Artykuły

Eksperyment i ryzyko

Teatr Polski w Londynie pod kierownictwem dra L. Kielanowskiego wznawiając swą działalność odważył się na ryzykowny eksperyment techniczny i artystyczny. Wystawił na scenie "Ogniska" w 4 aktach i 18 odsłonach autoryzowaną przeróbkę sceniczną z głośnej powieści Michała Choromańskiego "Zazdrość i medycyna" pióra p. Walentyny Aleksandrowicz, pokazaną po raz pierwszy w Wilnie.

Książka Choromańskiego jest powieścią, której głównym walorem było wydobycie niesamowitego nastroju z fabuły opartej na raczej banalnym wątku trójkąta małżeńskiego. W czasie burzy halnej zerwany przez wichurę przewód elektryczny śmiertelnie poraża Żyda - krawca Golda i pogrąża całe miasteczko w ciemnościach. Z tą śmiercią schodzi do grobu .koronny świadek zdrady Rebeki, żony światowego przemysłowca Wid-mara z sławnym lekarzem Tamtenem. Ten przełomowy moment ukazany jest urywkowo na początku widowiska w tryptyku scenicznym (Mieszkanie Widmarów, Szpital, Mieszkanie Golda). Potem akcja cofa się wstecz i odtwarza powikłaną kanwę poszlak, którymi żywi się rozbudzona zazdrość oszukiwanego męża.

Podobny chwyt konstrukcyjny zastosował w jednej ze swych sztuk Salacrou, zaczynając widowisko od momentu samobójstwa i wkładając w chwilę dzielącą naciśnięcie cyngla do wybiegu kuli z lufy całą akcję sztuki w formie skondensowanego błysku wspomnień. Choromańskiemu na podobny chwyt pozwoliła rozbudowana technika powieści nowoczesnej, lubująca się w wszelkiego rodzaju cofnięciach czy przeplataniach wydarzeń w czasie. Nie tok wypadków jednak, ale - to już wspomnieliśmy - istotnym wątkiem "Zazdrości i medycyny" jest nastrój powszechnego niepokoju i grozy spowodowany drażniącą zmysły niesamowitością wichury.

Z punktu widzenia warunków technicznych chęć przedstawienia nazbyt wiernego w stosunku do powieści przebiegu fabuły książki w kilkunastu scenkach-odsłonach, bez sceny obrotowej, kostkowej czy jednoczesnej wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Jak utrzymać ciągłość nastroju, skoro długość przerw czasem przerasta długość samych scen. W przerwach nie wystarcza wycie wiatru, falowanie kurtyny i powtarzająca się fraza muzyczna zamknięta syrenim porykiem. Nie sposób też nastroju tego wydobyć zbyt krótkimi odcinkami akcji ułożonymi w tak dowolnym porządku, że tylko dobrze obeznany z książką czytelnik, w nich się nie pogubi, nie doczekawszy się wstrząsu tajemniczości. Przepołowiony epilog dany na początku dezorientuje widza do reszty, zamiast znaleźć się cały tam, gdzie na to sama jego nazwa wskazuje.

Z punktu widzenia artystycznego można sobie wyobrazić przeróbkę książki Choromańskiego na filmie, lub w zradiofonizowanym słuchowisku. Ale na scenie prawa jedności akcji, miejsca i czasu nie dają się tak łatwo obejść. Przeróbka autorki musiałaby być w stosunku do książki bardziej swobodna, a w stosunku do teatru bardziej podporządkowana twardym wymaganiom sceny. Inaczej rzecz się rozsypuje, wypacza i tragikomizm bliższy się staje farsy niż dramatu. Niektóre reakcje widzów na premierze były pod tym względem znamienne.

Wszystkie te zastrzeżenia budzą się pomimo pracowitej inscenizacji "Zazdrości i medycyny" na mikroskopijnej i pozbawionej najprymitywniejszych środków technicznych scence klubowej. Toteż dla stworzenia zwartego widowiska nie wystarczą bardzo udane, świetne wręcz dekoracje Andrzeja Bogdanowicza, doskonałego plastyka i dekoratora. Oklaskiwano je przy podniesieniu kurtyny, jak to miało np. miejsce w wypadku sceny "Pod oknem", podkreślonej mocnym akcentem drutów i słupa telegraficznego.

Nie wystarczyła i dostatecznie nie no-mogła bardzo starannie przygotowana gra aktorów. Więc charakterystyczna kreacja Golda przez Malicza, świetnie wytrzymana rola tak przewrotnej Rebeki przez p. H. Kitajewicz, swobodna swada zadufanego w sobie lekarza (Z. Rewkowski), rola Widmara, którą wziął na siebie A. Butscher, opracowana w szczegółach, choć nie odpowiadająca usposobieniu scenicznemu aktora. Bardzo sugestywna była siostra szpitalna w ujęciu Z. Mroczkowskiej, wycyzelowany typ stanowił docent von Fuchs (S. Kostrzewski), mniej mieli do popisu, ale niemniej dobrzy byli pp. R. Ratschka jako dr Rubiński, W. Sikorski jako sanitariusz czy B. Doliński jako zupełnie epizodyczny kelner. Natomiast Sikorski jr - siedmioletni Robert jako Baruch syn Golda doskonale oddał dziwaczność niesamowitego dziecka.

Wspaniałym osiągnięciem Leona Schillera w przedwojennym "Teatrze Polskim" w Warszawie było wystawienie "Dziejów Grzechu" S. Żeromskiego w 20-kilku krótkich scenkach migawkowych, ale były one zmontowane bez zarzutu i wywierały wrażenie na widzu takie, jakie inscenizator zamierzył. P. Kielanowski, który może na swe dobro zapisać wystawienie innego "Grzechu" Żeromskiego, mógł nie ulec pokusie odświeżania sukcesów osiągniętych w innych warunkach i w innym medium, z tą samą przeróbką sceniczną. Posunięcie to nie zaważy na jego bilansie pracy reżyserskiej, ale może znów podważyć u wielu świadomych miłośników teatru zaufanie do poważniejszych poczynań scenicznych teatru emigracyjnego. Z nadludzkim wysiłkiem zdobywa się na te... eksperymenty i tak rzadko z nich wychodzi z należytym powodzeniem. Błędem byłoby sądzić, że uwagi te mają na celu odwieść od ujrzenia tego widowiska, przeciwnie - winnyby pomóc widzowi w zdaniu sobie sprawy z przeżywanych wrażeń, i zapobiec rozczarowaniom czy nieporozumieniom.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji