej hiszpańskiej tragedii spolszczonej przez J. Słowackiego!

Napisany w r. 1841-43 "Książę Niezłomny" wkroczył na scenę w Krakowie gdzieś w latach 1880-tych, po czym ukazał się na niej powtórnie w r. 1901-vm i odżył dzięki M. Tarasiewiczowi, który wsławił postać Don Fernanda swym talentem deklamatorskim! W r. 1917-tym przyswoił ją sobie J. Osterwa "na emigracji" w Kijowie i otworzył nią sezon odrodzonego po wojnie "Teatru Polskiego" w Warszawie dn. 13-go września 1918 r. - więc dzień w dzień 40 lat przed premierą londyńska!

Osterwa nie bez słuszności potraktował tę XVII wieczną tragedię, jako i misterium narodowe. Albowiem utwór przedstawiający chrześcijańskiego księcia jako zakładnika u muzułmańskie i narodów, w zamian za katolickie miasto Ceutę, skłonił Słowackiego, by jego bohatera uczynić polskim świętym! Przytem Słowacki zobaczył w nim wcielenie własnego ideału, który mu się skrystalizował pod wpływem Towianizmu!

Słowacki bowiem, znużony bajrońską pozą Kordjana i zwątpiwszy w celowość bezczynnej ofiary Anhellego, uwierzył w znaczenie etycznego trudu, który głosił Towiański, a przykład jego znalazł w Principe Constante Calderona de la Barca! Przywłaszczył więc sobie treść tego utworu i parafrazując dramat jego bohatera, przyjął go za wzór dla siebie i dla Polski! Swoją dotychczasową pychę poniżył do pokory niewolnika, "nędzę serca" wzbogacił miłością, którą objął całe swe otoczenie, egoizm przemógł poświęceniem się za wartości wyższe od człowieka - ojczyznę i wiarę! "Książe niezłomny" jest też pierwszym z kolei Królem-Duchem, których długi łańcuch kończy się ze śmiercią J. Słowackiego, ostatniego z nich!

Tymczasem J. Słowacki dał literaturze polskiej jedno z jej najwznioślejszych arcydzieł, nasycając barokowe tyrady Calderona żarem prymitywnej modlitwy, uderzającej "piorunami poezji" jego ośmiozgłoskowca.

Tak pojmując "Księcia Niezłomnego" Osterwa obwoził go po całej Polsce. Grał go na dziedzińcu wawelskim i na tle kościoła św. Jana w Wilnie, na placach wielu miast i po kresowych wsiach, czasem ze świetnym aparatem wystawy, wprowadzając do akcji pułki kawalerii, przebranej za Maurów lub Portugalczyków, czasem w ogóle bez rekwizytów, urzekając słuchaczy jedynie czarem wiersza Słowackiego. I "Książe Niezłomny" stał się sztuką narodową. Wystawiał go każdy teatr poczuwający się do służby literaturze i ojczyźnie. Wystawił go L. P. Kielanowski, ówczesny dyrektor teatru w Wilnie, grając osobiście Don Fernanda.

Albowiem "Książe Niezłomny" urzeka wszystkich również porywem swej wzniosłości, która każe mu oddać raczej życie niżeli piędź ojczystej ziemi i głosząc "hasło dwóch zakonów Ave i Chrystus, hasło nasze stare" wybrać śmierć za swą wiarę! Drugim jako hasłem jest wolność ducha wobec przemocy tyrana, gdyż:

"Nie przeciwko prawom ducha

ma niewolnik słuchać pana".

Kto wie, czy ponadludzka wytrzymałość Polski podczas jej wojny i niewoli nie czerpie sił z obu tych prawd, które wyznaje książę niezłomny?

Streszczając ideę tej tragedii pisał niegdyś Asnyk: "każdy człowiek, choćby w najskromniejszym zakresie ma powierzoną swojej straży taką twierdzę, jak Cewta, której nie powinien wydać! Ideał wyrażony w "Księciu Niezłomnym" stosuje się do całego człowieczeństwa, stosuje się tym więcej do nas, którym przypada obowiązek przechowania bez skazy wszystkich swoich świętości... Na gruzach wielkości i szczęścia pozostaje nam ratować jeszcze najwyższy skarb - cnotę i godność narodu!"

Wielką jest więc zasługą ZASPU, że wystawił Księcia Niezłomnego dla emigracji w Londynie, tym bardziej, że w skromnych ramach scenicznych dobył z jej tekstu cały walor wewnętrzny i całe piękno poezji Słowackiego. Nad całością przedstawienia czuwał bowiem dyr. L. P. Kielanowski ze swym umiłowaniem i znajomością polskiego repertuaru, jak też ze swoją pasją borykania się z trudnościami! Dzięki niemu umiejętnie opracowany tekst (w którym zabrakło mi tylko sławnej tyrady o koniu...) zmieścił się w obowiązującym 2 1/2 godzinnym spektaklu, który toczył się wartko, bez potknięć i zahaczeń, mimo małej ilości prób.

Prawda, że sekundowało mu grono artystów równie jak on zapamiętałych w swej ofiarności dla teatru. Przewodził mu W. Wojtecki, który nie tylko opanował ogrom roli Don Fernanda, lecz oscylując między patosem Tarasiewicza i realizmem Osterwy, sprostał ich wielkiej tradycji. Zdumiewającą jest przy tym rozpiętość talentu tego artysty który tak łatwo przerzuca się z rewiowej groteski do polotu wiersza Słowackiego, nic z niego nie roniąc!

Z pośród innych artystów wymienić należy przede wszystkim Z. Rewkowskiego, który umiał wyzyskać swą dykcję i postawę dla nadania postaci króla Alfonsa rycerskości i życia, a W. Krajewski wykazał, że występy przed monochijskim mikrofonem nie zawsze przytłumiają głos i zacierają wyrazistość gry. Wziąwszy pod uwagę, że "Książe Niezłomny" jest sztuką "męską" i jedyna jej kobieca rola, Fenixana nie wiele znaczy, stwierdzić należy, iż pani Kora-Brzezińska zdołała ożywić swym wdziękiem bierność tej wschodniej księżniczki i - co nie jest obojętne - podać każde jej słowo tak, że zrozumiano je nawet w ostatnich rzędach krzeseł.

Wykonawcy pomniejszych ról pp. B. Urbanowicz, St. Laskowski, Wł. Prus-Olszowski, J. Bzowski również "aplikant" o dobrych warunkach B. Kozerski, wyczuli właściwy ton utworu i utrzymali podniosły nastrój, jaki panował na scenie i na widowni.

Wreszcie należy podkreślić dobór wspaniałych kostiumów żeńskich i męskich, które "grały" znakomicie, oraz doskonałe współdziałanie interesującej ilustracji muzycznej J. Kropiwnickiego. Dekoracje musiały być "umowne", ale "syntetyczność" zyskałyby na perspektywie ogrodu i zieloności, tymbardziej że w dialogach "Księcia Niezłomnego" powtarza się często motyw kwiatów.

W sumie ogólnej, polski Londyn przeżył dostojny i piękny wieczór poezji Słowackiego i to nie sfałszowanej ani pod względem artystycznym, ani pod względem treści, w czym dowód jak bardzo potrzebny jest polski teatr na emigracji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji