Artykuły

Teatr po sezonie. Odwagi, Panie Gigi L'Amoroso

Dwie sztuki w sezonie, na które warto pójść - w tym jedna bardzo dobra, a druga z bardzo dobrym pomysłem i świetną kreacją aktorską - plus recital, na którym można odpocząć w gronie przyjaciół, traktując go jako wstęp do mile spędzonego wieczoru, to nie senność, a sukces sceny 2009/2010. Jeśli dołożylibyśmy do tego trochę promocji, nowych wyzwań, awangardy, różnorodności i więcej wiary w widza, to kolejny rok, mimo biedy, można wykorzystać jeszcze lepiej. Prawdziwy teatr w bogactwie się nie rodzi - pisze Jarosław Wanecki w Gazecie Wyborczej - Płock.

Wśród przyjaciół płockiego teatru krąży legenda o dyrektorze Marku Mokrowieckim, potrafiącym zaśpiewać we wszystkich językach świata francuską piosenkę o tęsknocie dziewczyny do idealnej miłości, w którą nikt oprócz niej w nadbrzeżnej knajpie od dawna już nie wierzy... mimo to co wieczór nadzieja na przybycie do portu tajemniczego marynarza, który porwie swoją wybrankę w krainę szczęścia, powraca.

Na koniec trzeciego sezonu teatralnego patrzę w horyzont, podobnie do dziewczyny z popularnej melodii nie tracę cierpliwości, czekam, aż na scenę przy Nowym Rynku wpłynie wielki żaglowiec, którym popłyniemy w nieznane zakątki sztuki.

Optymizm buduję na kilku przesłankach. Teatr w Polsce przeżywa ogromny renesans. Od wielu lat nie było tak doskonałej sprzedaży biletów i ciągu widza do kas. Dotyczy to zarówno placówek repertuarowych, jak również festiwali i przeglądów, na które zdobycie wejściówki niejednokrotnie graniczy z cudem. Co ciekawe, coraz częściej wybieramy się nie na farsy, lecz na spektakle bardziej ambitne i autorskie, chociaż nadal jest wielkie grono ludzi, którzy uważają, że interesuje ich tylko śmiech, luz i odskocznia od codzienności. Postawa taka nie powinna martwić, chociaż poziom tego typu przedstawień dramatycznie się obniża, także w dużych miastach, zaczynając schlebiać bardzo niskim gustom. To pułapka, w której może znaleźć się także nasza scena. Pełen ogląd zjawisk teatralnych przesłania ponadto wysyp naprędce przygotowanych chałtur z wielkimi nazwiskami na afiszu. Minie jeszcze kilka lat, zanim niewprawny widz poczuje, jak bardzo jest oszukiwany wrażeniem, że bierze udział w ważnym wydarzeniu kulturalnym.

***

Ogólnopolskie trendy przenoszą się także do Płocka. Chcemy chodzić do teatru. Kupujemy bilety. Oklaskujemy spektakle rodzime i impresaryjne, chociaż - co oczywiste - nie jesteśmy zadowoleni z każdej propozycji. Osobiście nadal nie identyfikuję się z nadreaktywnością widowni i premierowymi happeningami politycznymi, lokującymi nas na głębokiej prowincji.

Jaki w związku z tym był ostatni sezon?

Po pierwsze bardzo nierówny. Czy jednocześnie również senny, jak to określiła w swoim podsumowaniu Milena Orłowska z "Gazety Wyborczej"? Odpowiedź znajdziemy w uważnym spojrzeniu na poszczególne propozycje repertuarowe i reakcje, jakie towarzyszyły spektaklom, a także w porównaniu ich z dokonaniami innych teatrów.

Początek był bardzo obiecujący. Rok Juliusza Słowackiego i "Mazepa" w reżyserii Krzysztofa Prusa pozwoliły sądzić, że po kilku latach mamy do czynienia z przełomem. A przecież sam uważałem, że klasyki nie należy wystawiać na dużej scenie i szedłem do teatru z wielkimi obawami, mając przed oczami nieudany spektakl z Zakopanego oraz opinie, że jubileuszowe wystawienia Słowackiego nie zachwycały. Dziwi więc brak próby pokazania spektaklu na zewnątrz, chociaż ponoć był zgłoszony i nigdzie nie został zakwalifikowany, co pogłębia moje przekonanie, że krytyka wyciągnęła pochopne wnioski na podstawie dotychczasowej wiedzy o naszym repertuarze, a nie na podstawie samego przedstawienia.

"Mazepa" był przede wszystkim spektaklem z zamkniętą koncepcją i niezwykle dobrym przekazem treści, mimo archaicznego języka. Miał dobrą oprawę muzyczną z dwoma brakami na zejściu aktorów, scenografię z podświetleniami drugich planów w scenach wizyjnych, dźwięk wreszcie był zsynchronizowany, chociaż raziło użycie dubbingów, ale mogę je po dłuższej analizie uzasadnić. Oczywiście rekwizyty mogłyby być bardziej pomysłowe. Największa wada polegała na złej interpretacji relacji Mazepa - Amelia. Niepotrzebnie i na siłę wprowadzony wątek erotyczny zabrał Katarzynie Anzorge tytuł do "Srebrnej Maski". Niestety. Za to do końca wykorzystał swoją rolę króla Jana Kazimierza Marek Walczak i jako aktor bardziej doświadczony zdobył nagrodę Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru. Różnica aktorsko polegała jeszcze na tym, że Walczak grał bardzo technicznie, ze świetnym wyczuciem warsztatu. Anzorge pokazała natomiast emocje, wyłuszczyła tragizm postaci, zatańczyła w śmiertelnym korowodzie, dzięki czemu jej Amelia nie była tekturową marionetką. Rozczarowaniem był sam Mazepa, którego odegrał w swoim stałym stylu Mariusz Pogonowski - bez pomysłu i miałko.

***

Szef Stowarzyszenia Per Se lepiej wypadł w roli autora scenariusza i reżysera "Lovers saute", czyli w moim tłumaczeniu spektaklu pod tytułem "Kochankowie bez makijażu". Zbieranina tekstów z internetu, połączona ze stereotypami współczesności ułożona została w ciekawą interakcję międzyludzką dwóch par, chociaż - co uparcie powtarzam - nie była niczym odkrywczym. Nie opowiadała bowiem o problemach innych niż w innych spektaklach tego typu, czy wręcz w większości propozycji literackiej. Została jednak ciekawie przedstawiona, a może jeszcze bardziej ciekawie zagrana. Głównie wygrało miejsce: piekiełko z pomysłowo ustawioną scenografią. Wreszcie. Dobrze została wykorzystywana muzyka. Pogonowski podczas warsztatów z młodymi ludźmi nauczył się prawdopodobnie od nich używania muzyki w inny niż tradycyjnie to rozumiemy sposób. Ale najważniejsza w spektaklu jest znów Katarzyna Anzorge. Jej Joanna to kreacja aktorska roku. Właściwie próbę dogonienia podjął tylko Jan Kołodziej. Najsłabiej wypadł Łukasz Mąka, który po raz kolejny nie pokazał żadnych talentów, oprócz drażniącego rozmamłania.

Nad piekiełkiem jest scena kameralna, gdzie możemy oglądać, a przede wszystkim słuchać Jana Jakuba Należytego w recitalu z udziałem płockich aktorek - "Miłość i... więcej nic". Muszę przyznać, że wieczór z francuską piosenką jest bardzo klimatyczny, poprowadzony zgrabnie i swobodnie, z jedną uwagą - nie jest to spektakl teatralny. Dla wyrobienia sobie zdania wybrałem się do Warszawy, gdzie w Teatrze Polskim odbyła się w lutym premiera z piosenkami Brela "Do Amsterdamu". I zobaczyłem prawdziwy teatr piosenki, a nie piosenkę w teatrze, od której bardzo wyraźnie na rzecz teatralności odeszła nawet Gala Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Notabene przez żadną telewizję nietransmitowana, a zrobiona z wielkim rozmachem, kontrowersyjna, mocna, awangardowa.

Nie udało mi się niestety znaleźć czasu na wznowienie "Opowieści wigilijnej" i premierowego "Pinokia", głównie z powodu poranków, jakie spędzałem w tym czasie w pracy i niedostosowania afisza do różnych pór, w jakich widz mógłby pojawić się w teatrze. Zgodnie z normą panującą w świecie powinien to być wieczór, a w wypadku bardzo małego widza godziny późnego popołudnia.

***

Obejrzałem za to "Prywatną Klinikę" i nawet bardzo się nie zdenerwowałem, chociaż jest to najgorsza farsa wystawiona w teatrze płockim od wielu sezonów. Skąd mój spokój. Kilka tygodni wcześniej zaproszono mnie do Teatru Komedia, gdzie odegrano farsę "Oto idzie panna młoda..." z udziałem Krzysztofa Tyńca. I to była prawdziwa porażka, przy której małpia gra Jerzego Bończaka, sztuczność Hanny Chojnackiej, płytkość tekstu i mało wartka akcja w wykonaniu zespołu aktorskiego, są warte pochwały. Poza tymi komplementami, nic w tym przedstawieniu nie zachwyca.

I tak oto płynnie z Roku Słowackiego przeszliśmy do Roku Chopina. Z tej okazji, z jednoczesnym uczczeniem Międzynarodowego Dnia Teatru, obejrzeliśmy ostatnią premierę "Lata w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza w reżyserii Jana Skotnickiego, a to z powodu 35-lecia płockiej sceny. Osobiście odebrałem to przedstawienie z dużą przychylnością, chociaż nie widziałem entuzjazmu w oczach mojego syna. Niestety, takie inscenizacje niczego w teatrze nie tworzą. Przedstawienie nazbyt archaiczne, sztywne, napuszone, zagrane do pokolenia, które do teatru już nie chodzi, bo po prostu już go nie ma wśród nas. Jedyna dobra rola należała ponownie do Katarzyny Anzorge, która po raz kolejny zagrała inaczej. To największa pochwała dla aktorki, jeśli otrzymuje recenzje, że tak trudno ją rozpoznać, bo w każdym spektaklu jest kimś innym. Osobiście proponowałbym pani Katarzynie podpisanie angażu w większym mieście i próbę wykorzystania swoich umiejętności z bardziej doświadczonym zespołem w Łodzi, Poznaniu a może nawet w Warszawie.

***

Na koniec zostawiłem sobie kilka smaczków i pytań. Gdzie się podziała restauracja teatralna? Dlaczego nadal nie ma jednolitej szaty programów dla poszczególnych scen, a może nawet dla wszystkich przedstawień, które powinny pokazywać przemyślaną linię wizualną? Robi tak wiele polskich teatrów, od Narodowego począwszy. Gdzie się podział mistrz szulerów Jan Nowicki? Czy w nowym sezonie będzie patrzył na nas jedynie z portretu w foyer, czy może jednak znajdzie minutkę na rólkę godną tak znakomitego nazwiska?

W tegorocznej analizie nie odnoszę się do działań artystycznych na obrzeżach Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego, głównie z powodu litości dla spektaklu "Viva Verdi". Natomiast bardzo cieszy dalsza praca z młodzieżą płockich aktorów, w tym projekt HUTA Płock, czyli Hangar Utylizacji Totalnego Artu realizowany przez Per Se. Zabawnie ta HUTA brzmi, kiedy słyszę z ust prominentnego twórcy, że Płock przypomina pod względem zapotrzebowania na kulturę teatralną podkrakowską Nową Hutę. A to nie jest komplement. Może więc wytopimy więcej żelaznych sympatyków dzięki takim inicjatywom. Tym bardziej że spróbuję bardzo uważnie przyjrzeć się propozycji teatru letniego, który w wakacje zagra we współpracy z Galerią Sztuki. Co roku przypominam, że lato to dobry czas na wizytę w teatrze. Osobiście wybieram się na Festiwal Szekspirowski do Gdańska.

Odnotowania są warte jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze występ płockiego zespołu na scenie Teatru Ateneum z przedstawieniem "trzynasty dwunasty" Grażyny Przybylskiej-Wendt w reżyserii Marka Mokrowieckiego, bardzo dobrze odebrany przez widownię w połowie złożoną z kobiet internowanych w stanie wojennym, a w połowie z młodzieży warszawskich liceów. Po drugie zastanawia mnie postawa kandydata na Płocczanina Roku, który mówi: "Chcę robić teatr przez duże T, ale nie zostawiam PER SE, zacząłem myśleć, że mam swoje miejsce w Polsce". Nie wiem, czy Per Se to teatr przez małe t, ale wiem, że pozycji artystycznej nie można osiągnąć, przyklaskując swoją obecnością manipulacjom związanym z plebiscytem na najbardziej godną postać miasta.

Proponuję powrót do pomysłu realizacji przeglądu teatralnego. Przypominam, że opowiadałem się za bajkami, ale sądzę, że moglibyśmy pomyśleć o mniejszej formie i na scenie kameralnej obejrzeć i wysłuchać prezentacji spektakli piosenki. Nagrodą mogłaby być Złota Mirra, dla uczczenia pamięci Miry Zimińskiej-Sygetyńskiej, zamiast budowania pomnika, o który zabiega coraz większe grono płocczan.

Dwie sztuki w sezonie, na które warto pójść - w tym jedna bardzo dobra, a druga z bardzo dobrym pomysłem i świetną kreacją aktorską - plus recital, na którym można odpocząć w gronie przyjaciół, traktując go jako wstęp do mile spędzonego wieczoru, to nie senność, a sukces sceny 2009/2010. Jeśli dołożylibyśmy do tego trochę promocji, nowych wyzwań, awangardy, różnorodności i więcej wiary w widza, to kolejny rok, mimo biedy, można wykorzystać jeszcze lepiej. Prawdziwy teatr w bogactwie się nie rodzi. I mam nadzieję, że naszym aktorom i twórcom teatru na prawdziwym teatrze nadal będzie zależało. Więcej odwagi, Szanowny Panie Gigi L'Amoroso [autor ma na myśli Marka Mokrowieckiego - red.]! Czekamy, aż pojawi się Pan na teatralnym horyzoncie z podarowanym Panu zaproszeniem spektaklu na międzynarodowy festiwal lub na nagranie w Teatrze Telewizji.

* Autor jest lekarzem pediatrą, prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Płocku, a od kilku miesięcy kieruje kolegium redakcyjnym "Gazety Lekarskiej" oraz przewodniczy Płockiemu Towarzystwu Przyjaciół Teatru

Na zdjęciu: "Miłość i... więcej nic"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji