Artykuły

Święto literatury i teatru

Listy Słowackiego do matki, Krasińskiego do Delfiny Potockiej i wiele innych listów wielu innych autorów, należą do literatury. Listy G.B. Shaw'a do Stelli Patrick - Campbell okazały się nawet znakomitym tekstem scenicznym.

Uświadomił to sobie komediopisarz amerykański Jerome Kilty, który z kilku setek listów autora "Pigmaliona" do pierwszej odtwórczyni roli Elizy Doolittle, znalezionych po jej śmierci w pudle do kapeluszy, zbudował utwór dramatyczny, będący obrazem ewolucji ich miłości, wspomnień z prób "Pigmaliona", ich rozstania po jej wyjściu za mąż za młodszego kochanka i schyłku ich życia, jego - autora o światowej sławie i jej - starzejącej się aktorki, odtrąconej przez Hollywood, samotnej po stracie męża na wojnie, gasnącej w niedostatku w ubogim hoteliku nowojorskim.

Intymny dialog życia obu wybitnych indywidualności artystycznych pozwala wgłębić się w psychologię tego Moliera XIX w. jak historia literatury nazwała Shawa, zdzierającego w swej komediowej twórczości maski z ludzi, by ujawniać obłudę społeczną i ukazać jak ten kpiarz i cynik, już po pięćdziesiątce zakochał się młodzieńczą miłością w uroczej aktorce, będącej natchnieniem kilku jego scenicznych postaci. Lecz namiętność a nawet liryzm jego uczucia, nie przesłoniły jego wrodzonego egoizmu, który żądał od jej kobiecości i talentu podporządkowania się sytuacji żonatego i zazdrosnego kochanka oraz wyższości męskiego intelektu.

Aż przebrała się miarka. Przywiązanie, podziw dla talentu i wdzięczność za sławę zbladły wobec nowej miłości i Stella Campbell, po wspólnym tryumfie w "Pigmalionie", odeszła od Shawa. Nie ustały dlatego ich listy. Jego - zaprawione ironią wobec kobiet, obawą nadchodzącej starości i goryczą mimo artystycznego i materialnego powodzenia, i jej - będące wyrazem życiowej klęski, gdy wyjechawszy do Ameryki przekonała się, że wiek zamknął przed nią drzwi do teatru i kina, skazując na wygnanie w Nowym Jorku. Nie chciała bowiem opuścić nawet na 6 miesięcy kwarantanny swego ukochanego pekińczyka, jedynego towarzysza jej niedoli. A przejęty sobą Shaw nie umiał jej pomóc.

Ważnym bowiem elementem listów, o których mowa, jest, że one są również zdarciem maski z twarzy tych, którzy je pisali. Są odkłamaniem ich przysiąg, dowodem potrzeby szczerości, obnażeniem prawdy ich uczuć. Stąd dla Stelli Shaw jest "kochanym kłamcą". Na tym polega życiowy konflikt ich obojga. I na tym polega "dramat" sceniczny, którego oboje są bohaterami. I w tym tkwi trudność realizacji tego dramatu na scenie.

Albowiem rozgrywa się on jedynie i wyłącznie wśród dwojga ludzi i to nie dzięki akcji scenicznej, lecz jako ich przeżycia wewnętrzne na skutek listów, które odczytują, by zareagować na nie również listownie. Lecz z listy te są tak wymowne, tak żywe i barwne, że trzymają słuchaczy w napięciu, aż do ostatniego. Dowodem tego jest długotrwałe powodzenie tej "epigramatycznej" sztuki, granej w Ameryce, Anglii, Francji, Niemczech, Polsce itd.

Jak wiadomo, powodzenie każdej sztuki teatralnej zależy - poza autorem - od publiczności i aktorów. W danym wypadku "Kochany kłamca" potrzebuje publiczności literackiej, znającej twórczość Shawa i to nie tylko " Pigmaliona", spopularyzowanego przez operetkę i film "My Fair Lady", ale i przepojonej Nietzschem komedii "Człowiek i nadczłowiek", czy buntem społecznym "Profesji pani Warren", czy wreszcie jego antywojenną i antyhitlerowską "Genewę" itd. I potrzebuje publiczności interesującej się warsztatem teatralnym, ciekawej i bawiącej się na próbie "Pigmaliona", gdy Shaw wkuwa w Stellę charakterystyczną rolę Elizy. Oby takiej publiczności znalazło się w Londynie jak najwięcej.

Bo aktorzy znaleźli się w oso-bach Ireny Kory-Brzezińskiej i Adolfa Bożyńskiego. Jest to zasługa p. Z. Zimanda, spiritus movens londyńskiego przedstawienia "Kochanego kłamcy", że ściągnął A. Bożyńskiego z Monachium, który mimo lat "grania" do mikrofonu rozgłośni radiowej nie stracił swej swobody aktorskiej umiejętnej projekcji słowa i gestu i wymownych choć półtonowych podkreśleń każdego z wewnętrznych drgnień wrażliwego Shawa. Kora-Brzezińska przypomniała nam zaś swoją znakomitą dykcję, posłuszną głosowi śmiałemu w krzyku i przejmującemu w szepcie skarg, odtwarzając całą skalę kobiecych przeżyć Stelli, od uniesień miłosnych do oburzenia poniżonej dumy i fizycznych cierpień starości.

Narzuca się jednak spostrzeżenie: dlaczego I. Kora-Brzezińska dzięki swym trzem stylowym aparycjom (począwszy od uczesania) mogła znaleźć się wśród publiczności na Derby w 1913 roku obok Audrey Hepburn, gdy A. Bożyński był ubrany w doskonale po dzisiejszemu skrojony garnitur z modnego materiału?

I jeszcze jedna uwaga. Dlaczego na pomysłowej i estetycznej scenie o kolorowych zasłonach jej dwie trzecie zajmuje salonik, a później pokój Stelli z fotelem, stolikiem, lampą itd., gdy Shaw miał do rozporządzenia tylko mały kąt z rodzajem pulpitu, przy którym stał niby wykładowca, chwilami tylko odrywając się od niego?

To odmienne potraktowanie możliwości technicznych obojga artystów wpłynęło na ich podejście do swych postaci. Kora-Brzezińska grała Stellę, p. Bożyński raczej objaśniał Shawa z tekstem jego listów w ręku.

Lecz obie te drobne rozbieżności nie przeszkodziły w zharmonizowaniu gry ich obojga i utrzymaniu przez nich dwoje widowni przez cały wieczór, w nie słabnącym zainteresowaniu, wzruszonej końcowymi akcentami tragicznej rezygnacji Stelli.

Artyści polscy grający "Kochanego kłamcę" w Londynie mieli jedno ułatwienie : znakomite tłumaczenie tekstu na polski Juliusza Sakowskiego. Była to świetna polszczyzna literacka, a przy tym prosta, jasna, łatwa do mówienia i doskonale brzmiąca ze sceny. A tekst ten wyrzeźbił w ustach aktorów i wydobył zeń wszelkie niuanse, poza tym nadał ton i tempo gry - reżyser całości przedstawienia Leopold Kielanowski. Oprawę sceniczną stworzył Tadeusz Orłowicz.

A więc: na scenie "Ogniska Polskiego" ujrzeliśmy dramat G.B. Shawa i jego umiłowanej Stelli Campbell, wystawiony przez zasłużonego prezesa ZASP-u L. Kielanowskiego, zagrany przez I. Korę-Brzezińską i A. Bożyńskiego, w tłumaczeniu J. Sakowskiego, w dekoracji T. Orłowicza. Jak niegdyś ...

Może jest to zapowiedź odrodzenia teatru polskiego w Londynie?

W każdym razie jest to święto literatury i teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji