Artykuły

Teatr Polski ZASP - "Oberlangen"

Po tylu latach

Nic nie jest tragedią

Wracał mi natrętnie ten refren, kiedy nie chciałem iść na "Oberlangen" Ryszarda Kiersnowskiego. Nie chciałem dlatego że od dawna mam dość tematyki obozowej. A poza tym dlatego, że nie wierzyłem by można coś zrobić z tego tematu. Okazuje się, że można. Nie była to ciężka ani tragiczna niewola. W każdym razie nie w porównaniu z kacetami, łagrami, czy niewolniczą pracą w fabrykach amunicji, pod bombami. Dziewczęta i kobiety w Oberlangen miały też to wyjątkowe szczęście, że wyzwoliła je 1 Polska Dywizja Pancerna. Oszczędziło im to powojennej tułaczki po obozach tzw. Displaced Persona (zawsze podziwiam precyzję angielskiej oficjalnej terminologii). Jechały do Anglii, do Belgii na studia, wychodziły szczęśliwie za^mąż na miejscu. A jeśli która wracała do Polski, to dlatego że naprawdę chciała - nie ze zmęczenia poniewierką i szykanami. Szczęśliwe Oberlangen pod opieką generałów Rudnickiego, Grudzińskiego, pułkowników Koszutskiego, Niedzielskiego, Łubkowskiego i innych.

Byłem w tym obozie tylko parę dni, jako gość szukający swoich bliskich. Wszyscyśmy się wtedy wzajemnie szukali. Pamiętam, że w gościnnym "hostelu" dla panów, śpiewak Warszawy, Zbigniew Krukowski, który potem zrobił dużą karierę na estradach i w radiu krajów Beneluksu, śpiewał nam wieczorami swoje piosenki:

"I przyjdzie dzień, że czas niewoli

minie.

Tęsknotę swą zatopisz w dobrym winie."

Znajoma panienka, córka lekarza przyjaciela mego ojca, dziś sama lekarka podarowała mi paczkę angielskich papierosów. Inna, wyglądająca na uczennicę z dobrej "pensji" chciała koniecznie żebym jej zostawił swoją fotografię. Nie miałem fotografii. Nic wtedy nie miałem. A do tego byłem umówiony z kimś innym w miejscu o którym tamta dziewczyna pewnie nigdy nie słyszała: w Cafe Pam-Pam na placu Opery w Paryżu. Dotrzymałem tamtego rendez-vous - do dziś.

Przez moment wydawało mi się, że słyszę zwrotkę wiersza i ( napisanego dla nas, i o nas, i przez koleżankę z zespołu konspiracyjnej "Walki" Pozostał mi w pamięci jego początek:

"Święta Barbaro, górników patronko

Zejdź w niewoli podziemie czarne

I szaty swojej koronką osłoń tajną

drukarnię"...

Takie to dziwne reminiscencje i wywołuje sztuka-reportaż Kiersnowskiego korespondenta wojennego z tamtych lat. Właściwie i i chyba nie reportaż, a montaż dialogów i piosenek wystawiony z ogromną dozą przyjaźni przez i Leopolda Kielanowskiego. Nie wszystkie teksty są powstańcze czy nawet AK-owskie. Wiersz "Kriegsgefangenenpost" krążył po Warszawie już w pierwszych latach okupacji. Motyw "Dziś do ciebie przyjść nie mogę" jest późnym pokłonem złożonym Polsce Podziemnej przez Polskę Ludową. Ale nastrój obozów jenieckich z lat 1944-45 jest prawdziwy.

O sukcesie sztuki "Oberlangen" w dużej mierze decydują aktorki. Przede wszystkim pani Helena Kitajewicz w niewdzięcznej, zdawałoby się, roli polskiej komendantki obozu. Jej interpretacja piosenek i wierszy - znakomita. Żałowałem tylko, że kiedy śpiewa na proscenium na tle kotary, nie widzimy świetnego akompaniatora i kierownika muzycznego spektaklu, mistrza Bernarda Czaplickiego z jego harmonią. W rolach AK-ówek bardzo prawdziwe są Joanna Rewkowska (aktorka), Hanna Wąsikowna (dziewczyna warszawskiej ulicy) i pani Maryna Buchwaldów a (źródło wiadomości złego i dobrego).

Śliczna Małgorzata Pragłowska, cenny nabytek sceny polskiej, z gracją śpiewa i tańczy. Marta Smolińska bardzo dobrze wypowiada fragment roli Racheli, a Joanna Rewkowska (wychowanica RADA) - roli Panny Młodej. Lula Kowalska jest dramatyczna, a Danuta Michniewicz - humanitarna.

Oprawa plastyczna Matyjaszkiewiczów wydała mi się trochę - płaska. Ale potem przyszła refleksja, że to przecież ma być taki właśnie naiwny i prymitywny i obrazek sprzed lat. Najlepsza scena: kiedy panienki biorą się za włosy z powodu fotografii nieobecnego faceta, o którym jedna twierdzi, że jest jej mężem, a druga że jej kochankiem. Obydwie, oczywiście, mają rację i prawie żałowałem, że komendantka tak wcześnie przerwała walkę.

Zabrakło mi niektórych piosenek: np. "Natalii" batalionów Uderzenia.

"Panie tych kilku chłopców chroń,

Którzy w czterdziestym trzecim roku

Za Bug ponieśli kruchą broń..." - pisał o nich poeta Jerzy Zagórski.

Na koniec parę akcentów osobistych - bo to jest przedstawienie budzące osobiste reakcje. Chcę podziękować pani Oldze Lisiewiczowej za to że mnie namówiła, żebym poszedł zobaczyć "Oberlangen". Wszyscy powinniśmy jej dziękować, jak jednej z tych osób, bez których Teatr Polski na emigracji nie byłby może tym czym jest. Ucieszyłem się, że "moja gwiazda" z teatru "Syrena" Zofia Treszkówna znowu jest na scenie, że pomimo wysokich ambicji szkolnych nie odchodzi od teatru. Witoldowi Schejbalowi już powiedziałem przy barze "Ogniska" że aż zanadto dyskretnie postawił rolę płk Koszutskiego. Pułkownik był podobno bardzo wzruszony w momencie wyzwolenia Oberlangen. Nie było, niestety, na scenie Feliksa Stawińskiego, bo leżał w szpitalu po wypadku. Tylko reżyserzy, aktorzy i bliscy przyjaciele Teatru Polskiego wiedzą ile przez całe lata dał bezimiennej pracy w operowaniu światłami i efektami przedstawień.

I wreszcie słowo o programie, który opracował graficznie Andrzej Klimowski. Jego rysunek z "wiewiórą" 1 Dywizji niby rzęsą oka dziewczyny mógłby być podpisany "Cocteau". Jest to jeden z tych programów teatralnych, który zachowam na pamiątkę.

P.S. Pożyczony przeze mnie refren "Po tylu latach nic nie jest tragedią" śpiewali parę lat temu w sztuce-niesztuce Angieszki Osieckiej "Apetyt na czereśnie" Witold Schejbal i Krystyna Dygat, piękna żona, Ryszarda Kiersnowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji